Minęły kolejne godziny. Na zewnątrz było już ciemno, a z
każdą chwilą Kira stawała się bardziej nerwowa.
Coś jest nie tak. – powtarzała sobie chodząc w kółko. Coś
jej umyka, tylko co? Co działo się w wizji? Toczyła się walka, Syriusz i ta
kobieta pojedynkowali się. Wokół nich jednak też byli inni.
Przystanęła. Byli tam Harry, Ron, Giny, Neville, Luna. Byli
też członkowie zakonu.
Jasna cholera! – powiedziała do siebie. Wszystko poskładało
się w jedną całość.
Zielone światło, rozdzielenie dusz, nie uratujesz… Wciągnęła
z sykiem powietrze.
- A właśnie, że uratuję! –złapała swoją różdżkę i pobiegła w
kierunku drzwi głównych zamku. Snape’a nadal nie było, ale wiedziała, że
zabroniłby jej.
Mogła się aportować, potrafiła to. No dobrze, ale dokąd? –
dopadło ją to pytanie w momencie kiedy wybiegała za główną bramę Hogwartu. Myśl, Kira myśl! – mówiła do siebie coraz
bardziej przerażona. Na szczęście Harry opowiedział jej ze szczegółami jego
podróż tam. Wiedziała, gdzie znajduje się wejście dla gości. Zalała ją fala
szczęścia, nie wszystko jest stracone.
Przeniosła się na jedną z bocznych uliczek, które dobrze
znała. Codziennie przechodziła tędy do pracy. Wyszła do głównej ulicy i po
swojej prawej stronie zobaczyła budkę telefoniczną. Ruszyła powoli, rozglądając
się na boki. Niepewnie weszła do środka i podniosła słuchawkę, na oślep
wykręcając jakiś numer.
Gdzieś w głębi odezwał się chłodny kobiecy głos.
- Witamy w ministerstwie magii, proszę podać imię, nazwisko
i sprawę.
- Kira Grey, spieszę na ratunek. – warknęła do słuchawki.
- Dziękuję. Proszę przypiąć plakietkę.
Budka telefoniczna zadygotała niebezpiecznie i zaczęła
opadać w dół. Kira odetchnęła z ulgą. Zaraz będzie na miejscu.
Kiedy otworzyła drzwi budki znalazła się w wielkim, bogato
zdobionym holu. Przez chwile stała oniemiała, jednak kiedy przypomniało się
jej, po co tu jest, ruszyła pospiesznie do windy.
Złota karata odsunęła się ze szczękiem i Kira natychmiast
wpadła do środka naciskając jak szalona guziki. Krata zasunęła się i winda
ruszyła. Kira ponownie się przeraziła, wszystko działo się tak samo jak w jej wizji.
Coś ścisnęło jej serce. Nie mogła pozwolić, by zginął… nie mogła!
Winda dotarła na miejsce. Ponownie puściła się biegiem po
pustych korytarzu słysząc już doskonale odgłosy bitwy.
Wpadła do owalnej sali zdyszana, przerażonym wzrokiem
zaczęła szukać Syriusza. Dostrzegła Dumbledore’a, dokładnie w tym samym
momencie, kiedy on również ją zobaczył. Ujrzała cień, który przebiegł przez jego
twarz. Nie czas na to! Syriusz!
Zobaczyła go tak samo jak w wizji. Walczył, miotał
zaklęciami i bronił się zawzięcie. Wyszczerzył kpiący uśmiech w stronę kobiety,
która posłała w jego kierunku zielony promień. Uśmiech Syriusza zniknął, w
chwili gdy zorientował się kto obronił go przed śmiercionośną klątwą.
Zaklęcie ugodziło ją prosto w pierś, gdy wpadła pomiędzy
nich. To zadziwiające, ale niczego nie poczuła. Zdołała jeszcze spojrzeć w jego
oczy i wyszeptać ostatkiem sił.
- Zasłoniłam cię. – zanim osunęła się na ziemię.
Minutę później wybiła północ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz