poniedziałek, 30 października 2017

Epilog. - I Will Follow You Into The Dark.

Kiedy szedł na spotkanie z Czarnym Panem wiedział już… przeczuwał, że nie wyjdzie z tego żywy. Bitwa o Hogwart trwała w najlepsze, widział wiele zabitych, głównie swoich uczniów.

Nagle perspektywa rychłej śmierci wypełniła go nadzieją. To wszystko zakończy się za kilka chwil.
Nie bał się odejść z tego świata samotnie. Wiedział, że to jego przeznaczenie. Zdał sobie z tego sprawę, w dniu, kiedy do szkoły przyniesiono jej ciało.

***

 Na jej zastygłej twarzy widział pozostałości po delikatnym uśmiechu. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego jaka była piękna, jak przez chwilę, krótki moment wypełniła jego życie światłem.
Podszedł bliżej niej, w oddali słyszał zawodzenie Blacka, którego próbował uspokoić Dumbledore.
Patrzył na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Kasztanowe włosy, zawsze w uroczym nieładzie. Za każdym razem znajdował się ten jeden niesforny kosmyk, tym razem nie było inaczej. Delikatnym ruchem dłoni założył go za ucho. Była zimna, a jej kształtne malinowe usta zaczęły sinieć. To był ostatni moment. Pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek, krótki, pożegnalny…

Nie czuł w sobie takiej rozpaczy, jaką czuł po śmierci Lily. Był już chyba na to odporny. Być może nawet był na to przygotowany. Ta jej ostatnia przepowiednia…

Kiedy wrócił do szkoły i nie zastał jej, wiedział… przeczuwał. Mimo początkowego przerażania, poczuł w sobie spokój. Wiedział, że nie był w stanie jej powstrzymać. To nie o niego toczyła tą walkę.

Przejechał palcem wskazującym po jej zimnym policzku.

- Dzieciaku. – westchnął. – Coś ty najlepszego zrobiła.

Podszedł do drzwi. Zatrzymał się w progu i po raz ostatni spojrzał na nią. Była taka spokojna…

***

Czarny Pan coś mówił, krążył wokół niego. Nie słuchał go. Wiedział, że go zabije. Przestało mu zależeć.

Na drugim końcu pomieszczenia, zobaczył ją. Wyłoniła się z nicości jego świadomości. Stała tam uśmiechnięta i czekała na niego. Poczuł błogi spokój.
Gdy Czarny Pan zadał cios patrzyli na siebie. Żadne słowa nie potrafiły by opisać tego, jakie uczucia wyrażało to spojrzenie. Zupełnie nie poczuł ukąszeń węża. Kira stała tak blisko, był pewien, że gdyby tylko zdołał wyciągnąć dłoń… Nie zdołał.


- Podążę za tobą w ciemność. – pomyślał i była to ostatnia myśl jaka zajaśniała mu przed nastaniem mroku.

niedziela, 22 października 2017

Minutes To Midnight

Minęły kolejne godziny. Na zewnątrz było już ciemno, a z każdą chwilą Kira stawała się bardziej nerwowa.

Coś jest nie tak. – powtarzała sobie chodząc w kółko. Coś jej umyka, tylko co? Co działo się w wizji? Toczyła się walka, Syriusz i ta kobieta pojedynkowali się. Wokół nich jednak też byli inni.

Przystanęła. Byli tam Harry, Ron, Giny, Neville, Luna. Byli też członkowie zakonu.

Jasna cholera! – powiedziała do siebie. Wszystko poskładało się w jedną całość.

Zielone światło, rozdzielenie dusz, nie uratujesz… Wciągnęła z sykiem powietrze.

- A właśnie, że uratuję! –złapała swoją różdżkę i pobiegła w kierunku drzwi głównych zamku. Snape’a nadal nie było, ale wiedziała, że zabroniłby jej.

Mogła się aportować, potrafiła to. No dobrze, ale dokąd? – dopadło ją to pytanie w momencie kiedy wybiegała za główną bramę Hogwartu.  Myśl, Kira myśl! – mówiła do siebie coraz bardziej przerażona. Na szczęście Harry opowiedział jej ze szczegółami jego podróż tam. Wiedziała, gdzie znajduje się wejście dla gości. Zalała ją fala szczęścia, nie wszystko jest stracone.

Przeniosła się na jedną z bocznych uliczek, które dobrze znała. Codziennie przechodziła tędy do pracy. Wyszła do głównej ulicy i po swojej prawej stronie zobaczyła budkę telefoniczną. Ruszyła powoli, rozglądając się na boki. Niepewnie weszła do środka i podniosła słuchawkę, na oślep wykręcając jakiś numer.

Gdzieś w głębi odezwał się chłodny kobiecy głos.

- Witamy w ministerstwie magii, proszę podać imię, nazwisko i sprawę.

- Kira Grey, spieszę na ratunek. – warknęła do słuchawki.

- Dziękuję. Proszę przypiąć plakietkę.

Budka telefoniczna zadygotała niebezpiecznie i zaczęła opadać w dół. Kira odetchnęła z ulgą. Zaraz będzie na miejscu.

Kiedy otworzyła drzwi budki znalazła się w wielkim, bogato zdobionym holu. Przez chwile stała oniemiała, jednak kiedy przypomniało się jej, po co tu jest, ruszyła pospiesznie do windy.

Złota karata odsunęła się ze szczękiem i Kira natychmiast wpadła do środka naciskając jak szalona guziki. Krata zasunęła się i winda ruszyła. Kira ponownie się przeraziła, wszystko działo się tak samo jak w jej wizji. Coś ścisnęło jej serce. Nie mogła pozwolić, by zginął… nie mogła!

Winda dotarła na miejsce. Ponownie puściła się biegiem po pustych korytarzu słysząc już doskonale odgłosy bitwy.

Wpadła do owalnej sali zdyszana, przerażonym wzrokiem zaczęła szukać Syriusza. Dostrzegła Dumbledore’a, dokładnie w tym samym momencie, kiedy on również ją zobaczył. Ujrzała cień, który przebiegł przez jego twarz. Nie czas na to! Syriusz!

Zobaczyła go tak samo jak w wizji. Walczył, miotał zaklęciami i bronił się zawzięcie. Wyszczerzył kpiący uśmiech w stronę kobiety, która posłała w jego kierunku zielony promień. Uśmiech Syriusza zniknął, w chwili gdy zorientował się kto obronił go przed śmiercionośną klątwą.

Zaklęcie ugodziło ją prosto w pierś, gdy wpadła pomiędzy nich. To zadziwiające, ale niczego nie poczuła. Zdołała jeszcze spojrzeć w jego oczy i wyszeptać ostatkiem sił.

- Zasłoniłam cię. – zanim osunęła się na ziemię.


Minutę później wybiła północ.

niedziela, 15 października 2017

Where the hell have you been?

Kiedy zdała sobie sprawę, z tego co zobaczyła o mały włos nie wybuchła histerycznym płaczem, ale w tej samej chwili usłyszała w swojej głowie głos Severusa: „Nie czas na twoje łzy, dziewczyno!”.

Ma racje! Nie czas na to! Skoro to zobaczyła to znaczy, że można temu zapobiec. Pozbierała się i biegiem ruszyła do Severusa. Tylko on mógł pomóc. Gdy dopadła do jego drzwi i zobaczyła, że są zamknięte, ponownie opanowało ją przerażenie. Zaczęła w nie walić z całych sił licząc na to, że Snape jednak jest w środku. Nie było go. Liczyła się każda chwila! Nie wiedziała kiedy zdarzenie z jej wizji będzie miało miejsce. Nie mogła jednak dopuścić do tego, by Syriusz brał w tym udział. Musiała go ostrzec! Gdzie do jasnej cholery jest Snape, kiedy jest potrzebny!

Kiedy to pomyślała usłyszała zbliżające się kroki, spojrzała w tą stronę i odetchnęła z ulgą. Snape szedł pospiesznie w jej stronę z groźną miną.

-Dobrze, że jesteś! – dopadła do niego.

- Nie mam teraz czasu na twoje histerie. Muszę udać się na Grimmauld Place.

- Ja właśnie w tej sprawie! – ruszyła za nim. – Widziałam jego śmierć!

Snape gwałtownie się zatrzymał i rzucił jej badawcze spojrzenie.

- Kiedy?

- Przed chwilą. Widziałam jak Syriusz zostaje zabity. – mówiła nie dbając o to, że łamie się jej głos. – Proszę cię, Severusie! – spojrzała mu błagalnie w oczy. – Nie pozwól, by mu się coś stało!

- Potter również zobaczył jego śmierć. – zmrużył oczy i otworzył drzwi gabinetu. Weszła za nim. Podszedł do biurka i wziął swoją różdżkę i ruszył do wyjścia.

- Idę z tobą! – powiedziała, kiedy przechodził obok niej.

- Wykluczone! – przystanął. – I bez tego mam sporo kłopotów.

- Proszę cię, to mój przyjaciel!

- Nie obchodzi mnie to, zostajesz tu i czekasz na mnie! – Po jego tonie wyczuła, że nie przekona go, a czas uciekał.

- Powiedz mu, że pod żadnym pozorem nie może opuszczać domu! To bardzo ważne! – Snape skinął i nie patrząc już na nią ruszył do wyjścia. Kira została sama w jego gabinecie wsłuchując się w cichnące odgłosy jego kroków.

***

Minęły dwie godziny zanim ponownie usłyszała jak się zbliża. Zerwała się z miejsca i wybiegła mu naprzeciw.

- Black jest w domu, bezpieczny.

- Powiedziałeś mu, aby nie ruszał się z miejsca?

- Za kogo ty mnie masz? – obrzucił ją oburzonym spojrzeniem. – Teraz muszę coś załatwić. A ty nie ruszaj się stąd. To nie jest dobry pomysł, byś spacerowała teraz po zamku.

- Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona.

- Potter, Granger i Umbridge ruszyli do zakazanego lasu i jeszcze nie wrócili. Idę ich szukać. Poza tym cała brygada inkwizycyjna, leży oszołomiona w jej gabinecie. Obawiam się, że Potter nie do końca jest świadomy tego, że Black jest bezpieczny.

- To znaczy, że ruszył mu na ratunek?

- Nie wiem. Idę ich szukać. A ty zostajesz! – dodał widząc, że chce coś powiedzieć. – Oszczędź mi chociaż zmartwień o ciebie. – Delikatnym ruchem dłoni założył jej kosmyk włosów za ucho,  spojrzał na nią i chwile przyglądał się jej z tą rzadką u niego czułością. – Kiedy wrócę porozmawiamy.


Ruszył przed siebie zostawiając ją samą na korytarzu. Powinna być spokojna, Syriusz jest bezpieczny. Dlaczego więc nadal miała w sobie to ziarno niepewności, które nie dawało jej spokoju?

niedziela, 8 października 2017

Loss, Love and Legacy

Mimo upływu czasu, nadal nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Pocałowała Snape’a!

Nie to jednak było najgorsze… Najgorsze było to, jak oddał pocałunek i trwali tak złączeni, dopóki nie wróciła mu trzeźwość umysłu i wywalił ją za drzwi.

Stała chwilę oszołomiona przed jego drzwiami próbując wyrównać przyspieszony oddech, i nagle do niej dotarło co zrobiła. Natychmiast rzuciła się biegiem w kierunku swoich pokoi. Wpadła pod prysznic i chciała zmyć z siebie to upokorzenie, które sama sobie zafundowała. Nie mogła mieć do niego żadnych pretensji. Zachowała się jak kompletna kretynka! Jak mogła pomyśleć, by on chciał wiedzieć co naprawdę było w tej wizji. Powinna skłamać, wymyślić na poczekaniu jakąś historyjkę. Jak mogła być taka głupia! Przecież on kocha inną kobietę!

Na całe szczęście nie mieli dziś ze sobą zajęć. Jednak nie łudziła się, że to wszystko rozejdzie się po kościach. Kiedyś będą musieli stawić temu czoła. W momencie całe jej dotychczasowe życie przeleciało jej przed oczami.

- Idiotka! – warknęła na siebie, zwalając się bezwładnie na łóżko.

Nie wyjdzie stąd już nigdy. Zabarykaduje się i zapadnie pod ziemię. Co ona sobie myślała?

Spojrzała na zegarek, właśnie trwały ostatnie egzaminy, za chwile rozpoczną się wakacje. Była za to wdzięczna. Może chociaż przez te dwa miesiące nie będą się widywać i zdoła zapomnieć o wszystkim.

Przymknęła oczy, nieprzespana noc dała się jej we znaki. Była zmęczona i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.

***

Biegła zdyszana przez ciemne korytarze, a odgłos jej kroków roznosił się echem. Wokół panowała złowroga cisza, jednak doskonale wiedziała co dzieje się w podziemiach ministerstwa. Wzmocniła uścisk na różdżce i wpadła do windy, wciskając guzik z natarczywością, jakby to miało wszystko przyspieszyć.

Gdy głos w windzie oznajmił przybycie na poziom Departamentu Tajemnic ponownie puściła się szaleńczym biegiem wzdłuż korytarza. Teraz doskonale słyszała odgłosy odbywającej się tam walki.
Wpadła do owalnego pomieszczenia ledwie łapiąc oddech. Wszędzie widziała pojedynkujące się pary, jednak to ta jedna przykuła jej uwagę. Widziała jak Syriusz walczy z jakąś kobietą, która miała obłęd w oczach. Widziała jak Syriusz śmieje się z niej, odbijając jej klątwy. Ten uśmiech widniał na jego twarzy nawet wtedy, kiedy śmiertelna klątwa ugodziła go w pierś.


Kira krzyknęła, jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Chciała pobiec do niego, jednak nogi wrosły jej w ziemię. Nie mogła się ruszyć dławiona przez szaleńczą bezradność i rozpacz. Kiedy tak szamotała się sama ze sobą, powróciła do rzeczywistości spadając z hukiem z łóżka.

wtorek, 3 października 2017

Seal Our Fate

Kolejne dni mijały niezauważone. Egzaminy toczyły się pełną parą, w związku z tym Snape miał dużo więcej obowiązków. Jej wieczorne zajęcia bywały odwoływane coraz częściej. Nie miała o to pretensji, wręcz przeciwnie, była wdzięczna. Nie miała kompletnie głowy do tego, by się uczyć. Nie mogła przestać myśleć o wygłoszonej kilka dni temu przepowiedni. Kogo się tyczyła? Czyje życie ponownie jest zagrożone? Westchnęła ciężko i spojrzała w stronę zamku. Noc była ciepła, siedziała więc na brzegu jeziora wpatrując się w gwiazdy. To samo robili piątoklasiści, których egzamin z astronomii właśnie trwał w najlepsze. Nie miała ochoty wracać do środka. Wsłuchiwała się w cykanie świerszczy i ciche pluski wody. Panujący spokój zakłóciło nagle otwarcie i zatrzaśnięcie głównych drzwi zamku. Wstała i spojrzała w tą stronę. W kierunku chaty Hagrida szło pięć osób. Wydawało się jej, że na samym przedzie kroczyła Umbridge. Było ciemno i stała oddalona, jednak jej nie sposób pomylić z kimś innym. Z każdym krokiem zbliżali się do domu gajowego. Kira miała złe przeczucia, więc wzięła do ręki różdżkę i ruszyła powoli w ich kierunku.

W chwilę po tym z chaty wyszedł Hagrid i zaryczał wściekle, wymachując pięściami. W jego kierunku posłano pięć snopów czerwonego światła.

To niemożliwe! Chcą go oszołomić! – pomyślała oburzona przyspieszając kroku, gdy nagle przypomniała sobie słowa Snape’a:  „Twoja jakże szlachetna postawa kiedyś cię zgubi.” Przystanęła, przyglądając się całemu zamieszaniu.

Brytan gajowego ruszył w jego obronie, niestety oszołomiono go, a wówczas Hagrid zaryczał złowrogo. To zadziwiające, że oszałamiacze się go nie imały. Piątka napastników nie była w stanie poradzić sobie z jednym pół olbrzymem.

Frontowe drzwi zamku ponownie się otworzyły i Kira dostrzegła spieszącą w ich stronę szczupłą i wysoką postać.

- Jak śmiecie! – usłyszała głos profesor McGonagall. – Zostawcie go! Dajcie mu spokój, mówię! – krzyczała, gdy nagle w jej stronę posłano cztery oszałamiacze. Kira pisnęła przerażona. Profesor McGonagall runęła na ziemię. Gdy zrozumiała co się stało, puściła się biegiem w jej stronę.

Jak tak można! Pięciu na jednego! Była bez szans! Gdy do niej dobiegła spostrzegła lecący w jej stronę czerwony promień.

- Protego! – wrzasnęła odbijając zaklęcie.

- Brać go! – krzyknęła Umbridge w stronę uciekającego Hagrida.

Na szczęście żadne z nich nie zdołało go już dogonić. Zniknął w ciemnościach zakazanego lasu.

Pięć osób ruszyło w jej stronę. W tym czasie Kira zdołała wyczarować nosze i przenieść na nie McGonagall.

- To bestialskie! – krzyknęła prosto w twarz Dolores. – Jak pani może tak nadużywać swojej władzy! A wy! – wskazała na czterech mężczyzn. – Spójrzcie co zrobiliście, przecież to kobieta! A pani – wskazała palcem na Umbridge – pożałuje tego co zrobiła!

- Panno Grey… - zaczęła ze złośliwym uśmiechem na twarzy. – Chyba się Pani zagalopowała. Proszę przenieść profesor McGonagall do skrzydła szpitalnego i zjawić się w moim gabinecie razem z profesorem Snape’m. – Jeszcze raz posłała w jej stronę obrzydliwy uśmiech. Kira wyprostowała się i rzuciła w jej stronę najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było ją stać. Gdy odeszli lewitowała nosze z nauczycielką do zamku, gdzie natychmiast się nią zajęto.

Kira ruszyła do lochów. Czekała na nią jeszcze jedna konfrontacja. Zapukała do drzwi Snape’a. Otworzył jej po dłuższej chwili zdziwiony jej wizytą.

- Pani dyrektor prosi nas do siebie. – wypowiedziała te słowa z obrzydzeniem.

- Dlaczego? – spojrzał na nią podejrzanie.

Kira spuściła wzrok. Absolutnie nie mogło jej przejść przez gardło, że na pewno zostanie wywalona ze szkoły.

- Co zrobiłaś? – zapytał wychodząc na korytarz i ruszając w kierunku gabinetu Umbridge. Milczała. Podążała tylko za nim, czując, że jej świat zaczyna gwałtownie się kurczyć. Dokąd się uda? Może Syriusz pozwoli jej pomieszkać jakiś czas u siebie?

Gdy stanęli pod jej gabinetem, drzwi uchyliły się prawie natychmiast.

- Zapraszam. – powitała ich cukierkowym tonem. Na jej twarzy widoczny był wyraz zwycięstwa.

Snape wszedł do środka, lekko popychając Kirę do przodu.

- Zapewne profesorze Snape zastanawia się Pan, dlaczego wzywam Pana o tak późnej porze?

- W rzeczy samej. – powiedział rzucając krótkie spojrzenie na Kirę.

- Panna Grey dopuściła się wobec mnie rażącego braku dyscypliny, którego niestety nie mogę tolerować. Moim życzeniem jest, aby opuściła Hogwart.

Snape zacisnął usta i ponownie spojrzał na Kirę, która trzymała wysoko uniesioną głowę. Nie obchodzi jej, że ją wywalą! Stanęła w obronie krzywdzonej kobiety! Nawet Snape nie może mieć o to pretensji.

- Jeżeli mogę zapytać Pani dyrektor,  w jaki sposób panna Grey dopuściła się niesubordynacji?

- Na oczach czterech światków zwymyślała mnie i zarzuciła nadużywanie władzy!

- To dlatego, że oszołomiliście profesor McGonagall! – warknęła. – Była bezbronna! Profesorze Snape! – spojrzała na niego z niemym błaganiem. Jego oczy zapłonęły, zobaczyła to. Jednak żadnym innym gestem nie dał po sobie poznać, że to co usłyszał go zdenerwowało.

- Minerwa McGonagall zasłużyła sobie na takie traktowanie. Od samego początku utrudniała mi pracę. Była buntowniczką, która współpracowała z Dumbledorem!

- To nieprawda! Chciała was tylko powstrzymać, przed atakiem na Hagrida, którego w piątkę atakowaliście!

- Dosyć. – powiedział Snape.  - Pani dyrektor chciałbym jednak prosić, aby panna Grey mogła nadal kontynuować praktykę. Poświęciłem zbyt wiele czasu i energii, by teraz to wszystko zaprzepaścić. – zrobił krok w jej stronę zostawiając Kirę za sobą. – Niedługo rozpoczną się wakacje i jestem pewien, że przez ten czas panna Grey nabierze ogłady. Osobiście tego dopilnuje. Sam również wyciągnę konsekwencję wobec braku jej dyscypliny. – zapewnił.

Umbridge milczała długo, patrząc to na jedno, to na drugie.

- Gdyby nie to, że Lucjusz Malfoy jest tobą zachwycony, nie brałabym takiej możliwości pod uwagę. Dobrze, panna Grey może pozostać, jednak od dziś jest na warunkowym. Jeżeli zrobi, powie, lub choćby pomyśli o czymś, co mi się nie spodoba wyleci z hukiem.

- Tak jest, pani dyrektor. – Snape skłonił się nieznacznie i ruszył do wyjścia, łapiąc w żelaznym uścisku ramię Kiry i pociągając ją do drzwi.

- Chwileczkę profesorze. – zawołała za nimi Umbridge. Snape stanął natychmiast i spojrzał przez ramię, nawet na chwilę nie rozluźniając uścisku w jakim trzymał ramię Kiry.

- Tak?

- Nie usłyszałam przeprosin. – usiadła w fotelu i uśmiechnęła się słodko.

Kirze przewróciło się w żołądku. To nie jest tego warte! Na pewno nie przeprosi! Woli, żeby ją ta ropucha wywaliła.

Snape’a jednak to nie obchodziło. Brutalnie pociągnął ją do Umbridge i mocniej zacisnął dłoń na ramieniu. Kira syknęła rzucając mu obrażone spojrzenie. Dobrze wiedziała do czego ją teraz zmusza, a zaciskające się palce dawały jej o tym boleśnie znać. Ból w końcu był nie do wytrzymania więc wyjąkała.

- Przepraszam.

- Mam nadzieję, że od dziś rozumiemy się już doskonale panno Grey.

- Tak. – rzuciła krótko czując ponownie jak Snape zaciska swoją dłoń.

Po chwili raz jeszcze pociągnął ją do wyjścia. Gdy byli już na korytarzu puścił jej ramię i ruszył wściekły w stronę lochów.

- Rusz się! – warknął.

- Jak twoim zadaniem miałam postąpić? – dogoniła go.

- Nie tutaj! – syknął.

Był wściekły. Już dawno nie widziała go tak zdenerwowanego. Wiedziała co ją czeka. Nie obchodziło jej to. Gdyby ponownie postawiono ją w takiej samej sytuacji, podjęła by taką samą decyzję. Tak należało zrobić! Tego wymagała moralność! Stanąć w obronie słabych i krzywdzonych.
Otworzył z rozmachem drzwi swojego gabinetu i przepuścił ją w drzwiach, zatrzaskując je za nimi.

- Której części zdania nie zrozumiałaś, gdy mówiłem ci jak ważne jest, abyś się nie wychylała! – krzyknął podnosząc głos z każdym wypowiadanym słowem.

- Co miałam zrobić? Pozwolić by ją zabili? – zapytała. – Posłali w jej stronę, cztery oszałamiacze jednocześnie! – oburzyła się. – Kiedy chciałam jej pomóc, Umbridge zaatakowała również mnie!

Snape wyprostował się. To zadziwiające, jak wydawał się wyższy w chwilach, gdy był wściekły.

- To nadal nie była twoja sprawa! Wiesz co by się stało, gdybym cię nie wybronił? – zapytał podchodząc do niej tak blisko, że czuła jego oddech na swojej skórze. – Schwytano by cię jeszcze zanim dotarłabyś do Londynu! Głupia! – wrzasnął wprost do jej ucha.

- Czyli twoim zdaniem mam bezczynnie patrzeć na to, jak komuś dzieje się krzywda? A gdybyś to był ty? Też nie chciałbyś, abym ci pomogła?

- Nie, nie chciałbym! Bo to by oznaczało, że pogrzebiesz nasze szanse na zwycięstwo! Niech dotrze do ciebie w  końcu, że pewne ofiary muszą zostać poniesione!

- Nie zgadzam się z tobą! Wierzę, że jeżeli będziemy starać się ze wszystkich sił, ocalimy każdego, kogo życie będzie zagrożone. A przyglądając się bezczynnie, pomagamy złu zwyciężyć.

- Naiwna kretynka! Odpowiadam za ciebie! – odsunął się w stronę kominka, w którym palił się ogień. Mimo lata, w lochach zawsze było zimno.

- To przestań! Może ja też nie potrzebuję, żebyś mi matkował!

- Czy ci się to podoba, czy nie jesteśmy przywiązani do siebie. Twój los spoczywa w moich rękach i odwrotnie! Dopóki mam coś do powiedzenia  w tej kwestii, będziesz posłuszna. Tym najlepiej przyczynisz się do zwycięstwa.

- A może mam już tego dosyć? – powiedziała ciszej. – Może nie mam już sił i żałuje dnia, w którym zjawiliście się w moim salonie?

- Trochę za późno na taki żal. Zabrnęłaś już zbyt daleko.

- Zawsze mogę zawrócić.

- Możesz, to prawda. – przyznał, odwracając się w jej stronę. – Jestem jednak ciekaw, jak wówczas zniesiesz wyrzuty sumienia oglądając jak giniemy jeden po drugim.

- Przestań!

- Czy nie tego tak bardzo się boisz? – ponownie zbliżył się do niej. – Czy dlatego, tak bardzo boisz się zasnąć, by nie ujrzeć jak umieramy?  Twoje wizje kiedyś się spełnią, nawet ta, której nie chcesz mi wyjawić.

Umilkł. Kira oddychała ciężko patrząc na niego. Ponownie nie była w stanie odwrócić wzroku.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, co wówczas zobaczyłam? – zapytała. – Naprawdę? Ostrzegam cię jednak, że jeżeli ta wizja się wypełni, nic nie będzie już dla ciebie takie samo. – Patrzył na nią z tą samą obojętnością co zawsze, jednak w jego oczach dostrzegła wahanie. Trwało to krótką chwilę, bo zaraz po tym wyprostował się i na jego twarzy zagościła pewność siebie.

- Powiedz mi.


Kira westchnęła. Liczyła na inną odpowiedź. Nie było jednak odwrotu. Pokonała, więc dwa ostatnie dzielące ich kroki. Nigdy nie byli tak blisko siebie i gdy podniosła wzrok, by spojrzeć na niego dostrzegła w jego oczach strach. Po raz pierwszy zobaczyła, że się przestraszył. Ten,  który na co dzień stawiał czoła najpotężniejszemu czarodziejowi, stał się w jej oczach bezbronny. Wspięła się na palce i złożyła na jego zimnych ustach pocałunek. Nieśmiały, jakby samym tylko dotykiem miała zburzyć podwaliny świata. Wyczuła, że zaskoczyła go, jednak nie cofnął się. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i oddał pocałunek.

niedziela, 24 września 2017

Sympathy for the Devil

Snape zrobił krok w jej stronę, nawet na sekundę nie spuszczając z niej oczu. Poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i pewnie gdyby nie to, że trzymała się oparcia jego fotela runęłaby na ziemię.

Przez nieznośnie długą chwilę Snape przeszywał ją swoim wzrokiem, gdy nagle usłyszała jego złośliwy chichot.

- Grey, Grey, Grey…  - wyciągnął dłoń i sięgnął by założyć jej pasmo włosów za ucho. Kira wstrzymała oddech. – Ty naiwny dzieciaku. – zamrugała parokrotnie, gdy cofnął dłoń i odszedł od niej.

- Przyznam, że przez krótką chwilę nawet dałem się nabrać, na twoje czułe słówka. – sięgnął na półkę z książkami i wyciągnął pierwszą z brzegu, otwierając ją na pierwszej stronie. – Jesteś ważny… - powiedział to takim tonem jakby spluwał. – Jesteś potrzebny… Takie to szlachetne!  Niech do ciebie dotrze w końcu, że nie potrzebuję twojej litości.

- Litości? – oburzyła się wracając do równowagi. – Litości?! To nie jest litość! Ja… - urwała, a on zatrzasnął książkę i spojrzał na nią.

- Co ty? – zapytał.

Po chwili wahania odpowiedziała.

- Ja też czasem jestem smutna i też nie mam gdzie z tym pójść. Rozumiem cię. To wszystko.

- Rozumiesz… - powiedział powoli. – Nie rozumiesz! I lepiej dla ciebie będzie, jeżeli nie będziesz musiała tego rozumieć.

- Ty… - zrobiła krok w jego stronę. – Ty naprawdę nie wierzysz, że można się tak po prostu o ciebie martwić. To smutne.

- Nie potrzebuję twojej TROSKI!!! – wyraz jego twarzy zmienił się w sekundę. Nagle stał się dwa razy wyższy i dwa razy bardziej przerażający. Zrozumiała swój błąd. – Radziłem sobie do tej pory doskonale bez niej! Skieruj swoje matkowanie na kogoś, kogo będzie to obchodziło! Nie przekraczaj granicy, którą nakreśliłem.

- Ta granica już dawno nie istnieje, a odbudowanie jej nie przyniesie skutku. – powiedziała biorąc swoje książki do ręki i kierując się w stronę wyjścia. – Czy ci się to podoba, czy nie jesteś dla mnie ważny i zawszę będę się o ciebie martwić. – odwróciła się w stronę wyjścia i nagle zamarła wstrzymując oddech.

Snape spojrzał na nią zdziwiony i odłożył trzymaną książkę na biurko.

- Grey? – zapytał podchodząc do niej powoli.

-To się stanie, gdy zegar wskaże za minutę północ. Zielone światło rozświetli komnatę i rozdzieli na zawsze dwie szukające się dusze. – mówiła obcym głosem. – Zielone światło… Za minutę północ… Rozdzieli… - jej oddech przyspieszył.  – Na zawsze… Nie uratujesz. – wyszeptała ostatnie słowa i ugięły się pod nią kolana.

W ostatniej chwili zdążył ją złapać.

***

Jeszcze zanim zdołała otworzyć oczy, poczuła potworny ból głowy. Jej skronie pulsowały i poczuła jakby zaciskała się wokół nich rozżarzona obręcz.

Kiedy uchyliła powieki zdała sobie sprawę, że leży nie w swoim łóżku. Próbowała sobie przypomnieć, co się właściwie stało, ale bezskutecznie.

Uniosła się wyżej, a kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności dojrzała blady blask jednej świecy, która tliła się po drugiej stronie pokoju. Pokój był niewielki. Skromnie urządzony. Oprócz łóżka znajdowała się tam tylko niewielka szafa. Pomieszczenie nie miało okien i jęknęła kiedy uświadomiła sobie, co to oznacza. Z trudem wstała z łóżka. Ból głowy był tak silny, że przez chwilę widziała białe plamy przed oczami. W życiu nie miała takiej migreny. Ruszyła w kierunku drzwi zza, których sączyło się światło. Uchyliła je delikatnie i zobaczyła, że Snape czyta w fotelu.
Pierwszy raz w swoim życiu widziała go bez swoich sławnych szat. Miał na sobie tylko czarną dobrze skrojoną koszulę i równie czarne spodnie. Rękawy koszuli były podwinięte na tyle, by dojrzała jego mroczny znak. Coś przewróciło się jej w żołądku. Dlaczego była w sypialni Snape’a? Dlaczego niczego nie pamięta. Przypomniało się jej, że przecież miała zamiar wyjść z jego gabinetu. Dlaczego zatem nadal tu była? Gdy oparła się mocniej na klamce, drzwi zaskrzypiały. Snape natychmiast spojrzał na nią i odłożył książkę.

- To miło z twojej strony, że się w końcu obudziłaś.

- Co się właściwie stało? – zapytała wchodząc do gabinetu.

- Nie pamiętasz? – zapytał mrużąc oczy.

- Czy pytałabym, gdybym pamiętała? – potarła zbolałe skronie. Snape wstał, podszedł do szafki i wyjął z niej niewielką fiolkę, którą jej podał.

- Wypij to. Uśmierzy ból. – posłusznie wypiła eliksir i natychmiast poczuła ulgę. Odetchnęła.

- No więc? – zapytała ponownie.

- Zanim wyszłaś zaczęłaś wieszczyć.

- Co?!  - usiadła z wrażenia. – Wieszczyć? Co mówiłam.

- Nic, co byłoby odniesieniem do konkretnej osoby. – usiadł. – Powiedziałaś tylko, że to się stanie za minutę północ i, że rozbłyśnie zielone światło, które rozdzieli dwie szukające się dusze.

- Co to może znaczyć?

- Zielone światło, to najpewniej mordercze zaklęcie. – powiedział obojętnie.

- Tyle to i ja wiem. Jednak to niczego nie wyjaśnia, co mamy z tym zrobić.

- A czy ja wiem dziewczyno? – zapytał już zniecierpliwiony. – Kto z nas dwóch ma dar widzenia przyszłości?

- Ten dar jest beznadziejny! Albo widzę, rzeczy na które nie mam wpływu, albo mówię coś, czego nie pamiętam i nie wiadomo o co właściwie chodzi. – jęknęła zapadając się głębiej w fotelu. Snape milczał. Zapytała więc o coś innego.

- Dlaczego nie przeniosłeś mnie do mojego pokoju?

- Było późno. Jak miałbym wytłumaczyć komuś, kogo bym spotkał, że niosę cię nieprzytomną w ramionach?

- Myślę, że nie sprawiłoby ci to problemu. Każdy uwierzył by ci, gdybyś powiedział, że przekląłeś mnie za moje bezczelne komentarze.

- Byłaby to i może prawda, gdyby nie fakt, że groziłby mi za to Azkaban. – spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając. – Poza tym ktoś musiał cię mieć na oku.


- Czyli nie taki diabeł straszny jak go malują. – uśmiechnęła się i wstała. – Pójdę już. Na pewno chcesz odpocząć. Przepraszam za sprawienie ci kłopotu. Wiem jak cenny jest twój czas.

niedziela, 17 września 2017

You own me nothing.

- Gryffoni zdobyli puchar quidditch’a. Nie cieszysz się? – zapytała kierowana czystą złośliwością. Wiedziała bowiem, jaki jest jego stosunek do uczniów tego domu. Spojrzał na nią z góry z grobową miną. Nie odpowiedział. – Trochę szkoda, że Harry nie mógł grać, ale Ron za to poradził sobie fantastycznie. – kontynuowała przesłodzonym tonem.

- Skończ! – warknął zirytowany.

- Jesteś dziś strasznie nerwowy. – powiedziała udając zaniepokojenie, zakładając sobie przy tym nogę na nogę.

- Nie bardziej niż zwykle.

- Dyskutowałabym z tym.

- A ja nie. – spojrzał na nią ostrzegawczo.

- Dobrze już dobrze. –mruknęła.

- Od poniedziałku zaczynam sesję egzaminacyjną. – powiedział spoglądając na nią z góry. – Bądź więc grzeczną dziewczynką i nie denerwuj mnie.

- Przestań traktować mnie jak dziecko.

- To przestań się tak zachowywać.

****

Z nastaniem niedzielnego popołudnia, w szkole pojawili się egzaminatorzy z ministerstwa. Spotkała ich będąc w pokoju nauczycielskim. Umbridge pełniąc obowiązki dyrektora szkoły nadskakiwała im jak tylko potrafiła. Na nic jednak się to zdało, ponieważ ci pytali tylko o Dumbledore’a i nic nie robili sobie z tego, że oficjalnie jest przestępcą. Mimo oskarżeń cieszył się szacunkiem wśród egzaminatorów.

- To jest panna Kira Grey. – usłyszała głos Umbridge. – Jest praktykantką profesora Snape’a.
Kira uśmiechnęła się nieśmiało w stronę gości.

- Snape ma praktykantkę? – zapytała starsza kobieta z fantazyjnym kapeluszem na głowie. – Do tej pory nigdy nikogo nie przyjął.

- Pewnie dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie pcha się w paszczę lwa. – zaśmiał się postawny mężczyzna obok. Pozostali zachichotali.

- Musisz być zdolna, jeżeli cię przyjął. – starsza pani ponownie przemówiła podchodząc bliżej i mierząc od stóp do głów. – Dlaczego jednak ty zdecydowałaś się na praktykę u niego? – zapytała.
Kira rozejrzała się po pokoju, zerkając na każdego. Wszyscy czekali z niecierpliwością na odpowiedź.

- Profesor Snape to wybitny specjalista. – powiedziała w końcu. – Nie przeszkadza mi jego temperament. Jestem wdzięczna za szansę, którą mi dał i doceniam fakt, że poświęca swój cenny czas na nauczanie mnie. – Spojrzała w stronę wejścia. W progu stał Snape i przyglądał się jej uważnie. Zarumieniła się i odwróciła pospiesznie wzrok. Grono egzaminatorów pokiwało głowami i ponownie wrócili do wcześniejszych tematów, nie pytając już o nic. Odetchnęła z ulgą. Snape’a nie było już w pokoju.

***

Gdy tego wieczoru szła na spotkanie z Severusem miała serce w gardle. Przed oczami ciągle miała jego wyraz twarzy. Mimo iż nie mówiła o nim niczego złego, wolała by nie usłyszał tych słów. Sama nie wiedziała dlaczego.  Ponownie zarumieniła się.

- Wejść. – usłyszała żołnierską komendę po tym, jak nieśmiało zapukała do jego drzwi.

- Dobry wieczór. – powiedziała wchodząc.

- Dziś obrona przed czarną magią. Porozmawiamy o klątwach niewybaczalnych. Co o nich wiesz? – mówił ze znaną jej obojętnością. Odetchnęła w duchu, nie zamierzał komentować jej słów.

- Najgorszym jest Avada Kedavra. To klątwa, której nie idzie zablokować. Jest śmiercionośna. Następny jest Cruciatus. Klątwa, którą się torturuje, gdyż niesie ze sobą niewyobrażalnie złą energię, która sprawia ból. Ostatnią klątwą jest Imperius. Dzięki temu można przejąć kontrolę nad innym umysłem. Wszystkie trzy klątwy są niewybaczalne, co oznacza, że użycie jej przeciwko komuś karane jest dożywotnim pobytem w Azkabanie.

Milczał wpatrując się w jeden punkt. Kira zamrugała zdziwiona i poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Snape? – odpowiedziała jej cisza. Wstała i podeszła powoli do niego i niepewnie. Delikatnie dotknęła jego ramienia. Ocknął się wyrwany z letargu i zaskoczony spojrzał na nią.

- Słuchałeś mnie w ogóle? – zapytała.

Przez chwile w jego oczach zobaczyła zakłopotanie, które prawie natychmiast przerodziło się w determinację. Wyprostował się i ponownie na jego twarzy zagościł zwykły wyraz.

- Zawsze słucham. – odparł beznamiętnie.

- Wszystko w porządku?

- Zachowaj swoją troskę dla kogoś innego. Nie potrzebuje jej. – warknął.

- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego za każdym razem, kiedy staram się zrozumieć ciebie, zatrzaskujesz mi drzwi przed nosem.

- Być może dlatego, że nie lubię, kiedy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy.

- Nie chcę być wścibska, ale kiedy widzę, że coś cię trapi, chciałabym ci pomóc. To wszystko.

Wstał gwałtownie z miejsca i podszedł do pustego kominka.

- Nie możesz mi pomóc. 

- Skąd wiesz? Prosiłeś kiedyś o moją pomoc? – zrobiła dwa kroki w jego stronę.

- Czy twoja troska o mnie wynika z tego, że jesteś mi tak niezmiernie wdzięczna za poświęcony czas? – zapytał z drwiną rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Nie, ale nawet jeśli by tak było, czy to zbrodnia?

- Nie trudź się zatem. Nie jesteś mi nic winna. Uczę cię tylko dlatego, że dyrektor wydał mi takie polecenie. Gdyby to zależało ode mnie, nigdy nie poświęciłbym swojego czasu na uczenie cię.

Zabolały ją jego słowa, ale nie dała się zbić z tropu. Znała go już dosyć dobrze, żeby wiedzieć, że to jego mechanizm obronny. Do tej pory po podobnych słowach wyszłaby trzaskając drzwiami przełykając gorycz upokorzenia. Teraz nie miała zamiaru się cofać…

- Jeżeli to prawda, to tym bardziej jestem ci wdzięczna. – ponownie zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Była już bardzo blisko niego. Wystarczyło wyciągnąć rękę, bo go dotknąć.

- Jesteś głupsza niż myślałem. – zadrwił.

- Być może. – przyznała. – Za to ty nie potrafisz dostrzec, że komuś na tobie może zależeć. Wiem, że mnie nie lubisz i, że jestem ci tylko kulą u nogi. Nie musisz mi o tym przypominać. Jednak pomimo tego wszystkiego, chcę ci powiedzieć… - urwała czując, że spłonęła rumieńcem. - … bo pewnie nikt ci dziś tego nie powiedział, że jesteś ważny… jesteś potrzebny.

Snape stał odwrócony do niej plecami. Wyczuła, że z każdym jej słowem spinał się. Milczeli długo zanim Snape powoli odwrócił się, by na nią spojrzeć.


Pod wpływem jego spojrzenia cofnęła się o krok. Mimo iż bardzo chciała, nie była w stanie odwrócić wzroku. Jego oczy… nagle uświadomiła sobie, że w swoim życiu nie widziała nic piękniejszego. Były jak bezgwiezdna zimowa noc. Człowiek patrząc w nie zatracał się. Nie była w stanie się już poruszyć, kiedy on zrobił krok w jej stronę.

niedziela, 10 września 2017

Be Careful What You Wish.

Praktycznie nie spała tej i następnej nocy. Próbowała to wszystko sobie poskładać w jakąś całość. W końcu jednak uznała, że być może najlepszą rzeczą jaką dla niej zrobili rodzice było porzucenie jej w domu dziecka. Snape opowiedział jej kim była jej „rodzina”. Wiedziała, że nie chce być uważana, za jedną z nich. Dlatego odrzuciła swoje prawdziwe imię na rzecz tego, które nadali jej mugole. Od zawsze była Kirą, a Lilith umarła ponad 25 lat temu.

Ze Snape’em nie rozmawiała zbyt wiele. Każde mówiło tyle ile wymagała tego sytuacja. Ich zajęcia ponownie nabrały sztywnego formalnego tonu. Nie przeszkadzało jej to. W końcu dotarło do niej kim jest Snape i czego należy się po nim spodziewać. Przestała się oszukiwać, że zacznie traktować ją przyjaźniej.

Po tygodniu nadszedł czas na jej potajemny egzamin z aportacji. Wilkie Twycross instruktor przeprowadzający test okazał się być zaufanym przyjacielem Albusa Dumbledore’a, w związku z tym udało się im to zachować w tajemnicy.

Egzamin zaliczyła praktycznie od razu. Opanowała tą sztukę dosyć szybko dzięki lekcją z Severusem.

Trzymała teraz w ręku licencję, jej pierwszy dokument, który potwierdzał przynależność do tego świata.

Teraz gdyby chciała mogłaby stąd odejść. Problem polegał na tym, że nie miała dokąd.

Snape obserwował ją czujnym wzrokiem. Czuła to, nie dała jednak po sobie poznać, że to zauważyła. Chciała się od niego uwolnić. Był wszędzie! Gdzie się odwróciła – widziała jego twarz. Jedyne czego pragnęła to chwili wytchnienia od wwiercających się w nią czarnych bezdennych oczu.

Wiedziała, że z łatwością może wedrzeć się do jej umysłu i poznać jej myśli, jednak była pewna, że po ostatniej awanturze nie zrobi tego, a przynajmniej nie poza lekcjami oklumencji.

Lekcje oklumencji! Kilkugodzinne tortury, podczas których wynajdywał najbardziej żenujące wspomnienia. Powtarzał tylko, by oczyściła swój umysł! Jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Była zmęczona. Chciała tylko znaleźć się z powrotem w swoim pokoju, owinąć kołdrą i przespać najbliższe tygodnie.

Usłyszała jak odkłada pióro i delikatnie odsuwa swój fotel od biurka.

- Ponieważ stosunkowo szybko uporałaś się z egzaminem, poćwiczymy oklumencję. – nie odpowiedziała. Snape zrobił dłuższą pauzę i kontynuował. – Czego do tej pory się nauczyłaś? – zapytał.

Pomyślała, że to jego kolejna prowokacja. To jasne, że niczego! Jeszcze nigdy nie udało się jej wypchnąć go ze swojego umysłu. Był zbyt silny.

- Niczego. – powiedziała cicho. – Nie potrafię wyczuć momentu w którym włamujesz się do moich myśli. – powiedziała oschle.

- Taaak. – powiedział przeciągle obrysowując kontur swoich ust. Odwróciła wzrok. – Spróbujemy ponownie. – wstał i wyciągnął różdżkę, Kira wstała również.

Gdy stanęli naprzeciwko siebie Snape bez ostrzeżenia rzucił zaklęcie.

Siedziała przy stole nauczycielskim w wielkiej sali i obserwowała jak Snape czyta Proroka Codziennego. W chwilę po tym siedziała w klasie do eliksirów i przyglądała się jak prowadzi lekcje. Wspomnienie rozmyło się i pojawiło się kolejne. Czarne oczy skierowane w jej stronę, płomienie w kominku, jej strach i przyspieszony oddech… NIE! Nie będziesz tego oglądał!

Wszystkimi swoimi siłami odcięła go od wspomnienia i wyrzuciła z głowy.

Gdy powróciła do rzeczywistości opierała się o regał z książkami. Snape stał wyprostowany, ale w ręku nie trzymał już różdżki. Długo milczał wpatrując się w nią z tą przenikliwością. Schylił się by podnieść wytrąconą z dłoni różdżkę.

- Nie wiedziałem, że masz na moim punkcie obsesje. – zakpił.

- Nie mam na twoim punkcie obsesji! – zaprzeczyła. – Po prostu jesteś wszędzie! Nie można się od ciebie uwolnić! – rzuciła, kryjąc narastające zakłopotanie.

Lewy kącik ust Snape’a uniósł się delikatnie.

- Pytanie, czy chcesz się ode mnie uwolnić? – Nie odpowiedziała, usiadła tylko zmęczona w fotelu. – To trzecie wspomnienie? – zapytał.

Milczała, wpatrując się w swoje splecione dłonie.

- To nie mogło być wspomnienie. – usiadł również, opierając się wygodnie. – Widziałem to z mojej perspektywy, a nie z twojej. – mówił dalej. Kira czuła na sobie jego palący wzrok. – Czy to przypadkiem nie było, to co zobaczyłaś w dniu kiedy mnie poznałaś?

Nie miała odwagi spojrzeć na niego, więc tylko skinęła delikatnie głową.

- Cóż… na twoje szczęście, w porę mnie wyrzuciłaś. – tym razem spojrzała na niego. – Widocznie tak bardzo nie chcesz, aby ta wizja została przeze mnie odkryta, że w końcu zmobilizowałaś się do obrony. Nie wiedziałem, że ćwiczyłaś zaklęcia niewerbalne.

- Nie ćwiczyłam. To był przypadek. – powiedziała.

- W każdym razie udało ci się. – powiedział obojętnie, zabierając się do sprawdzania prac domowych. – Radziłbym jednak zmienić obiekt westchnień. – dodał złośliwie.

- Bardzo śmieszne. Nie wzdycham do ciebie. Ja nawet nie wiem… - urwała. Snape rzucił jej szybkie, zaciekawione spojrzenie.

- Czego nie wiesz? – zapytał.

- Ja nawet nie wiem, jak wygląda miłość. – odpowiedziała wzdychając ciężko.

- Nigdy nikogo nie kochałaś? Myślałem, że u dziewcząt to raczej powszechne.

- Źle myślałeś. – rzuciła. – Nie byłam, nie jestem i nie będę taka jak większość kobiet. Jeżeli już mam oddać komuś swoje serce, to chcę, aby to było na zawsze.

Snape chwile się jej przyglądał, zanim ponownie zabrał się za sprawdzanie trzymanego w ręku wypracowania. Już myślała, że nie skomentuje tego co powiedziała.


- Uważaj na to, czego sobie życzysz.

niedziela, 3 września 2017

What Is My Real Name?

Dogonił ją kiedy była już prawie przy drzwiach swoich pokoi. Chwycił ją za ramie i pociągnął do swojego gabinetu. Zszokowana nawet nie zareagowała. Wepchnął ją do środka i zatrzasną za nimi drzwi.

- Oszalałeś? – rozcierała bolące ramie.

- Albo wyjaśnimy sobie wszystko teraz, albo nie widzę możliwości kontynuowania tych zajęć. – powiedział.

- Co tu jest do wyjaśniania? Nie lubisz mnie, nawet nie tolerujesz mnie. Wcale ci się nie dziwie. Jestem tylko jakąś przybłędą, która chyba tylko przypadkowo trafiła do tego świata.

- Nie jesteś przybłędą. – powiedział odwracając się w stronę pustego kominka.

- Jestem. – powiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Nie. – powiedział już spokojniej. – Wiem kim byli twoi rodzice.

Te słowa odbijały się jeszcze długo echem w jej głowie. Wydawało się jej, że świat nagle zwolnił. Nadszedł ten moment. Wystarczy, że go zapyta, ale czy naprawdę była na to gotowa?
Nie będzie już lepszego momentu, by się dowiedzieć.

- Powiedz mi. – poprosiła szeptem. Snape powoli odwrócił się, by na nią spojrzeć.

- Jesteś córką Abraxasa Malfoy’a. Młodszą siostrą Lucjusza Malfoy’a.

- Tego, który miał za zadanie mnie schwytać i przekazać Sam Wiesz Komu? – zapytała siadając w fotelu. Poczuła, że nogi się pod nią uginają.

- Tak. – powiedział krótko.

- Ale jak… jak to się stało, że… - nie była w stanie dokończyć.

- Oficjalnie, jesteś martwa. – powiedział to takim tonem, że gotowa była w to uwierzyć.

- Martwa. – powtórzyła.

- Dlatego nie otrzymałaś listu z Hogwartu. Po twoich narodzinach przebadał cię specjalny magomedyk. Orzeczono, że nie posiadasz zdolności magicznych. Według nich byłaś charłakiem. W tego typu rodach było to hańbą. Twoi rodzice upozorowali twoją śmierć, a w rzeczywistości podrzucili cię do mugolskiego domu dziecka. Lucjusz dowiedział się o tobie, gdy wasz ojciec wyznał mu to na łożu śmierci. Okazało się, że od zawsze miano cię na oku. Twoja matka, potajemnie co jakiś czas odwiedzała sierociniec. Była jednym z darczyńców. Wypytywała o dzieci, a szczególnie o ciebie. Kiedyś jedna z opiekunek powiedziała jej, że wokół ciebie dzieją się jakieś dziwne zbiegi okoliczności. Ponoć często przewidywałaś co się za chwile stanie, lub co działo się na długo przed tym kiedy tam trafiłaś. Było jednak za późno by wszystko odkręcić. Twój ojciec stwierdził, że nawet jeżeli posiadasz jakiś dar, to bycie wieszczką było raczej pogardzanym zajęciem.

Kira słuchała tego co mówił i próbowała sobie to wszystko poukładać. Nie pamiętała by widywała w domu dziecka jakąś kobietę, która tam przychodziła. To wszystko było takie nierealne… Snape kontynuował.

- Malfoy podzielił się tymi informacjami z Czarnym Panem, który stwierdził, że nie mogłaś być charłakiem, a twoje magiczne zdolności były tylko zaniedbane, dlatego się nie rozwijały. Mogłaś też otrzymać dar widzenia przyszłości i przeszłości więc zapragnął by cię sprowadzono. Dalszy ciąg znasz.

- To znaczy, że…

- Jesteś czarownicą czystej krwi. – dokończył za nią.

- Nie jestem pewna teraz, czy naprawdę chciałam to wszystko wiedzieć.

- Powiedziałaś mi kiedyś, że chcesz się dowiedzieć kim jesteś.

- Tak, ale nie sądziłam, że będzie to takie bolesne. Moi rodzice porzucili mnie tylko dlatego, że hańbą było mieć mnie za córkę.

- Powinnaś im raczej podziękować. – powiedział siadając za biurkiem. – Malfoy’owie od dawna są związani z Czarnym Panem. Nie czekałoby cię w ich rodzinie nic dobrego.

- Czy wiesz… - zawahała się – Czy znasz… moje prawdziwe imię? – Snape spojrzał na nią i długo wpatrywał się w jej oczy.


- Lilith. – powiedział w końcu. 

niedziela, 27 sierpnia 2017

You are blind!

Siedziała nad brzegiem jeziora. Słońce zaszło już jakiś czas temu, a jedynym źródłem światła był rozświetlony zamek i koniec jej różdżki.

Chociaż tego zdążyłam się nauczyć… - pomyślała z goryczą.

Nie wyobrażała sobie, że jutro tak po prostu pójdzie do niego na zajęcia, tak jak gdyby nic się nie stało. Nie była taka jak on. Nie potrafiła robić dobrej miny do złej gry. Nie powinna się dziwić, taka była jego praca.

Niechętnie jednak przyznała mu rację. Co ona sobie właściwie wyobrażała? Jej niby to „szczególne” zdolności, wcale nie okazały się takie szczególne. Zakon zainteresował się nią tylko dlatego, że w rękach wroga byłaby zagrożeniem. Nie odgrywała w tej sprawie żadnej roli. Była nikim. A na dodatek Snape tym nikim musiał się zajmować. Nic dziwnego, że wściekł się. Nie robiła od dłuższego czasu żadnych postępów. Tracił tylko swój czas, a wiedziała jak zajętym człowiekiem był.

Westchnęła żałośnie. Musi wymyślić plan awaryjny. Z dyrektorem nie ma kontaktu, zapadł się pod ziemie. Jedyną osobą, która mogłaby jej pomóc był Snape. Na dodatek jej egzamin z aportacji załatwiony potajemnie przez Dumbledore miał się odbyć za tydzień. Snape nauczył ją tej umiejętności już miesiąc temu, ale nie odważyłaby się aportować bez licencji. Doskonale pamiętała swoje pierwsze próby.

Gdyby tylko mogła się stąd wyrwać… Przebiegło jej przez głowę. To co niby byś zrobiła? – pomyślała. Dokąd byś poszła? Miała trochę odłożonych pieniędzy. Pensja z ministerstwa wpływała regularnie, a do tej pory nie wydała ani knuta. Nie miała na co. Hogwart zapewniał wszystko, co tylko było potrzebne do życia. Mogłaby więc zatrzymać się chwile w Dziurawym Kotle, dopóki nie znalazłaby pracy i jakiegoś mieszkania. Nie łudziła się jednak. Nie miała dyplomu tutejszej szkoły magii, nie miała właściwie żadnego dyplomu, który potwierdzałby, jej umiejętności. Naprawdę była żałosna…

- Jak tak dłużej będziesz siedziała na ziemi, to się przeziębisz. – usłyszała jedwabisty głęboki głos za jej plecami. Nie odwróciła się jednak.

- Od kiedy obchodzi cię moje zdrowie? – zapytała.

- Nie obchodzi. – kolejny strzał prosto w serce.

- Więc po co tu jesteś? Nie odejdę, nie martw się. Nie mam dokąd. – głos załamał się jej, ale nie pozwoliła sobie na kolejne łzy.

Bardzo długo milczał, pomyślała że odszedł. Odwróciła się by sprawdzić i napotkała jego spojrzenie. Pomimo ciemności doskonale widziała jego błyszczące czarne oczy. Oświetlany łuną światła z zamku sprawiał wrażenie zjawy. Czarne szaty załopotały na wietrze.

- Wracaj do zamku. – powiedział, ale nie doczekał się reakcji z jej strony. Westchnął. – Nie jestem typem osoby, która ma w zwyczaju przepraszać. Nie łudź się więc, że usłyszysz ode mnie przeprosiny.

- Znam cię na tyle dobrze, żeby o tym wiedzieć. – zakpiła, nie starając się ukryć złośliwego tonu.

- Wracaj więc do zamku. – ponownie nie ruszyła się z miejsca. – Zamierzasz tracić mój czas na tą gierkę? Powinnaś być w zamku, minęła pora kolacji Umbridge pytała o ciebie.

- Jesteś świetnym kłamcą, na pewno dobrze mnie wytłumaczyłeś. – nie widziała jego twarzy, ale usłyszała jak nerwowo wciąga powietrze.

- Nie zmuszaj mnie, abym zaprowadził cię siłą do twojego pokoju.

- I co zrobisz? Złapiesz mnie za ucho, jak niesfornego uczniaka i zawleczesz tam na oczach wszystkich?

- Nie jesteś moją uczennicą i nigdy nie traktowałem cię jak jednego z moich uczniów.

- Odniosłam inne wrażenie.

- To już twój problem. – stwierdził. – Nie zamierzam ci tłumaczyć, że wcześniejsza złość nie miała być wymierzona w ciebie. Jestem kim jestem. Nie zmienię się tylko dla twojej wygody. Albo zaakceptujesz mnie z wszystkimi moimi wadami, albo siedź tu do rana. Ostrzegam jednak, że w tym lesie żyją niebezpieczne stworzenia.


- Dla mojej wygody? – zapytała tłumiąc złośliwy śmiech. – Uważasz, że do tej pory byłeś chodzącym przykładem cnót i dobroci? Gdybym nie akceptowała twojego charakteru nie uważasz, że nie uczynilibyśmy żadnego postępu? Nie będę ci wypominać ile razy zaciskałam zęby, gdy ty mieszałeś mnie z błotem. Ile razy powstrzymywałam chęć rzucenia w ciebie jakąś paskudną klątwą… Niczego nie robiłeś dla mojej wygody! A ja nigdy o nic cię nie prosiłam! – warknęła i wstała. – Jesteś ślepy Severusie Snape. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Ruszyła przed siebie zostawiając go za sobą. 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Your Pathetic Memory

Następnego dnia Snape był wyjątkowo wściekły. Szczerze mówiąc nie widziała go w takim stanie nigdy. Instynktownie trzymała się dwa kroki za nim, nie dając mu powodu na wyładowanie wściekłości właśnie na niej. Cały dzień chodziła za nim z duszą na ramieniu. Uczniowie umykali przed nim w pośpiechu. Ciągle zastanawiała się, co takiego musiało się wczoraj wydarzyć, by był taki wściekły.

Miała nadzieję, że nie przyczyniła się do jego stanu. W przeciwnym razie czeka ją dziś bolesna lekcja.

Wieczorem stawiła się na ich zajęciach. Perspektywa wściekłego Snape’a grzebiącego w jej głowie była przerażająca.

Pomyliła się. Już kiedy weszła wyraźnie widziała złość wypisaną na jego twarzy. Czoło zmarszczone, usta wykrzywione w niemiłym grymasie. Stanęła przed nim niepewna, nie odważyła się usiąść, czy powiedzieć coś pierwsza. Cierpliwie czekała, aż skończy skrobać piórem po pergaminie. Sądząc po zawziętości z jaką pióro tańczyło po wypracowaniu szykował się naprawdę złośliwy komentarz. Już współczuła uczniowi do którego kierowane były słowa.

Snape zmienił się w ciągu tych kilku tygodni. Wcześniej udało im się wypracować jako taką relację. Gdy wykonywała jego polecenia dało się go znieść. Ze zdziwieniem stwierdziła, ze lubi go. Nawet takiego burczącego i zgorzkniałego. Fascynował ją, tak… to dobre słowo. Fascynował. Był inny niż znani jej mężczyźni. Nie był przystojny, ale nie przeszkadzało jej to. Szczerze mówiąc przestała zwracać uwagę na jego wykrzywione, pożółkłe zęby, tłustawe włosy, czy nienaturalną bladość cery.

Kiedy mówił, szedł, czy nawet tylko patrzył na nią jej serce zamierało. Było w nim coś 
pociągającego… Cała ta otoczka tajemniczości i jego chłodny dystans sprawiał, że wszystko inne traciło sens.

Od jakiegoś czasu jednak ponownie traktował ją tak, jak na początku ich znajomości.  Miała już tego po dziurki w nosie, ale nigdy oczywiście mu tego nie powie. A przynajmniej, nie kiedy jest w takim stanie.

- Siadaj. – odezwał się w końcu. Nie czekała, by musiał się powtarzać. – Od dziś nasze zajęcia wrócą do normy. W każdy dzień tygodnia będziemy spotykali się o zwykłej porze.

- To znaczy, że nie masz już zajęć z Harrym? – zapytała.

- Powiedzmy, że panu Potterowi udało się osiągnąć więcej niż bym sobie tego życzył. – zauważyła jak mocniej zacisnął palce na piórze, które niebezpiecznie zatrzeszczało.

Wiedziała, że dalsze zagłębianie się w temat może nieść dla niej fatalne skutki, więc tylko pokiwała głową.

- Dziś oklumencja. Lepiej dla ciebie byłoby, abyś w końcu poczyniła jakieś postępy. – powiedział złowieszczo.

- Uwierz mi, że niczego bardziej w życiu nie pragnę.

- Nie będę tolerował sarkazmu.

- To nie był sarkazm. – oburzyła się. – Naprawdę chcę się tego nauczyć. Jak możesz w to wątpić? – zapytała dobrze wiedząc na czym skończy się ta dyskusja.

- Znam się na ludziach.

- Widocznie nie na wszystkich. – była coraz bardziej poirytowana i coraz trudniej było jej to ukryć.

- Ach taaak…. – zaczął bardzo powoli. – Zapomniałem, jaka jesteś szlachetna i jak bardzo zależy ci na tym by nie oglądać mojej śmierci. – zakpił. – Jakie to w stylu Gryffindora.

- To nie ja narażam własne życie szpiegując Sam Wiesz Kogo. Kto teraz ma więcej odwagi?

- Dosyć tego! – uderzył pięścią w biurko. Pióro pękło z cichym trzaskiem. Pochylił się w jej stronę a oczy mu płonęły. Kira instynktownie odchyliła się w fotelu. – Zacznij w końcu wykonywać moje polecenia, nie mam ani czasu, ani najmniejszej ochoty na niańczenie ciebie dłużej niż wymaga tego ode mnie Dumbledore. Mam dosyć twoich ciągłych komentarzy! Mam dosyć oglądania twoich żałosnych wspomnień! – wrzasnął, by chwile po tym ponownie usiąść w fotelu. W jednej chwili ponownie sprawiał wrażenie opanowanego.

Kira siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje zaciśnięte dłonie. Nie chciała na niego patrzeć w tej chwili, ale nie miała wyboru. Powoli podniosła wzrok by stawić mu czoła.


- Uważasz, że jestem żałosna? – zapytała. – Masz rację. Jestem żałosna próbując bezskutecznie dopasować się do świata, który od pierwszego dnia jest dla mnie wrogi. Jestem żałosna próbując zasłużyć sobie na twoje jedno dobre słowo. – twarz Snape’a pozostała niezmieniona. – Masz rację… nie powinnam cię narażać na swoje mało interesujące towarzystwo. – wstała. – Jesteś wielkim czarodziejem. Nie powinieneś tracić czasu na dawnego charłaka, który w kilka miesięcy chce nadrobić 25 lat. – poczuła jak po policzku spływa jej pojedyncza łza. Nie chciała dać mu satysfakcji by oglądał ich więcej. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć wyszła, puszczając się biegiem na korytarzu.

niedziela, 13 sierpnia 2017

My Dear Friend

Po kilku długich tygodniach Kira przyzwyczaiła się do porannych wizyt w gabinecie Umbridge. Skrupulatnie zdawała sprawozdania z ich codziennej pracy. Umbridge jednak wydawała się nie specjalnie interesować jej zajęciami. Głównie pytała o to, czy nie zauważyła w zachowaniu Snape’a czegoś niepokojącego. Szczerze mówiąc sam Snape był w całości niepokojący. Nie musiała więc aż tak bardzo mijać się z prawdą. Dopytywała gdzie znika co jakiś czas. Kira nie miała pojęcia w jaki sposób Umbridge dowiedziała się o tym, że Snape’a co jakiś czas znikał. Oczywiście mówiła, że nie wie, to też była półprawda.

Tymczasem uczniowie piątych klas rozpoczęli ostatnią prostą do egzaminów, które miały się odbyć za miesiąc. Wszędzie gdzie spojrzała widziała ich z nosami w książkach. Ponieważ wiosna tego roku dopisywała dobrą pogodą, błonia w czasie wolnym były okupowane przez wszystkich.
Dziś po raz kolejny nie miała zajęć wieczornych ze Snape’m. Dziś była kolej Harrego.  Jutro ona będzie męczyła się z oklumencją. Do tej pory niestety nie udało się jej skutecznie obronić przed atakiem Severusa i szczerze wątpiła czy kiedykolwiek się jej to uda. Snape oczywiście miał na niej z tego powodu używanie. W złości mówił, że celowo sabotuje te zajęcia. Co równocześnie oznaczało, że chce by zginął. Za każdym takim oskarżeniem oburzała się i zaprzeczała przysięgając, że robi co może.

Siedząc nad brzegiem jeziora i przeglądając swoje notatki usłyszała szum skrzydeł. Podniosła wzrok i spojrzała, że w jej kierunku leci mała szara sówka. Dobrze ją znała. Wstała natychmiast i wyciągnęła rękę. Sówka przysiadła na jej ramieniu trzymając w dziobku list. Serce zarżało jej  na myśl o tym co znajdzie w nim znajdzie. Dała sowie małe ciasteczko, które ta natychmiast pochłonęła i wzbiła się w powietrze. Kira stała jeszcze chwilę wpatrując się w kopertę.

Tyle tygodni czekała, aż Syriusz odezwie się do niej, tyle listów wysłała do niego. Teraz kiedy trzymała w swoich dłoniach odpowiedź od niego nie wiedziała, czy chce wiedzieć co zawiera.
Czy przysłał jej wyjca z wiadomością, żeby dała mu spokój? Czy grzecznie poprosi ją, by już więcej nie kontaktowała się z nim. Nie liczyła raczej na to, by znowu byli przyjaciółmi, nie po tym jak go zawiodła.

Usiadła ponownie na kocu i z westchnieniem otworzyła list.


Kiro,

Byłem głupcem. Zbyt wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że nie można nikogo zmusić do miłości. Serce nie sługa, prawda?
Nie jesteś winna temu, że nie byłaś w stanie mnie pokochać. Widocznie tak miało być.
Mam nadzieję, że z czasem uda nam się odbudować to co utraciliśmy przez te miesiące.
Zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, od tego są przecież przyjaciele.
S.


Przeczytała list jeszcze kilka razy, a z każdym napisanym przez Syriusza słowem odczuwała większą ulgę. Potrzebował czasu. To ona była głupia naciskając na niego. Działała kierowana egoizmem. Był jedyną osobą, która ją wspierała w tym świecie i dlatego nie mogła się pogodzić z jego utratą.
Teraz wszystko będzie już dobrze.

Poczuła się niezwykle lekka, miała ochotę tańczyć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu była szczęśliwa.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Useless

- Głupia. – rzucił Snape w jej stronę kiedy opowiedziała mu rozmowę z Umbridge.

- Ale… - zawahała się.

- Głupi dzieciaku! Czy uważasz, że te wszystkie wydarzenia nie zostały przewidziane?

- Jak to? – teraz nie wiedziała już niczego. – Dumbledore celowo pozbawił się stanowiska i zrobił z siebie spiskowca?

- Nie było to celowe. Dostosował się do sytuacji. Doskonale wiedział, co dzieje się w szkole i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później uczniowie zostaną zdemaskowani. Najważniejszym było, aby Potter nie został wydalony ze szkoły. Tak samo jak ty! – warknął. – Dlaczego więc marnujesz to, co próbujemy z dyrektorem ocalić? – zapytał.

- Nie rozumiem. Czyli co? Mam na ciebie donosić? Mam powiedzieć Umbridge kim naprawdę jestem i co tu robię?

- Głupia! – syknął i gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Jego szaty zawirowały. – Dokąd pójdziesz, jeżeli Umbridge cię wyrzuci? Kto cię ochroni jeżeli ponownie wrócisz do swojego świata? Oni tego chcą. Czekają na okazję. Zacznij myśleć!

Kira nagle zrozumiała, że nie ma dokąd pójść. Usiadła zrezygnowana w fotelu.

- Co mam robić? – zapytała nieprzytomnie.

- Pójść do Umbridge i przystać na jej propozycję.

- Ale to będzie oznaczało…

- To nic nie będzie oznaczało. – przerwał jej. – Będziesz mówiła jej to, co wcześniej ustalimy. Ważne jest, abyś na tych spotkaniach wypijała u niej herbatę.

- Oszalałeś? Przecież dobrze wiemy, co ona dolewa do tej herbatki. – Snape przymknął oczy, a grymas irytacji rozgościł na jego twarzy.

- Kto przygotowuje w tej szkole wszystkie eliksiry? – zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Ty. – powiedziała bez wahania i nagle ją olśniło. – O! No tak! To znaczy, że Umbridge tak naprawdę nie ma Veritaserum?

- Brawo. – powiedział kpiąco. – Nadzwyczaj szybko wyciągasz wnioski. – wycofał się za biurko. – Teraz zobaczysz jak to jest choć w małym procencie żyć moim życiem. – powiedział z goryczą.

- To co będę robiła nie ma porównania z tym co robisz ty. Twoja rola jest nieoceniona. Jesteś niezastąpiony. Ja… ja jestem nikim w tej grze. Byłoby pewnie lepiej, gdyby mnie w ogóle tu nie było i nie trzeba by tracić cennego czasu na nauczenie mnie czegoś.


Snape spojrzał na nią, ale niczego nie powiedział. Uznała to za potwierdzenie jej słów. Zamrugała szybko chcąc odpędzić napływające do oczu łzy. Była piątym kołem u wozu, kulą u nogi i na dodatek była całkowicie bezużyteczna.

niedziela, 30 lipca 2017

If You Dont’t Ask, You Will Not Hear Lies.

Echa tej afery nie milkły długo. Póki co jednak Sybilla nie została usunięta ze szkoły, a wróżbiarstwa nauczał centaur Firenzo. Była zdumiona jego widokiem na szkolnym korytarzu. Ze względu na trudności z wchodzeniem po schodach, lekcje tego przedmiotu zostały przeniesione na parter. Słyszała, że uczniowie są nim zachwyceni.

- Nawet o tym nie myśl. – powiedział Snape, kiedy po raz kolejny przyłapał ją na spoglądaniu w stronę Firenza.

- Ale o co chodzi?

- Wróżbiarstwa nie da się nauczyć. Mówiłem ci wielokrotnie.

- Ale… - uciszył ją jednym stanowczym spojrzeniem. Na horyzoncie pojawiła się Dolores Umbridge wraz ze swoją brygadą inkwizycyjną.

- Profesorze Snape! – zawołała słodziutkim głosikiem. Snape wyprostował się i założył ręce za siebie.

- Tak, pani profesor? – zapytał ozięble.

- Czy eliksir, o który prosiłam pana w zeszłym tygodniu dojrzał?

- Tak.

- Znakomicie. Oczekuję go zatem za godzinę w moim gabinecie. – Odeszła, stukając obcasami.
 Snape odprowadzał ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem.

- O jaki eliksir jej chodzi? – zapytała Kira podejrzliwie.

- Nie pytaj, nie usłyszysz kłamstw. – powiedział nawet na nią nie patrząc. Ruszył ponownie w kierunku swojego gabinetu.

- Mógłbyś raz potraktować mnie poważnie. – stwierdziła z wrzutem.

- Nie musisz wiedzieć, o czymś, co cię nie dotyczy.

- Zapomniałeś, że ja prędzej czy później i tak się dowiaduje. – zrobiła przemądrzałą minę.

- Cóż… - wzruszył obojętnie ramionami. – Zaryzykuję. Teraz masz czas wolny. Zejdź mi z oczu.

- Uważaj, bo ta twoja dobroć płynąca z serca jest wręcz niepokojąca. – zadrwiła przystając przy drzwiach do swojego pokoju.

***

Wkrótce jednak dowiedziała się o jaki eliksir prosiła Umbridge. Nie potrzebowała do tego swojego daru. Wieść gruchnęła tak wielkim echem, że wszyscy byli wstrząśnięci. Według oficjalnych informacji (którym nie ufała) Harry Potter na polecenie Albusa Dumbledore’a miał zorganizować i wyszkolić armię w celu usunięcia Korneliusza Knota ze stanowiska Ministra Magii. Wszystko się wydało i Minister wraz z aurorami przybyli do szkoły by aresztować i osadzić w Azkabanie dyrektora. Ten jednak zniknął za sprawą swojego cudownego feniksa. Obecnie stanowisko dyrektora Hogwartu piastowała Dolores Umbridge.

Nie długo czekała na to, by przekonać się jak fatalna stała się jej sytuacja.

- Proszę usiąść panno Grey. – powiedziała słodziutkim głosikiem Umbridge. Kira stanęła w jej gabinecie jak oniemiała. Ze ścian krzyczał wszechobecny róż. Wszędzie, dosłownie wszędzie wisiały wizerunki kotów, które co jakiś czas pomiaukiwały na nią. – Napije się pani herbatki? – zapytała.

Doskonale wiedziała co by powiedział jej Snape, o spożywaniu czegokolwiek w obozie wroga.

- Nie dziękuje. – odmówiła grzecznie.

- Nalegam. – naciskała. – Otrzymałam znakomitą herbatę prosto z Indii. Grzech nie spróbować. – dodała z naciskiem.

- Skoro pani tak uważa. – burknęła zajmując miejsce.

- Jak pani wie objęłam obowiązki dyrektora tej szkoły, w związku z tym podlega pani bezpośrednio mnie.  – Mówiła nalewając do różowych filiżanek herbatę.

- Rozumiem. – powiedziała jednak nie bardzo świadoma tego do czego zmierza.

- W związku z tym życzyłabym sobie otrzymywać sprawozdania  pani pracy z profesorem Snape’m.

- Jakie sprawozdania? – oczami wyobraźni widziała minę Severusa, gdy się o tym dowie.

- Codziennie przed zajęciami, chciałabym mieć wgląd do rezultatów pani współpracy z Mistrzem Eliksirów z poprzedniego dnia.

- Wydaje mi się… - zaczęła niepewnie. – że tą kwestie musiałaby Pani omówić z profesorem Snape’em. Nie sądzę, abym mogła podjąć taką decyzję.

- Ta decyzja już została podjęta Panno Grey i nie potrzebuję niczyjej zgody, aby wyegzekwować to od Pani. Mam za sobą samego Ministra Magii. Celem moich działań ma być wyeliminowanie niepożądanych praktyk w tej szkole.

- Przyznam się, że teraz nie bardzo rozumiem. – spojrzała na nią z ukosa.

- Obie dobrze wiemy kim w przeszłości był Severus Snape. – Umbridge wyciągnęła się w swoim fotelu z miną zwycięzcy. – Dobrze też wiemy, że Albus Dumbledore ufał mu bezgranicznie.

- A więc o to chodzi. – powiedziała uświadamiając sobie jej tok myślenia. – Nie ważne jest, że w przeszłości profesor Snape służył Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, tylko że profesor Dumbledore mu ufał. Stał się, więc dla was niewygodny. – wstała. –Chyba nie mam jednak ochoty na indyjską herbatę.  – stwierdziła oschle.

- Panno Grey – zaczęła Umbridge nie ukrywając już rozdrażnienia. – jest tu pani tylko praktykantką. W moich rękach spoczywa pani kariera. Złamie ją bez mrugnięcia okiem, jeżeli tylko najdzie mnie na to ochota.

- Próbuje mnie pani przestraszyć? – zapytała.

- Ja? Skąd. Próbuje pani wytłumaczyć, że współpraca ze mną, a co za tym idzie z ministerstwem wyjdzie pani tylko na dobre. Czy zrozumiałyśmy się dobrze? – zapytała.


- Nawet zbyt dobrze. – rzuciła – A teraz przepraszam, za chwilę zaczynam zajęcia.  – Odwróciła się na pięcie i wyszła zwalczając w sobie chęć trzaśnięcia drzwiami.