niedziela, 25 czerwca 2017

Do You Know?

- Tak właściwie to, z czego Harry ma u ciebie korepetycje? – zapytała po tym, jak po raz kolejny miała opracowywać temat sama.

- Kiedy ostatnio sprawdzałem byłem nauczycielem eliksirów. Idąc więc drogą dedukcji mogę się pokusić o stwierdzenie, że z eliksirów. – powiedział nawet na nią nie spojrzawszy.

- Jakoś nie chce mi się wierzyć. – powiedziała.

- Jakoś będę musiał z tym żyć. – zadrwił nie odrywając się ani na moment od wykonywanej pracy. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

- Wejść. – powiedział Snape.

Niepewnym krokiem go gabinetu wszedł Harry.

- Dobry wieczór profesorze. – powiedział niemrawo. Snape nie odpowiedział. Skrobał piórem po pergaminie. Dopiero kiedy skończył uniósł wzrok i spojrzał najpierw na Harrego, potem na Kirę.

- A ty, na co właściwie czekasz? – zapytał.

- Profesor nie powiedział, że mogę odejść. – rzuciła, wypowiadając słowo profesor i mogę z naciskiem.

- Możesz odejść. – syknął.

Nie pozostało jej nic innego jak opuścić gabinet. Była bardzo ciekawa czego Snape tak naprawdę uczy Harrego. Nie wierzyła, że udziela mu korepetycji z eliksirów. Nie był raczej typem nauczyciela, który to robił. Podejrzewała, że ma to coś wspólnego z tym iż Harry również widział moment w którym Artur został zaatakowany. Zaraz po tym przybył do domu Syriusza i zażądał rozmowy z nim. Może Dumbledore kazał mu również szkolić go tak samo jak ją?

Po chwili zastanawiania się nad tym doszła jednak do wniosku, że nie. Snape nie uczył jej umiejętności panowania nad darem, nie uczył jej wróżbiarstwa. Nadrabiał z nią tylko to, czego powinna była się zacząć uczyć w wieku jedenastu lat. Musiało więc to być coś innego. Nie miała złudzeń, Snape nie zaspokoi jej ciekawości.

Jeszcze jedna sprawa nie dawała jej spokoju i spędzała sen z powiek. Im dalej zagłębiała się w świat magii, im więcej uwagi i czasu poświęcała nauce tym bardziej zastanawiała się jak to się stało, że jako jedenastolatka nie otrzymała listu z Hogwartu. Jak to się stało, że oprócz drobnych incydentów, nie wykazywała przez te 25 lat żadnych zdolności magicznych? Jakim cudem została przeoczona?

Czasami miała wrażenie, że Severus zna odpowiedź na to pytanie i była pewna, że gdyby go zapytała, powiedziałby prawdę. Jednak póki co nie miała odwagi zadać tego pytania. Nie miała odwagi by usłyszeć odpowiedź.

środa, 21 czerwca 2017

Yes Professor…

Syriusz milczał. Wysłała mu dwie sowy, żadna nie wróciła z odpowiedzią. Właściwie na co liczyła? Na to, że nic się nie zmieni? Wszystko się zmieniło. Po raz kolejny została sama. Wiedziała, że jest skończoną egoistką szukając mimo wszystko porozumienia z Syriuszem. Najgorsze jednak było to, że nie do końca wiedziała kim jest w jej życiu. Przyjacielem? Powiernikiem? Bratnią duszą, czy może jednak partnerem?

Nigdy nie była dobra w odczytywaniu swoich uczuć i jakby się dobrze nad tym zastanowić to nigdy jeszcze nikogo nie kochała.

Poczuła nagle ogromną pustkę w sobie. Miała prawie 26 lat i nigdy nie była zakochana. Skąd więc miała wiedzieć co czuje do Syriusza? Miał rację, najwyższy czas się dowiedzieć.

Opierała się o zimną ścianę lochów przyglądając się swoim stopą kiedy usłyszała zbliżające się kroki. Podniosła wzrok i zobaczyła go. Szedł jak zwykle wyprostowany jak struna z wysoko uniesioną głową. Krok miał dynamiczny i sprężysty, a jego czarne szaty powiewały za nim z gracją. Snape był dla niej pełen sprzeczności. Był jak nadciągająca gradowa chmura zapowiadająca kataklizm, ale jednocześnie przynosząca orzeźwiające powietrze.

- Spóźniłeś się. – zauważyła. Spojrzał na nią niebezpiecznie mrużąc oczy.

- Ja nigdy się nie spóźniam. – otworzył drzwi gabinetu i przepuścił ją w drzwiach. Podszedł do biurka i sięgnął po jej wypracowanie na temat leczniczych eliksirów. Przebiegł ostatni raz wzrokiem po pergaminie i wręczył jej bez słowa.

W lewym górnym rogu zobaczyła wielkie czerwone „P”. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Ona dostała P? Jeszcze nigdy nie otrzymała tak wysokiej oceny. Spojrzała na niego lekko oszołomiona.

- Czy jesteś pewien, że się nie pomyliłeś? – zapytała niepewna. Odwrócił się z zadziwiającą szybkością.

- Ja się nie mylę. – warknął. – Jeżeli nie jesteś zadowolona z oceny z przyjemnością ją obniżę.

- Nie o to mi chodziło. Po prostu zdziwiłam się, że otrzymałam P. Wiem, że trudno u ciebie o taką ocenę. Hermiona jest tego dobrym przykładem.

- Pannę Granger stać na wyższą ocenę, jednak póki co na nią nie zasługuje.

- Dlaczego? – zdziwiła się szczerze. Hermiona na każde pytanie znała odpowiedź, jak mogła nie zasługiwać na wybitny?

Snape sięgnął po kolejną pracę, która leżała na biurku i pokazał jej.

 - Co widzisz? – zapytał.

- Esej Hermiony na temat zastosowania jaskółczego ziela. – przebiegła wzrokiem po tekście. – Dałeś jej zadowalający?! – oburzyła się.

Wyrwał jej pracę i wywrócił oczami.

- To nie jest wypracowanie. To są fragmenty żywcem wzięte z podręcznika do eliksirów, oraz encyklopedii ziół. – odrzucił pracę na biurko. – Gdybym chciał dokładnie takiej samej regułki jak w książce kazałbym im się ich nauczyć na pamięć. Panna Granger musi zacząć myśleć samodzielnie.

Kira ugryzła się w język. Wolała nie komentować. Spojrzał na nią z góry unosząc jedną brew wyżej.

- O co chodzi? – zapytała zaniepokojona. Ta mina nigdy nie zwiastowała niczego dobrego.

- Szybko się uczysz. – powiedział złośliwie jednocześnie siadając za biurkiem.

- A to co ma znaczyć?

- Że nie warto w pewnych kwestiach ze mną dyskutować.

- Z tobą żadna dyskusja nie ma większego sensu. – powiedziała bez zastanowienia i w tej samej chwili tego pożałowała. – Przepraszam, nie to miałam na myśli.

- Wiem doskonale co miałaś na myśli. Niech jednak dotrze do ciebie, że dopóki ja jestem tu nauczycielem, a wy uczniami będę stosował własne metody.


- Tak, panie profesorze.

niedziela, 11 czerwca 2017

Here's To The Future

Dyrektor siedział w swoim fotelu z wysokim oparciem i przyglądał się z ciekawością Kirze. Skończyła mu opowiadać co zobaczyła i czekała na jego reakcję. Zdawał się w ogóle nie przejmować wizją rychłej śmierci.

- Pierścień? – zapytał w końcu. – Jesteś pewna, że to był pierścień?

- Jestem pewna, choć bardziej przypominał rodowy sygnet.

- Widziałaś jak wyglądał?

Kira opisała mu pokrótce wygląd pierścienia, dyrektor pokiwał głową.

- Zapewne robota goblinów. – powiedział bardziej do siebie. – Co o tym sądzisz Severusie? – zapytał stojącego w oddali Mistrza Eliksirów.

- Jeżeli to, co widziała może być prawdą, to na pierścień rzucono potężną klątwę. Odradzałbym zatem ubieranie go na palec. – rzucił to wymowne spojrzenie w jego stronę.

- Profesorze, co to wszystko znaczy? – zapytała.

- Sam jeszcze tego dokładnie nie wiem, ale jestem pewien, że z biegiem czasu zrozumiem twoją wizję. Tym czasem jest ona dla mnie ostrzeżeniem. Bardzo ci dziękuję. – spojrzał na nią znad swoich okularów połówek i uśmiechnął się.  To był koniec rozmowy. 

Kira jednak czuła pewien niedosyt, gdy opuszczała jego gabinet. Nie przejął się tym wszystkim, wydawał się bardziej zadowolony niż zaniepokojony faktem, że czyha na niego śmierć. Była jednak wdzięczna losowi, że dane jej było zobaczyć przyszłość, a tym samym zapobiec czyjejś niepotrzebnej śmierci.

- Nadal uważasz, że twój dar jest bezużyteczny? – zapytał kiedy szli jeszcze pustymi korytarzami w stronę lochów.

- Nie. – odpowiedziała krótko. – Myliłam się wtedy. – przyznała.

Weszli ponownie do jego gabinetu. Do kolacji pozostały dwie godziny.

- Nadal jednak jestem przerażona. Każdej nocy modlę się, żeby nie zobaczyć ciebie, Syriusza, czy innych. Nie wiem co zrobię, jeżeli zobaczę to wszystko w złym momencie. – Na dźwięk imienia Syriusza drgnęła mu ledwie widocznie prawa powieka.

- No właśnie… - zmienił nagle ton na ten najbardziej irytujący. – Jak tam twoje stosunki z Blackiem?
 
- Nie ma żadnych stosunków z Blackiem. – odpowiedziała zaciskając zęby.

- W takim razie uległem przywidzeniu.

- Najwyraźniej. – rzuciła. Po chwili jednak dodała. – A z resztą, co cię to obchodzi?

- Nic mnie to nie obchodzi. – usiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać esej, który mu oddała.


Przez chwilę przyglądała się mu zdziwiona, jak bardzo dotknął ją chłód jego słów.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

I Must Have Lost It on the Wind

Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuła się tak podle. To wszystko jej wina! Straciła najlepszego i chyba jedynego przyjaciela. Nie został jej już nikt, bo nie była w stanie pokochać dobrego, serdecznego i walecznego Syriusza. Wydawało się jej, że właśnie o kimś takim marzyła całe życie. Była w stu procentach przekonana, że kochałby ją do grobowej deski, tylko ona była zimną nieczułą rybą! Siedziała w pokoju na górze czekając na Snape’a, który miał dziś po nią przyjść. Reszta ruszyła już do Hogwartu pociągiem jakąś godzinę temu. Jej bagaż został odesłany, więc lada chwila się go tu spodziewała.

Snape to była druga strona medalu… Człowiek o stu twarzach, który z pedantycznym uporem skrzętnie ukrywał tą, którą nosił naprawdę. Chodząca zagadka, irytował ją jak nikt inny. Całkowite przeciwieństwo Syriusza. Był jak swoje lochy - zimny, ponury i nieprzyjemny.

- Jestem beznadziejna… - rzuciła w pustą przestrzeń pokoju.

- Trudno się z tym nie zgodzić. – usłyszała i poderwała się zaskoczona czyjąś obecnością. W progu pokoju stał Snape. – Rusz się, nie mam czasu. – warknął i zszedł schodami w dół. Przewróciła oczami i wybiegła za nim. Przy wyjściu odwróciła się z nadzieją, że Syriusz jednak pożegna się z nią, ale niestety zawiodła się. Zamknęła za sobą drzwi, a słysząc ciche ich kliknięcie, żołądek wywrócił się jej na druga stronę. Stanęła ze zwieszonym nosem na ostatnim stopniu schodów.

- Dziś bez czułych pożegnań? – zakpił.

- Och… zamknij się. – jęknęła i sama złapała go za rękę. Przed aportacją usłyszała jeszcze złośliwy chichot, chwilę potem stała już przed bramą Hogwartu.  Zanim odzyskała równowagę, zdała sobie sprawę, że stoi w samym środku śnieżycy. Wiatr wiał niemiłosiernie, ledwo była w stanie utrzymać się na nogach. Snape parł przodem, jakby nic się nie działo. Ona z trudem robiła krok do przodu. Tym razem nie wyczarował magicznej tarczy. Tym razem musiała poradzić sobie sama. Coś dziś utraciła na tym wietrze.

Weszła do zamku skostniała i oblepiona śniegiem. Trzęsąc się z zimna, była pewna, że dorobiła się zapalenia płuc.

- Do kolacji trzy godziny. Zdążymy zacząć klątwy czarno magiczne. – powiedział ignorując jej stan.

- A mogę się najpierw przebrać? – zapytała. Śnieg zaczął topnieć i przemakać jej ubranie. Snape rzucił na nią okiem i zrobił kwaśną minę.

- Tylko się pospiesz.

Pobiegła do swoich pokoi. Tak jak za pierwszym razem ubrania były już rozpakowane. Ubrała się w szkolną szatę i wysuszyła sobie różdżką włosy. Spojrzała w lustro. Zaróżowione policzki i rozmazany makijaż. Cudownie… wyglądała jak ostatnie nieszczęście. Poprawiła szybko makijaż i ruszyła do gabinetu Snape’a. Gdy weszła stał przy kominku.

- Jak miło, że w końcu się zjawiłaś.

- Nie było mnie pięć minut. – odpowiedziała siadając.

- O pięć za dużo. – stwierdził siadając za biurkiem. – Otwórz książkę na stronie 120. Znajdziesz tam temat o klątwach. Przeczytaj go, wówczas porozmawiamy. – powiedział rozsiadając się w fotelu.

Kira posłusznie i bez słowa otworzyła podręcznik i zajęła się lekturą. Przebiegała wzrokiem po tekście zupełnie się nim nie interesując. Głowę miała zaprzątniętą czymś innym. Oczy utkwiła jedynie w słowie: Klątwa. Dlaczego, Snape znowu ją tak, traktuje… klątwa… Przecież nie rozstawali się przed świętami w złej atmosferze… klątwa… Wręcz przeciwnie, miała wrażenie jakby Snape zmienił wobec niej nastawienie… KLĄTWA!

Obraz rozmył się i Kira zobaczyła Dumbledore’a siedzącego przy biurku obracającego jakiś dziwny przedmiot w dłoniach. Zbliżyła się by lepiej się przyjrzeć. To był pierścień, choć nie… może bardziej sygnet. Dyrektor oglądał go z każdej strony bardzo długo. W końcu odłożył go na blat biurka i wstał z miejsca nerwowo przechadzając się po gabinecie. Chodził tak w kółko borykając się ze swoimi myślami, w końcu jednak przystaną i spojrzał ponownie na pierścień. Kira miała złe przeczucia jednak przyglądała się tej scenie z ciekawością. Dumbledore ruszył ponownie w stronę biurka i sięgnął po sygnet nakładając go sobie na palec. To stało się właśnie wtedy. Dyrektor krzyknął przeraźliwie próbując zerwać pierścień z palca. Jego dłoń poczerniała jakby spalona ogniem. Po chwili szarpania, udało mu się ściągnąć go i odrzucić od siebie. Wizja rozmyła się i ukazała się kolejna. Kira stała nad marmurowym grobem Albusa Dumbledore’a. Poczuła silne uderzenie w policzek.

- Ocknij się! – próbował ją ocucić Snape. W końcu chlasnął ją otwarta dłonią w twarz. Zadziałało, otworzyła oczy.

- Gdzie jestem? – zapytała zdezorientowana.

- W Hogwarcie, straciłaś przytomność. – powiedział prostując się.

- Ja? To niemożliwe…  - zmarszczyła czoło – Czytałam książkę – zaczęła powoli przypominając sobie wszystkie szczegóły. – A potem… -urwała.

- Co potem? – zapytał ściągając brwi.

Wstała gwałtownie.


- Musimy iść do dyrektora! – powiedziała przerażona.