Następnego dnia Snape był wyjątkowo wściekły. Szczerze
mówiąc nie widziała go w takim stanie nigdy. Instynktownie trzymała się dwa
kroki za nim, nie dając mu powodu na wyładowanie wściekłości właśnie na niej.
Cały dzień chodziła za nim z duszą na ramieniu. Uczniowie umykali przed nim w
pośpiechu. Ciągle zastanawiała się, co takiego musiało się wczoraj wydarzyć, by
był taki wściekły.
Miała nadzieję, że nie przyczyniła się do jego stanu. W
przeciwnym razie czeka ją dziś bolesna lekcja.
Wieczorem stawiła się na ich zajęciach. Perspektywa wściekłego Snape’a grzebiącego w
jej głowie była przerażająca.
Pomyliła się. Już kiedy weszła wyraźnie widziała złość
wypisaną na jego twarzy. Czoło zmarszczone, usta wykrzywione w niemiłym
grymasie. Stanęła przed nim niepewna, nie odważyła się usiąść, czy powiedzieć
coś pierwsza. Cierpliwie czekała, aż skończy skrobać piórem po pergaminie.
Sądząc po zawziętości z jaką pióro tańczyło po wypracowaniu szykował się
naprawdę złośliwy komentarz. Już współczuła uczniowi do którego kierowane były
słowa.
Snape zmienił się w ciągu tych kilku tygodni. Wcześniej
udało im się wypracować jako taką relację. Gdy wykonywała jego polecenia dało
się go znieść. Ze zdziwieniem stwierdziła, ze lubi go. Nawet takiego burczącego
i zgorzkniałego. Fascynował ją, tak… to dobre słowo. Fascynował. Był inny niż
znani jej mężczyźni. Nie był przystojny, ale nie przeszkadzało jej to. Szczerze
mówiąc przestała zwracać uwagę na jego wykrzywione, pożółkłe zęby, tłustawe
włosy, czy nienaturalną bladość cery.
Kiedy mówił, szedł, czy nawet tylko patrzył na nią jej serce
zamierało. Było w nim coś
pociągającego… Cała ta otoczka tajemniczości i jego
chłodny dystans sprawiał, że wszystko inne traciło sens.
Od jakiegoś czasu jednak ponownie traktował ją tak, jak na
początku ich znajomości. Miała już tego
po dziurki w nosie, ale nigdy oczywiście mu tego nie powie. A przynajmniej, nie
kiedy jest w takim stanie.
- Siadaj. – odezwał się w końcu. Nie czekała, by musiał się
powtarzać. – Od dziś nasze zajęcia wrócą do normy. W każdy dzień tygodnia
będziemy spotykali się o zwykłej porze.
- To znaczy, że nie masz już zajęć z Harrym? – zapytała.
- Powiedzmy, że panu Potterowi udało się osiągnąć więcej niż
bym sobie tego życzył. – zauważyła jak mocniej zacisnął palce na piórze, które
niebezpiecznie zatrzeszczało.
Wiedziała, że dalsze zagłębianie się w temat może nieść dla
niej fatalne skutki, więc tylko pokiwała głową.
- Dziś oklumencja. Lepiej dla ciebie byłoby, abyś w końcu
poczyniła jakieś postępy. – powiedział złowieszczo.
- Uwierz mi, że niczego bardziej w życiu nie pragnę.
- Nie będę tolerował sarkazmu.
- To nie był sarkazm. – oburzyła się. – Naprawdę chcę się
tego nauczyć. Jak możesz w to wątpić? – zapytała dobrze wiedząc na czym skończy
się ta dyskusja.
- Znam się na ludziach.
- Widocznie nie na wszystkich. – była coraz bardziej
poirytowana i coraz trudniej było jej to ukryć.
- Ach taaak…. – zaczął bardzo powoli. – Zapomniałem, jaka
jesteś szlachetna i jak bardzo zależy ci na tym by nie oglądać mojej śmierci. –
zakpił. – Jakie to w stylu Gryffindora.
- To nie ja narażam własne życie szpiegując Sam Wiesz Kogo.
Kto teraz ma więcej odwagi?
- Dosyć tego! – uderzył pięścią w biurko. Pióro pękło z
cichym trzaskiem. Pochylił się w jej stronę a oczy mu płonęły. Kira
instynktownie odchyliła się w fotelu. – Zacznij w końcu wykonywać moje
polecenia, nie mam ani czasu, ani najmniejszej ochoty na niańczenie ciebie
dłużej niż wymaga tego ode mnie Dumbledore. Mam dosyć twoich ciągłych
komentarzy! Mam dosyć oglądania twoich żałosnych wspomnień! – wrzasnął, by
chwile po tym ponownie usiąść w fotelu. W jednej chwili ponownie sprawiał
wrażenie opanowanego.
Kira siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje
zaciśnięte dłonie. Nie chciała na niego patrzeć w tej chwili, ale nie miała
wyboru. Powoli podniosła wzrok by stawić mu czoła.
- Uważasz, że jestem żałosna? – zapytała. – Masz rację.
Jestem żałosna próbując bezskutecznie dopasować się do świata, który od
pierwszego dnia jest dla mnie wrogi. Jestem żałosna próbując zasłużyć sobie na
twoje jedno dobre słowo. – twarz Snape’a pozostała niezmieniona. – Masz rację…
nie powinnam cię narażać na swoje mało interesujące towarzystwo. – wstała. –
Jesteś wielkim czarodziejem. Nie powinieneś tracić czasu na dawnego charłaka,
który w kilka miesięcy chce nadrobić 25 lat. – poczuła jak po policzku spływa
jej pojedyncza łza. Nie chciała dać mu satysfakcji by oglądał ich więcej. Zanim
zdążył cokolwiek powiedzieć wyszła, puszczając się biegiem na korytarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz