niedziela, 24 września 2017

Sympathy for the Devil

Snape zrobił krok w jej stronę, nawet na sekundę nie spuszczając z niej oczu. Poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i pewnie gdyby nie to, że trzymała się oparcia jego fotela runęłaby na ziemię.

Przez nieznośnie długą chwilę Snape przeszywał ją swoim wzrokiem, gdy nagle usłyszała jego złośliwy chichot.

- Grey, Grey, Grey…  - wyciągnął dłoń i sięgnął by założyć jej pasmo włosów za ucho. Kira wstrzymała oddech. – Ty naiwny dzieciaku. – zamrugała parokrotnie, gdy cofnął dłoń i odszedł od niej.

- Przyznam, że przez krótką chwilę nawet dałem się nabrać, na twoje czułe słówka. – sięgnął na półkę z książkami i wyciągnął pierwszą z brzegu, otwierając ją na pierwszej stronie. – Jesteś ważny… - powiedział to takim tonem jakby spluwał. – Jesteś potrzebny… Takie to szlachetne!  Niech do ciebie dotrze w końcu, że nie potrzebuję twojej litości.

- Litości? – oburzyła się wracając do równowagi. – Litości?! To nie jest litość! Ja… - urwała, a on zatrzasnął książkę i spojrzał na nią.

- Co ty? – zapytał.

Po chwili wahania odpowiedziała.

- Ja też czasem jestem smutna i też nie mam gdzie z tym pójść. Rozumiem cię. To wszystko.

- Rozumiesz… - powiedział powoli. – Nie rozumiesz! I lepiej dla ciebie będzie, jeżeli nie będziesz musiała tego rozumieć.

- Ty… - zrobiła krok w jego stronę. – Ty naprawdę nie wierzysz, że można się tak po prostu o ciebie martwić. To smutne.

- Nie potrzebuję twojej TROSKI!!! – wyraz jego twarzy zmienił się w sekundę. Nagle stał się dwa razy wyższy i dwa razy bardziej przerażający. Zrozumiała swój błąd. – Radziłem sobie do tej pory doskonale bez niej! Skieruj swoje matkowanie na kogoś, kogo będzie to obchodziło! Nie przekraczaj granicy, którą nakreśliłem.

- Ta granica już dawno nie istnieje, a odbudowanie jej nie przyniesie skutku. – powiedziała biorąc swoje książki do ręki i kierując się w stronę wyjścia. – Czy ci się to podoba, czy nie jesteś dla mnie ważny i zawszę będę się o ciebie martwić. – odwróciła się w stronę wyjścia i nagle zamarła wstrzymując oddech.

Snape spojrzał na nią zdziwiony i odłożył trzymaną książkę na biurko.

- Grey? – zapytał podchodząc do niej powoli.

-To się stanie, gdy zegar wskaże za minutę północ. Zielone światło rozświetli komnatę i rozdzieli na zawsze dwie szukające się dusze. – mówiła obcym głosem. – Zielone światło… Za minutę północ… Rozdzieli… - jej oddech przyspieszył.  – Na zawsze… Nie uratujesz. – wyszeptała ostatnie słowa i ugięły się pod nią kolana.

W ostatniej chwili zdążył ją złapać.

***

Jeszcze zanim zdołała otworzyć oczy, poczuła potworny ból głowy. Jej skronie pulsowały i poczuła jakby zaciskała się wokół nich rozżarzona obręcz.

Kiedy uchyliła powieki zdała sobie sprawę, że leży nie w swoim łóżku. Próbowała sobie przypomnieć, co się właściwie stało, ale bezskutecznie.

Uniosła się wyżej, a kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności dojrzała blady blask jednej świecy, która tliła się po drugiej stronie pokoju. Pokój był niewielki. Skromnie urządzony. Oprócz łóżka znajdowała się tam tylko niewielka szafa. Pomieszczenie nie miało okien i jęknęła kiedy uświadomiła sobie, co to oznacza. Z trudem wstała z łóżka. Ból głowy był tak silny, że przez chwilę widziała białe plamy przed oczami. W życiu nie miała takiej migreny. Ruszyła w kierunku drzwi zza, których sączyło się światło. Uchyliła je delikatnie i zobaczyła, że Snape czyta w fotelu.
Pierwszy raz w swoim życiu widziała go bez swoich sławnych szat. Miał na sobie tylko czarną dobrze skrojoną koszulę i równie czarne spodnie. Rękawy koszuli były podwinięte na tyle, by dojrzała jego mroczny znak. Coś przewróciło się jej w żołądku. Dlaczego była w sypialni Snape’a? Dlaczego niczego nie pamięta. Przypomniało się jej, że przecież miała zamiar wyjść z jego gabinetu. Dlaczego zatem nadal tu była? Gdy oparła się mocniej na klamce, drzwi zaskrzypiały. Snape natychmiast spojrzał na nią i odłożył książkę.

- To miło z twojej strony, że się w końcu obudziłaś.

- Co się właściwie stało? – zapytała wchodząc do gabinetu.

- Nie pamiętasz? – zapytał mrużąc oczy.

- Czy pytałabym, gdybym pamiętała? – potarła zbolałe skronie. Snape wstał, podszedł do szafki i wyjął z niej niewielką fiolkę, którą jej podał.

- Wypij to. Uśmierzy ból. – posłusznie wypiła eliksir i natychmiast poczuła ulgę. Odetchnęła.

- No więc? – zapytała ponownie.

- Zanim wyszłaś zaczęłaś wieszczyć.

- Co?!  - usiadła z wrażenia. – Wieszczyć? Co mówiłam.

- Nic, co byłoby odniesieniem do konkretnej osoby. – usiadł. – Powiedziałaś tylko, że to się stanie za minutę północ i, że rozbłyśnie zielone światło, które rozdzieli dwie szukające się dusze.

- Co to może znaczyć?

- Zielone światło, to najpewniej mordercze zaklęcie. – powiedział obojętnie.

- Tyle to i ja wiem. Jednak to niczego nie wyjaśnia, co mamy z tym zrobić.

- A czy ja wiem dziewczyno? – zapytał już zniecierpliwiony. – Kto z nas dwóch ma dar widzenia przyszłości?

- Ten dar jest beznadziejny! Albo widzę, rzeczy na które nie mam wpływu, albo mówię coś, czego nie pamiętam i nie wiadomo o co właściwie chodzi. – jęknęła zapadając się głębiej w fotelu. Snape milczał. Zapytała więc o coś innego.

- Dlaczego nie przeniosłeś mnie do mojego pokoju?

- Było późno. Jak miałbym wytłumaczyć komuś, kogo bym spotkał, że niosę cię nieprzytomną w ramionach?

- Myślę, że nie sprawiłoby ci to problemu. Każdy uwierzył by ci, gdybyś powiedział, że przekląłeś mnie za moje bezczelne komentarze.

- Byłaby to i może prawda, gdyby nie fakt, że groziłby mi za to Azkaban. – spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając. – Poza tym ktoś musiał cię mieć na oku.


- Czyli nie taki diabeł straszny jak go malują. – uśmiechnęła się i wstała. – Pójdę już. Na pewno chcesz odpocząć. Przepraszam za sprawienie ci kłopotu. Wiem jak cenny jest twój czas.

niedziela, 17 września 2017

You own me nothing.

- Gryffoni zdobyli puchar quidditch’a. Nie cieszysz się? – zapytała kierowana czystą złośliwością. Wiedziała bowiem, jaki jest jego stosunek do uczniów tego domu. Spojrzał na nią z góry z grobową miną. Nie odpowiedział. – Trochę szkoda, że Harry nie mógł grać, ale Ron za to poradził sobie fantastycznie. – kontynuowała przesłodzonym tonem.

- Skończ! – warknął zirytowany.

- Jesteś dziś strasznie nerwowy. – powiedziała udając zaniepokojenie, zakładając sobie przy tym nogę na nogę.

- Nie bardziej niż zwykle.

- Dyskutowałabym z tym.

- A ja nie. – spojrzał na nią ostrzegawczo.

- Dobrze już dobrze. –mruknęła.

- Od poniedziałku zaczynam sesję egzaminacyjną. – powiedział spoglądając na nią z góry. – Bądź więc grzeczną dziewczynką i nie denerwuj mnie.

- Przestań traktować mnie jak dziecko.

- To przestań się tak zachowywać.

****

Z nastaniem niedzielnego popołudnia, w szkole pojawili się egzaminatorzy z ministerstwa. Spotkała ich będąc w pokoju nauczycielskim. Umbridge pełniąc obowiązki dyrektora szkoły nadskakiwała im jak tylko potrafiła. Na nic jednak się to zdało, ponieważ ci pytali tylko o Dumbledore’a i nic nie robili sobie z tego, że oficjalnie jest przestępcą. Mimo oskarżeń cieszył się szacunkiem wśród egzaminatorów.

- To jest panna Kira Grey. – usłyszała głos Umbridge. – Jest praktykantką profesora Snape’a.
Kira uśmiechnęła się nieśmiało w stronę gości.

- Snape ma praktykantkę? – zapytała starsza kobieta z fantazyjnym kapeluszem na głowie. – Do tej pory nigdy nikogo nie przyjął.

- Pewnie dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie pcha się w paszczę lwa. – zaśmiał się postawny mężczyzna obok. Pozostali zachichotali.

- Musisz być zdolna, jeżeli cię przyjął. – starsza pani ponownie przemówiła podchodząc bliżej i mierząc od stóp do głów. – Dlaczego jednak ty zdecydowałaś się na praktykę u niego? – zapytała.
Kira rozejrzała się po pokoju, zerkając na każdego. Wszyscy czekali z niecierpliwością na odpowiedź.

- Profesor Snape to wybitny specjalista. – powiedziała w końcu. – Nie przeszkadza mi jego temperament. Jestem wdzięczna za szansę, którą mi dał i doceniam fakt, że poświęca swój cenny czas na nauczanie mnie. – Spojrzała w stronę wejścia. W progu stał Snape i przyglądał się jej uważnie. Zarumieniła się i odwróciła pospiesznie wzrok. Grono egzaminatorów pokiwało głowami i ponownie wrócili do wcześniejszych tematów, nie pytając już o nic. Odetchnęła z ulgą. Snape’a nie było już w pokoju.

***

Gdy tego wieczoru szła na spotkanie z Severusem miała serce w gardle. Przed oczami ciągle miała jego wyraz twarzy. Mimo iż nie mówiła o nim niczego złego, wolała by nie usłyszał tych słów. Sama nie wiedziała dlaczego.  Ponownie zarumieniła się.

- Wejść. – usłyszała żołnierską komendę po tym, jak nieśmiało zapukała do jego drzwi.

- Dobry wieczór. – powiedziała wchodząc.

- Dziś obrona przed czarną magią. Porozmawiamy o klątwach niewybaczalnych. Co o nich wiesz? – mówił ze znaną jej obojętnością. Odetchnęła w duchu, nie zamierzał komentować jej słów.

- Najgorszym jest Avada Kedavra. To klątwa, której nie idzie zablokować. Jest śmiercionośna. Następny jest Cruciatus. Klątwa, którą się torturuje, gdyż niesie ze sobą niewyobrażalnie złą energię, która sprawia ból. Ostatnią klątwą jest Imperius. Dzięki temu można przejąć kontrolę nad innym umysłem. Wszystkie trzy klątwy są niewybaczalne, co oznacza, że użycie jej przeciwko komuś karane jest dożywotnim pobytem w Azkabanie.

Milczał wpatrując się w jeden punkt. Kira zamrugała zdziwiona i poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Snape? – odpowiedziała jej cisza. Wstała i podeszła powoli do niego i niepewnie. Delikatnie dotknęła jego ramienia. Ocknął się wyrwany z letargu i zaskoczony spojrzał na nią.

- Słuchałeś mnie w ogóle? – zapytała.

Przez chwile w jego oczach zobaczyła zakłopotanie, które prawie natychmiast przerodziło się w determinację. Wyprostował się i ponownie na jego twarzy zagościł zwykły wyraz.

- Zawsze słucham. – odparł beznamiętnie.

- Wszystko w porządku?

- Zachowaj swoją troskę dla kogoś innego. Nie potrzebuje jej. – warknął.

- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego za każdym razem, kiedy staram się zrozumieć ciebie, zatrzaskujesz mi drzwi przed nosem.

- Być może dlatego, że nie lubię, kiedy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy.

- Nie chcę być wścibska, ale kiedy widzę, że coś cię trapi, chciałabym ci pomóc. To wszystko.

Wstał gwałtownie z miejsca i podszedł do pustego kominka.

- Nie możesz mi pomóc. 

- Skąd wiesz? Prosiłeś kiedyś o moją pomoc? – zrobiła dwa kroki w jego stronę.

- Czy twoja troska o mnie wynika z tego, że jesteś mi tak niezmiernie wdzięczna za poświęcony czas? – zapytał z drwiną rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Nie, ale nawet jeśli by tak było, czy to zbrodnia?

- Nie trudź się zatem. Nie jesteś mi nic winna. Uczę cię tylko dlatego, że dyrektor wydał mi takie polecenie. Gdyby to zależało ode mnie, nigdy nie poświęciłbym swojego czasu na uczenie cię.

Zabolały ją jego słowa, ale nie dała się zbić z tropu. Znała go już dosyć dobrze, żeby wiedzieć, że to jego mechanizm obronny. Do tej pory po podobnych słowach wyszłaby trzaskając drzwiami przełykając gorycz upokorzenia. Teraz nie miała zamiaru się cofać…

- Jeżeli to prawda, to tym bardziej jestem ci wdzięczna. – ponownie zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Była już bardzo blisko niego. Wystarczyło wyciągnąć rękę, bo go dotknąć.

- Jesteś głupsza niż myślałem. – zadrwił.

- Być może. – przyznała. – Za to ty nie potrafisz dostrzec, że komuś na tobie może zależeć. Wiem, że mnie nie lubisz i, że jestem ci tylko kulą u nogi. Nie musisz mi o tym przypominać. Jednak pomimo tego wszystkiego, chcę ci powiedzieć… - urwała czując, że spłonęła rumieńcem. - … bo pewnie nikt ci dziś tego nie powiedział, że jesteś ważny… jesteś potrzebny.

Snape stał odwrócony do niej plecami. Wyczuła, że z każdym jej słowem spinał się. Milczeli długo zanim Snape powoli odwrócił się, by na nią spojrzeć.


Pod wpływem jego spojrzenia cofnęła się o krok. Mimo iż bardzo chciała, nie była w stanie odwrócić wzroku. Jego oczy… nagle uświadomiła sobie, że w swoim życiu nie widziała nic piękniejszego. Były jak bezgwiezdna zimowa noc. Człowiek patrząc w nie zatracał się. Nie była w stanie się już poruszyć, kiedy on zrobił krok w jej stronę.

niedziela, 10 września 2017

Be Careful What You Wish.

Praktycznie nie spała tej i następnej nocy. Próbowała to wszystko sobie poskładać w jakąś całość. W końcu jednak uznała, że być może najlepszą rzeczą jaką dla niej zrobili rodzice było porzucenie jej w domu dziecka. Snape opowiedział jej kim była jej „rodzina”. Wiedziała, że nie chce być uważana, za jedną z nich. Dlatego odrzuciła swoje prawdziwe imię na rzecz tego, które nadali jej mugole. Od zawsze była Kirą, a Lilith umarła ponad 25 lat temu.

Ze Snape’em nie rozmawiała zbyt wiele. Każde mówiło tyle ile wymagała tego sytuacja. Ich zajęcia ponownie nabrały sztywnego formalnego tonu. Nie przeszkadzało jej to. W końcu dotarło do niej kim jest Snape i czego należy się po nim spodziewać. Przestała się oszukiwać, że zacznie traktować ją przyjaźniej.

Po tygodniu nadszedł czas na jej potajemny egzamin z aportacji. Wilkie Twycross instruktor przeprowadzający test okazał się być zaufanym przyjacielem Albusa Dumbledore’a, w związku z tym udało się im to zachować w tajemnicy.

Egzamin zaliczyła praktycznie od razu. Opanowała tą sztukę dosyć szybko dzięki lekcją z Severusem.

Trzymała teraz w ręku licencję, jej pierwszy dokument, który potwierdzał przynależność do tego świata.

Teraz gdyby chciała mogłaby stąd odejść. Problem polegał na tym, że nie miała dokąd.

Snape obserwował ją czujnym wzrokiem. Czuła to, nie dała jednak po sobie poznać, że to zauważyła. Chciała się od niego uwolnić. Był wszędzie! Gdzie się odwróciła – widziała jego twarz. Jedyne czego pragnęła to chwili wytchnienia od wwiercających się w nią czarnych bezdennych oczu.

Wiedziała, że z łatwością może wedrzeć się do jej umysłu i poznać jej myśli, jednak była pewna, że po ostatniej awanturze nie zrobi tego, a przynajmniej nie poza lekcjami oklumencji.

Lekcje oklumencji! Kilkugodzinne tortury, podczas których wynajdywał najbardziej żenujące wspomnienia. Powtarzał tylko, by oczyściła swój umysł! Jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Była zmęczona. Chciała tylko znaleźć się z powrotem w swoim pokoju, owinąć kołdrą i przespać najbliższe tygodnie.

Usłyszała jak odkłada pióro i delikatnie odsuwa swój fotel od biurka.

- Ponieważ stosunkowo szybko uporałaś się z egzaminem, poćwiczymy oklumencję. – nie odpowiedziała. Snape zrobił dłuższą pauzę i kontynuował. – Czego do tej pory się nauczyłaś? – zapytał.

Pomyślała, że to jego kolejna prowokacja. To jasne, że niczego! Jeszcze nigdy nie udało się jej wypchnąć go ze swojego umysłu. Był zbyt silny.

- Niczego. – powiedziała cicho. – Nie potrafię wyczuć momentu w którym włamujesz się do moich myśli. – powiedziała oschle.

- Taaak. – powiedział przeciągle obrysowując kontur swoich ust. Odwróciła wzrok. – Spróbujemy ponownie. – wstał i wyciągnął różdżkę, Kira wstała również.

Gdy stanęli naprzeciwko siebie Snape bez ostrzeżenia rzucił zaklęcie.

Siedziała przy stole nauczycielskim w wielkiej sali i obserwowała jak Snape czyta Proroka Codziennego. W chwilę po tym siedziała w klasie do eliksirów i przyglądała się jak prowadzi lekcje. Wspomnienie rozmyło się i pojawiło się kolejne. Czarne oczy skierowane w jej stronę, płomienie w kominku, jej strach i przyspieszony oddech… NIE! Nie będziesz tego oglądał!

Wszystkimi swoimi siłami odcięła go od wspomnienia i wyrzuciła z głowy.

Gdy powróciła do rzeczywistości opierała się o regał z książkami. Snape stał wyprostowany, ale w ręku nie trzymał już różdżki. Długo milczał wpatrując się w nią z tą przenikliwością. Schylił się by podnieść wytrąconą z dłoni różdżkę.

- Nie wiedziałem, że masz na moim punkcie obsesje. – zakpił.

- Nie mam na twoim punkcie obsesji! – zaprzeczyła. – Po prostu jesteś wszędzie! Nie można się od ciebie uwolnić! – rzuciła, kryjąc narastające zakłopotanie.

Lewy kącik ust Snape’a uniósł się delikatnie.

- Pytanie, czy chcesz się ode mnie uwolnić? – Nie odpowiedziała, usiadła tylko zmęczona w fotelu. – To trzecie wspomnienie? – zapytał.

Milczała, wpatrując się w swoje splecione dłonie.

- To nie mogło być wspomnienie. – usiadł również, opierając się wygodnie. – Widziałem to z mojej perspektywy, a nie z twojej. – mówił dalej. Kira czuła na sobie jego palący wzrok. – Czy to przypadkiem nie było, to co zobaczyłaś w dniu kiedy mnie poznałaś?

Nie miała odwagi spojrzeć na niego, więc tylko skinęła delikatnie głową.

- Cóż… na twoje szczęście, w porę mnie wyrzuciłaś. – tym razem spojrzała na niego. – Widocznie tak bardzo nie chcesz, aby ta wizja została przeze mnie odkryta, że w końcu zmobilizowałaś się do obrony. Nie wiedziałem, że ćwiczyłaś zaklęcia niewerbalne.

- Nie ćwiczyłam. To był przypadek. – powiedziała.

- W każdym razie udało ci się. – powiedział obojętnie, zabierając się do sprawdzania prac domowych. – Radziłbym jednak zmienić obiekt westchnień. – dodał złośliwie.

- Bardzo śmieszne. Nie wzdycham do ciebie. Ja nawet nie wiem… - urwała. Snape rzucił jej szybkie, zaciekawione spojrzenie.

- Czego nie wiesz? – zapytał.

- Ja nawet nie wiem, jak wygląda miłość. – odpowiedziała wzdychając ciężko.

- Nigdy nikogo nie kochałaś? Myślałem, że u dziewcząt to raczej powszechne.

- Źle myślałeś. – rzuciła. – Nie byłam, nie jestem i nie będę taka jak większość kobiet. Jeżeli już mam oddać komuś swoje serce, to chcę, aby to było na zawsze.

Snape chwile się jej przyglądał, zanim ponownie zabrał się za sprawdzanie trzymanego w ręku wypracowania. Już myślała, że nie skomentuje tego co powiedziała.


- Uważaj na to, czego sobie życzysz.

niedziela, 3 września 2017

What Is My Real Name?

Dogonił ją kiedy była już prawie przy drzwiach swoich pokoi. Chwycił ją za ramie i pociągnął do swojego gabinetu. Zszokowana nawet nie zareagowała. Wepchnął ją do środka i zatrzasną za nimi drzwi.

- Oszalałeś? – rozcierała bolące ramie.

- Albo wyjaśnimy sobie wszystko teraz, albo nie widzę możliwości kontynuowania tych zajęć. – powiedział.

- Co tu jest do wyjaśniania? Nie lubisz mnie, nawet nie tolerujesz mnie. Wcale ci się nie dziwie. Jestem tylko jakąś przybłędą, która chyba tylko przypadkowo trafiła do tego świata.

- Nie jesteś przybłędą. – powiedział odwracając się w stronę pustego kominka.

- Jestem. – powiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Nie. – powiedział już spokojniej. – Wiem kim byli twoi rodzice.

Te słowa odbijały się jeszcze długo echem w jej głowie. Wydawało się jej, że świat nagle zwolnił. Nadszedł ten moment. Wystarczy, że go zapyta, ale czy naprawdę była na to gotowa?
Nie będzie już lepszego momentu, by się dowiedzieć.

- Powiedz mi. – poprosiła szeptem. Snape powoli odwrócił się, by na nią spojrzeć.

- Jesteś córką Abraxasa Malfoy’a. Młodszą siostrą Lucjusza Malfoy’a.

- Tego, który miał za zadanie mnie schwytać i przekazać Sam Wiesz Komu? – zapytała siadając w fotelu. Poczuła, że nogi się pod nią uginają.

- Tak. – powiedział krótko.

- Ale jak… jak to się stało, że… - nie była w stanie dokończyć.

- Oficjalnie, jesteś martwa. – powiedział to takim tonem, że gotowa była w to uwierzyć.

- Martwa. – powtórzyła.

- Dlatego nie otrzymałaś listu z Hogwartu. Po twoich narodzinach przebadał cię specjalny magomedyk. Orzeczono, że nie posiadasz zdolności magicznych. Według nich byłaś charłakiem. W tego typu rodach było to hańbą. Twoi rodzice upozorowali twoją śmierć, a w rzeczywistości podrzucili cię do mugolskiego domu dziecka. Lucjusz dowiedział się o tobie, gdy wasz ojciec wyznał mu to na łożu śmierci. Okazało się, że od zawsze miano cię na oku. Twoja matka, potajemnie co jakiś czas odwiedzała sierociniec. Była jednym z darczyńców. Wypytywała o dzieci, a szczególnie o ciebie. Kiedyś jedna z opiekunek powiedziała jej, że wokół ciebie dzieją się jakieś dziwne zbiegi okoliczności. Ponoć często przewidywałaś co się za chwile stanie, lub co działo się na długo przed tym kiedy tam trafiłaś. Było jednak za późno by wszystko odkręcić. Twój ojciec stwierdził, że nawet jeżeli posiadasz jakiś dar, to bycie wieszczką było raczej pogardzanym zajęciem.

Kira słuchała tego co mówił i próbowała sobie to wszystko poukładać. Nie pamiętała by widywała w domu dziecka jakąś kobietę, która tam przychodziła. To wszystko było takie nierealne… Snape kontynuował.

- Malfoy podzielił się tymi informacjami z Czarnym Panem, który stwierdził, że nie mogłaś być charłakiem, a twoje magiczne zdolności były tylko zaniedbane, dlatego się nie rozwijały. Mogłaś też otrzymać dar widzenia przyszłości i przeszłości więc zapragnął by cię sprowadzono. Dalszy ciąg znasz.

- To znaczy, że…

- Jesteś czarownicą czystej krwi. – dokończył za nią.

- Nie jestem pewna teraz, czy naprawdę chciałam to wszystko wiedzieć.

- Powiedziałaś mi kiedyś, że chcesz się dowiedzieć kim jesteś.

- Tak, ale nie sądziłam, że będzie to takie bolesne. Moi rodzice porzucili mnie tylko dlatego, że hańbą było mieć mnie za córkę.

- Powinnaś im raczej podziękować. – powiedział siadając za biurkiem. – Malfoy’owie od dawna są związani z Czarnym Panem. Nie czekałoby cię w ich rodzinie nic dobrego.

- Czy wiesz… - zawahała się – Czy znasz… moje prawdziwe imię? – Snape spojrzał na nią i długo wpatrywał się w jej oczy.


- Lilith. – powiedział w końcu.