niedziela, 29 maja 2016

Staring At The Sun.

Nad Londynem tego dnia zbierały się ciemne chmury. Lato tego roku było wyjątkowo upalne i od kilku tygodni nie spadła ani jednak kropla deszczu. Skwar był nie do wytrzymania, więc widok zaciągającego się nieba przyjęła z ulgą. W zakładzie nie mieli klimatyzacji, co sprawiało że praca była katuszą. Trzy wentylatory pracowały na najwyższych obrotach, lecz niczego to nie dawało, gdyż mieszały tylko gorące powietrze jak zupę.

Dzień był spokojny. Od rana miała tylko dwie klientki, z którymi uporała się dosyć szybko. Była pewna, że między 12:00 a 14:00 nie zajdzie tu pies z kulawą nogą. Każdy kto miał choć trochę oleju w głowie siedział teraz w klimatyzowanych pomieszczeniach i nie myślał nawet o wysunięciu nosa na ten skwar. Jej szefowa oznajmiła pół godziny temu, że do końca dnia już jej nie będzie i musi zamknąć zakład. Nic nowego. Robiła to właściwie codziennie.  

Salon fryzjerski w którym pracowała nie był jakiś szczególny, właściwie ledwo spinali koniec z końcem. Mieli kilku stałych klientów, czasem wpadał ktoś nowy. Od jakiegoś czasu zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak do tej pory się nie zdecydowała. Anna jej pracodawczyni dawno temu przyjęła ją do pracy właściwie z ulicy. Miała niewielkie doświadczenie, jednak wiedziała, że ma talent. Wystarczyło go tylko podszkolić i taką szansę dostała właśnie tu. Nie otrzymywała wysokiej pensji jednak starczyło jej na opłacenie ciasnego mieszkania i jako takie życie. Miała jednak 25 lat i chciała czegoś więcej od życia. Planowała pójść na jakieś zaoczne studia, potem dostać lepszą pracę, zmienić mieszkanie i może nawet zakochać się. Uśmiechnęła się do siebie na tą myśl. Zawsze chciała mieć dużą rodzinę, pewnie dlatego, że sama była z domu dziecka. Nie znała swoich rodziców, ale może to i lepiej. Nie czuła się samotna, miała paru przyjaciół i chyba mimo wszystko była dosyć szczęśliwa.

Jej przyjaciele żartobliwie nazywali ją Sybillą. Tą pseudo wróżką z kablówki, która miała swój program późno w nocy . Dzwoniły do niej głównie zdesperowane kury domowe z pytaniami czy ich mężowie mają romanse. Czasami dla zabawy oglądali jej program. Mówili tak na nią, ponieważ co jakiś czas zdarzały się wokół niej dziwne rzeczy. Ot tak po prostu od czasu do czasu wiedziała, że za chwilę zadzwoni telefon. Miewała przeczucia, jednak nie przywiązywała do nich większej wagi. Uważała, że to normalne i każdy czasem miewa deja vu. Pseudonim jednak przyległ do niej i sama z niego często żartowała.

Niebo całkowicie już pociemniało, jednak gęste i ciężkie powietrze nadal nie dawało odetchnąć. W oddali dało się usłyszeć grzmot, zapowiedź zbliżającej się burzy. Chwilę później usłyszała dzwonki przy drzwiach sygnalizujące przybycie klienta. Odwróciła się z zapraszającym uśmiechem. Do salonu weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy w bardzo podeszłym wieku, z długą siwą brodą prawie do samej ziemi. Gdyby nie był szczupły wzięła by go za Świętego Mikołaja. Od razu zwróciła uwagę na jego dziwaczny ubiór i na wyraziste błękitne oczy. Ich blask zupełnie nie współgrał z wiekiem przybysza. Były żywe, radosne i świdrujące. Starszy Pan miał na sobie niemodną hawajską koszulę w śmieszne czerwono-cytrynowe kwiaty oraz różowe spodnie z przewiewnego materiału.

Kontrastem do niego był drugi mężczyzna, dużo młodszy od pierwszego, równie wysoki lecz już pierwszy  rzut oka upewniał w przekonaniu o jego trudnym charakterze. Miał ziemistą cerę, która zdawała się nie oglądać promieni słonecznych, długi zakrzywiony nos oraz kruczoczarne lekko tłustawe włosy do samych ramion. Ubrany był całkowicie na czarno, pozapinany po samą szyję. Nie wiedziała jak ktoś może być tak szczelnie ubrany w taki skwar. Mężczyzna jednak nie zdawał się być zmęczony upałem, a nieprzyjemny grymas który zagościł na jego twarzy upewniał, że nie była to raczej dusza towarzystwa.

- Witam panów, w czym mogę służyć. – zapytała uprzejmie. Starszy pan uśmiechnął się i podszedł bliżej.

- Chciałbym skrócić sobie trochę włosy. Sięgają mi już prawie do kolan, a wolałbym trochę krótsze.

- Jak bardzo krótsze? – zapytała przyglądając się imponującej długości włosom.

- No może tak do pasa?

- Rozumiem, proszę niech Pan siądzie. – wskazała na najbliższy fotel. – Nie żal Panu ich ścinać?

- Och, niech się Pani nie martwi. Moje włosy w jakiś magiczny sposób bardzo szybko odrastają. – puścił jej oczko z zadziornym uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech.  Drugi z mężczyzn usiadł na kanapie. W odbiciu lustra zauważyła jak przygląda się jej. W jego oczach było coś takiego, co sprawiało że po ciele przechodził nieprzyjemny dreszcz. Zignorowała to i zajęła się miłym staruszkiem.

- Jak ma Pani na imię? – zapytał ciągle się uśmiechając.

- Kira.

- To bardzo ładne imię. – przyznał

- Dziękuję.

- Jak długo tu pracujesz?

- Już prawie 5 lat. – odpowiedziała nie przestając strzyc włosów.

- To bardzo długo, musisz lubić to co robisz.

- Bardzo, jednak zastanawiam się nad zmianą pracy. – po raz kolejny wyłapała w lustrzanym odbiciu wzrok drugiego mężczyzny.

- Dlaczego?

- Chciałabym pójść na studia, a ta praca nie wystarczy na pokrycie kosztów.

- To ambitne. Rodzice muszą być z pani dumni.

- Szczerze w to wątpię. – odpowiedziała obojętnie

- Dlaczego?

- Wychowałam się w domu dziecka, nie wiem kim są moi rodzice.

- Przepraszam. – powiedział dobrotliwie staruszek.

- Niech się Pan nie przejmuje. To nie jest jakaś wielka tragedia. Dzięki temu potrafię poradzić sobie sama w życiu i moje sukcesy będę mogła zawdzięczać tylko sobie. – powiedziała powracając ponownie do serdecznego tonu.

- Imponuje mi Pani.  Nie często zdarza się ktoś o tak ambitnych planach.

- To nic szczególnego chcieć czegoś więcej od życia prawda?

Uprzejma rozmowa toczyła się jeszcze jakiś czas. Grzmoty były coraz bardziej słyszalne i zerwał się wiatr.

- Zapowiada się niezła burza. – powiedział staruszek wstając z fotela i przyglądając się sobie w lustrze.

- Nie sądzę… Mam przeczucie, że pójdzie bokiem i upał wcale nie zelżeje. – powiedziała nabijając na kasę paragon i wydając resztę.

- Ma Pani przeczucie? To ciekawe…  - wzruszyła ramionami – Ja słyszałem że ma być dużo chłodniej.

- Oby, bo skwar jest nie do wytrzymania. – przetarła wierzchem dłoni spocone czoło.

- Dziękuję Pani za strzyżenie.

- Nie ma za co. Polecamy się na przyszłość.

Drugi mężczyzna stał już w progu i chciał wyjść. Zauważyła, że zapomniał kurtki.

- Zapomniał Pan. – podała mu ją i przez ułamek sekundy ich dłonie się zetknęły. Prawie natychmiast cofnęła swoją dłoń jak porażona. Jej źrenice się rozszerzyły i wstrzymała oddech kurczowo trzymając przy piersi dłoń.

- Czy coś się stało? – zapytał starszy Pan uważnie przyglądając się tej dziwnej scenie.

Kira patrzyła na Severusa z wyraźnym szokiem w oczach, lecz po chwili otrząsnęła się.

- Nie, wszystko dobrze. Chyba kurtka była naelektryzowana. – powiedziała niepewnie cofając się w głąb salonu. Snape spojrzał na Albusa, który ledwie widzialnie skinął mu głową.

- Do widzenia Kiro, jeszcze raz dziękuję.


- Do widzenia. – powiedziała cicho.



*******************
No i mamy pierwszy rozdział, nie specjalnie udany... ale jest. Pierwsze trzy rozdziały pisały mi się opornie więc z góry przepraszam za styl. Postaram się je dopracować w najbliższych dniach.
SS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz