niedziela, 17 września 2017

You own me nothing.

- Gryffoni zdobyli puchar quidditch’a. Nie cieszysz się? – zapytała kierowana czystą złośliwością. Wiedziała bowiem, jaki jest jego stosunek do uczniów tego domu. Spojrzał na nią z góry z grobową miną. Nie odpowiedział. – Trochę szkoda, że Harry nie mógł grać, ale Ron za to poradził sobie fantastycznie. – kontynuowała przesłodzonym tonem.

- Skończ! – warknął zirytowany.

- Jesteś dziś strasznie nerwowy. – powiedziała udając zaniepokojenie, zakładając sobie przy tym nogę na nogę.

- Nie bardziej niż zwykle.

- Dyskutowałabym z tym.

- A ja nie. – spojrzał na nią ostrzegawczo.

- Dobrze już dobrze. –mruknęła.

- Od poniedziałku zaczynam sesję egzaminacyjną. – powiedział spoglądając na nią z góry. – Bądź więc grzeczną dziewczynką i nie denerwuj mnie.

- Przestań traktować mnie jak dziecko.

- To przestań się tak zachowywać.

****

Z nastaniem niedzielnego popołudnia, w szkole pojawili się egzaminatorzy z ministerstwa. Spotkała ich będąc w pokoju nauczycielskim. Umbridge pełniąc obowiązki dyrektora szkoły nadskakiwała im jak tylko potrafiła. Na nic jednak się to zdało, ponieważ ci pytali tylko o Dumbledore’a i nic nie robili sobie z tego, że oficjalnie jest przestępcą. Mimo oskarżeń cieszył się szacunkiem wśród egzaminatorów.

- To jest panna Kira Grey. – usłyszała głos Umbridge. – Jest praktykantką profesora Snape’a.
Kira uśmiechnęła się nieśmiało w stronę gości.

- Snape ma praktykantkę? – zapytała starsza kobieta z fantazyjnym kapeluszem na głowie. – Do tej pory nigdy nikogo nie przyjął.

- Pewnie dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie pcha się w paszczę lwa. – zaśmiał się postawny mężczyzna obok. Pozostali zachichotali.

- Musisz być zdolna, jeżeli cię przyjął. – starsza pani ponownie przemówiła podchodząc bliżej i mierząc od stóp do głów. – Dlaczego jednak ty zdecydowałaś się na praktykę u niego? – zapytała.
Kira rozejrzała się po pokoju, zerkając na każdego. Wszyscy czekali z niecierpliwością na odpowiedź.

- Profesor Snape to wybitny specjalista. – powiedziała w końcu. – Nie przeszkadza mi jego temperament. Jestem wdzięczna za szansę, którą mi dał i doceniam fakt, że poświęca swój cenny czas na nauczanie mnie. – Spojrzała w stronę wejścia. W progu stał Snape i przyglądał się jej uważnie. Zarumieniła się i odwróciła pospiesznie wzrok. Grono egzaminatorów pokiwało głowami i ponownie wrócili do wcześniejszych tematów, nie pytając już o nic. Odetchnęła z ulgą. Snape’a nie było już w pokoju.

***

Gdy tego wieczoru szła na spotkanie z Severusem miała serce w gardle. Przed oczami ciągle miała jego wyraz twarzy. Mimo iż nie mówiła o nim niczego złego, wolała by nie usłyszał tych słów. Sama nie wiedziała dlaczego.  Ponownie zarumieniła się.

- Wejść. – usłyszała żołnierską komendę po tym, jak nieśmiało zapukała do jego drzwi.

- Dobry wieczór. – powiedziała wchodząc.

- Dziś obrona przed czarną magią. Porozmawiamy o klątwach niewybaczalnych. Co o nich wiesz? – mówił ze znaną jej obojętnością. Odetchnęła w duchu, nie zamierzał komentować jej słów.

- Najgorszym jest Avada Kedavra. To klątwa, której nie idzie zablokować. Jest śmiercionośna. Następny jest Cruciatus. Klątwa, którą się torturuje, gdyż niesie ze sobą niewyobrażalnie złą energię, która sprawia ból. Ostatnią klątwą jest Imperius. Dzięki temu można przejąć kontrolę nad innym umysłem. Wszystkie trzy klątwy są niewybaczalne, co oznacza, że użycie jej przeciwko komuś karane jest dożywotnim pobytem w Azkabanie.

Milczał wpatrując się w jeden punkt. Kira zamrugała zdziwiona i poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Snape? – odpowiedziała jej cisza. Wstała i podeszła powoli do niego i niepewnie. Delikatnie dotknęła jego ramienia. Ocknął się wyrwany z letargu i zaskoczony spojrzał na nią.

- Słuchałeś mnie w ogóle? – zapytała.

Przez chwile w jego oczach zobaczyła zakłopotanie, które prawie natychmiast przerodziło się w determinację. Wyprostował się i ponownie na jego twarzy zagościł zwykły wyraz.

- Zawsze słucham. – odparł beznamiętnie.

- Wszystko w porządku?

- Zachowaj swoją troskę dla kogoś innego. Nie potrzebuje jej. – warknął.

- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego za każdym razem, kiedy staram się zrozumieć ciebie, zatrzaskujesz mi drzwi przed nosem.

- Być może dlatego, że nie lubię, kiedy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy.

- Nie chcę być wścibska, ale kiedy widzę, że coś cię trapi, chciałabym ci pomóc. To wszystko.

Wstał gwałtownie z miejsca i podszedł do pustego kominka.

- Nie możesz mi pomóc. 

- Skąd wiesz? Prosiłeś kiedyś o moją pomoc? – zrobiła dwa kroki w jego stronę.

- Czy twoja troska o mnie wynika z tego, że jesteś mi tak niezmiernie wdzięczna za poświęcony czas? – zapytał z drwiną rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Nie, ale nawet jeśli by tak było, czy to zbrodnia?

- Nie trudź się zatem. Nie jesteś mi nic winna. Uczę cię tylko dlatego, że dyrektor wydał mi takie polecenie. Gdyby to zależało ode mnie, nigdy nie poświęciłbym swojego czasu na uczenie cię.

Zabolały ją jego słowa, ale nie dała się zbić z tropu. Znała go już dosyć dobrze, żeby wiedzieć, że to jego mechanizm obronny. Do tej pory po podobnych słowach wyszłaby trzaskając drzwiami przełykając gorycz upokorzenia. Teraz nie miała zamiaru się cofać…

- Jeżeli to prawda, to tym bardziej jestem ci wdzięczna. – ponownie zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Była już bardzo blisko niego. Wystarczyło wyciągnąć rękę, bo go dotknąć.

- Jesteś głupsza niż myślałem. – zadrwił.

- Być może. – przyznała. – Za to ty nie potrafisz dostrzec, że komuś na tobie może zależeć. Wiem, że mnie nie lubisz i, że jestem ci tylko kulą u nogi. Nie musisz mi o tym przypominać. Jednak pomimo tego wszystkiego, chcę ci powiedzieć… - urwała czując, że spłonęła rumieńcem. - … bo pewnie nikt ci dziś tego nie powiedział, że jesteś ważny… jesteś potrzebny.

Snape stał odwrócony do niej plecami. Wyczuła, że z każdym jej słowem spinał się. Milczeli długo zanim Snape powoli odwrócił się, by na nią spojrzeć.


Pod wpływem jego spojrzenia cofnęła się o krok. Mimo iż bardzo chciała, nie była w stanie odwrócić wzroku. Jego oczy… nagle uświadomiła sobie, że w swoim życiu nie widziała nic piękniejszego. Były jak bezgwiezdna zimowa noc. Człowiek patrząc w nie zatracał się. Nie była w stanie się już poruszyć, kiedy on zrobił krok w jej stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz