niedziela, 24 września 2017

Sympathy for the Devil

Snape zrobił krok w jej stronę, nawet na sekundę nie spuszczając z niej oczu. Poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i pewnie gdyby nie to, że trzymała się oparcia jego fotela runęłaby na ziemię.

Przez nieznośnie długą chwilę Snape przeszywał ją swoim wzrokiem, gdy nagle usłyszała jego złośliwy chichot.

- Grey, Grey, Grey…  - wyciągnął dłoń i sięgnął by założyć jej pasmo włosów za ucho. Kira wstrzymała oddech. – Ty naiwny dzieciaku. – zamrugała parokrotnie, gdy cofnął dłoń i odszedł od niej.

- Przyznam, że przez krótką chwilę nawet dałem się nabrać, na twoje czułe słówka. – sięgnął na półkę z książkami i wyciągnął pierwszą z brzegu, otwierając ją na pierwszej stronie. – Jesteś ważny… - powiedział to takim tonem jakby spluwał. – Jesteś potrzebny… Takie to szlachetne!  Niech do ciebie dotrze w końcu, że nie potrzebuję twojej litości.

- Litości? – oburzyła się wracając do równowagi. – Litości?! To nie jest litość! Ja… - urwała, a on zatrzasnął książkę i spojrzał na nią.

- Co ty? – zapytał.

Po chwili wahania odpowiedziała.

- Ja też czasem jestem smutna i też nie mam gdzie z tym pójść. Rozumiem cię. To wszystko.

- Rozumiesz… - powiedział powoli. – Nie rozumiesz! I lepiej dla ciebie będzie, jeżeli nie będziesz musiała tego rozumieć.

- Ty… - zrobiła krok w jego stronę. – Ty naprawdę nie wierzysz, że można się tak po prostu o ciebie martwić. To smutne.

- Nie potrzebuję twojej TROSKI!!! – wyraz jego twarzy zmienił się w sekundę. Nagle stał się dwa razy wyższy i dwa razy bardziej przerażający. Zrozumiała swój błąd. – Radziłem sobie do tej pory doskonale bez niej! Skieruj swoje matkowanie na kogoś, kogo będzie to obchodziło! Nie przekraczaj granicy, którą nakreśliłem.

- Ta granica już dawno nie istnieje, a odbudowanie jej nie przyniesie skutku. – powiedziała biorąc swoje książki do ręki i kierując się w stronę wyjścia. – Czy ci się to podoba, czy nie jesteś dla mnie ważny i zawszę będę się o ciebie martwić. – odwróciła się w stronę wyjścia i nagle zamarła wstrzymując oddech.

Snape spojrzał na nią zdziwiony i odłożył trzymaną książkę na biurko.

- Grey? – zapytał podchodząc do niej powoli.

-To się stanie, gdy zegar wskaże za minutę północ. Zielone światło rozświetli komnatę i rozdzieli na zawsze dwie szukające się dusze. – mówiła obcym głosem. – Zielone światło… Za minutę północ… Rozdzieli… - jej oddech przyspieszył.  – Na zawsze… Nie uratujesz. – wyszeptała ostatnie słowa i ugięły się pod nią kolana.

W ostatniej chwili zdążył ją złapać.

***

Jeszcze zanim zdołała otworzyć oczy, poczuła potworny ból głowy. Jej skronie pulsowały i poczuła jakby zaciskała się wokół nich rozżarzona obręcz.

Kiedy uchyliła powieki zdała sobie sprawę, że leży nie w swoim łóżku. Próbowała sobie przypomnieć, co się właściwie stało, ale bezskutecznie.

Uniosła się wyżej, a kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności dojrzała blady blask jednej świecy, która tliła się po drugiej stronie pokoju. Pokój był niewielki. Skromnie urządzony. Oprócz łóżka znajdowała się tam tylko niewielka szafa. Pomieszczenie nie miało okien i jęknęła kiedy uświadomiła sobie, co to oznacza. Z trudem wstała z łóżka. Ból głowy był tak silny, że przez chwilę widziała białe plamy przed oczami. W życiu nie miała takiej migreny. Ruszyła w kierunku drzwi zza, których sączyło się światło. Uchyliła je delikatnie i zobaczyła, że Snape czyta w fotelu.
Pierwszy raz w swoim życiu widziała go bez swoich sławnych szat. Miał na sobie tylko czarną dobrze skrojoną koszulę i równie czarne spodnie. Rękawy koszuli były podwinięte na tyle, by dojrzała jego mroczny znak. Coś przewróciło się jej w żołądku. Dlaczego była w sypialni Snape’a? Dlaczego niczego nie pamięta. Przypomniało się jej, że przecież miała zamiar wyjść z jego gabinetu. Dlaczego zatem nadal tu była? Gdy oparła się mocniej na klamce, drzwi zaskrzypiały. Snape natychmiast spojrzał na nią i odłożył książkę.

- To miło z twojej strony, że się w końcu obudziłaś.

- Co się właściwie stało? – zapytała wchodząc do gabinetu.

- Nie pamiętasz? – zapytał mrużąc oczy.

- Czy pytałabym, gdybym pamiętała? – potarła zbolałe skronie. Snape wstał, podszedł do szafki i wyjął z niej niewielką fiolkę, którą jej podał.

- Wypij to. Uśmierzy ból. – posłusznie wypiła eliksir i natychmiast poczuła ulgę. Odetchnęła.

- No więc? – zapytała ponownie.

- Zanim wyszłaś zaczęłaś wieszczyć.

- Co?!  - usiadła z wrażenia. – Wieszczyć? Co mówiłam.

- Nic, co byłoby odniesieniem do konkretnej osoby. – usiadł. – Powiedziałaś tylko, że to się stanie za minutę północ i, że rozbłyśnie zielone światło, które rozdzieli dwie szukające się dusze.

- Co to może znaczyć?

- Zielone światło, to najpewniej mordercze zaklęcie. – powiedział obojętnie.

- Tyle to i ja wiem. Jednak to niczego nie wyjaśnia, co mamy z tym zrobić.

- A czy ja wiem dziewczyno? – zapytał już zniecierpliwiony. – Kto z nas dwóch ma dar widzenia przyszłości?

- Ten dar jest beznadziejny! Albo widzę, rzeczy na które nie mam wpływu, albo mówię coś, czego nie pamiętam i nie wiadomo o co właściwie chodzi. – jęknęła zapadając się głębiej w fotelu. Snape milczał. Zapytała więc o coś innego.

- Dlaczego nie przeniosłeś mnie do mojego pokoju?

- Było późno. Jak miałbym wytłumaczyć komuś, kogo bym spotkał, że niosę cię nieprzytomną w ramionach?

- Myślę, że nie sprawiłoby ci to problemu. Każdy uwierzył by ci, gdybyś powiedział, że przekląłeś mnie za moje bezczelne komentarze.

- Byłaby to i może prawda, gdyby nie fakt, że groziłby mi za to Azkaban. – spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając. – Poza tym ktoś musiał cię mieć na oku.


- Czyli nie taki diabeł straszny jak go malują. – uśmiechnęła się i wstała. – Pójdę już. Na pewno chcesz odpocząć. Przepraszam za sprawienie ci kłopotu. Wiem jak cenny jest twój czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz