niedziela, 27 sierpnia 2017

You are blind!

Siedziała nad brzegiem jeziora. Słońce zaszło już jakiś czas temu, a jedynym źródłem światła był rozświetlony zamek i koniec jej różdżki.

Chociaż tego zdążyłam się nauczyć… - pomyślała z goryczą.

Nie wyobrażała sobie, że jutro tak po prostu pójdzie do niego na zajęcia, tak jak gdyby nic się nie stało. Nie była taka jak on. Nie potrafiła robić dobrej miny do złej gry. Nie powinna się dziwić, taka była jego praca.

Niechętnie jednak przyznała mu rację. Co ona sobie właściwie wyobrażała? Jej niby to „szczególne” zdolności, wcale nie okazały się takie szczególne. Zakon zainteresował się nią tylko dlatego, że w rękach wroga byłaby zagrożeniem. Nie odgrywała w tej sprawie żadnej roli. Była nikim. A na dodatek Snape tym nikim musiał się zajmować. Nic dziwnego, że wściekł się. Nie robiła od dłuższego czasu żadnych postępów. Tracił tylko swój czas, a wiedziała jak zajętym człowiekiem był.

Westchnęła żałośnie. Musi wymyślić plan awaryjny. Z dyrektorem nie ma kontaktu, zapadł się pod ziemie. Jedyną osobą, która mogłaby jej pomóc był Snape. Na dodatek jej egzamin z aportacji załatwiony potajemnie przez Dumbledore miał się odbyć za tydzień. Snape nauczył ją tej umiejętności już miesiąc temu, ale nie odważyłaby się aportować bez licencji. Doskonale pamiętała swoje pierwsze próby.

Gdyby tylko mogła się stąd wyrwać… Przebiegło jej przez głowę. To co niby byś zrobiła? – pomyślała. Dokąd byś poszła? Miała trochę odłożonych pieniędzy. Pensja z ministerstwa wpływała regularnie, a do tej pory nie wydała ani knuta. Nie miała na co. Hogwart zapewniał wszystko, co tylko było potrzebne do życia. Mogłaby więc zatrzymać się chwile w Dziurawym Kotle, dopóki nie znalazłaby pracy i jakiegoś mieszkania. Nie łudziła się jednak. Nie miała dyplomu tutejszej szkoły magii, nie miała właściwie żadnego dyplomu, który potwierdzałby, jej umiejętności. Naprawdę była żałosna…

- Jak tak dłużej będziesz siedziała na ziemi, to się przeziębisz. – usłyszała jedwabisty głęboki głos za jej plecami. Nie odwróciła się jednak.

- Od kiedy obchodzi cię moje zdrowie? – zapytała.

- Nie obchodzi. – kolejny strzał prosto w serce.

- Więc po co tu jesteś? Nie odejdę, nie martw się. Nie mam dokąd. – głos załamał się jej, ale nie pozwoliła sobie na kolejne łzy.

Bardzo długo milczał, pomyślała że odszedł. Odwróciła się by sprawdzić i napotkała jego spojrzenie. Pomimo ciemności doskonale widziała jego błyszczące czarne oczy. Oświetlany łuną światła z zamku sprawiał wrażenie zjawy. Czarne szaty załopotały na wietrze.

- Wracaj do zamku. – powiedział, ale nie doczekał się reakcji z jej strony. Westchnął. – Nie jestem typem osoby, która ma w zwyczaju przepraszać. Nie łudź się więc, że usłyszysz ode mnie przeprosiny.

- Znam cię na tyle dobrze, żeby o tym wiedzieć. – zakpiła, nie starając się ukryć złośliwego tonu.

- Wracaj więc do zamku. – ponownie nie ruszyła się z miejsca. – Zamierzasz tracić mój czas na tą gierkę? Powinnaś być w zamku, minęła pora kolacji Umbridge pytała o ciebie.

- Jesteś świetnym kłamcą, na pewno dobrze mnie wytłumaczyłeś. – nie widziała jego twarzy, ale usłyszała jak nerwowo wciąga powietrze.

- Nie zmuszaj mnie, abym zaprowadził cię siłą do twojego pokoju.

- I co zrobisz? Złapiesz mnie za ucho, jak niesfornego uczniaka i zawleczesz tam na oczach wszystkich?

- Nie jesteś moją uczennicą i nigdy nie traktowałem cię jak jednego z moich uczniów.

- Odniosłam inne wrażenie.

- To już twój problem. – stwierdził. – Nie zamierzam ci tłumaczyć, że wcześniejsza złość nie miała być wymierzona w ciebie. Jestem kim jestem. Nie zmienię się tylko dla twojej wygody. Albo zaakceptujesz mnie z wszystkimi moimi wadami, albo siedź tu do rana. Ostrzegam jednak, że w tym lesie żyją niebezpieczne stworzenia.


- Dla mojej wygody? – zapytała tłumiąc złośliwy śmiech. – Uważasz, że do tej pory byłeś chodzącym przykładem cnót i dobroci? Gdybym nie akceptowała twojego charakteru nie uważasz, że nie uczynilibyśmy żadnego postępu? Nie będę ci wypominać ile razy zaciskałam zęby, gdy ty mieszałeś mnie z błotem. Ile razy powstrzymywałam chęć rzucenia w ciebie jakąś paskudną klątwą… Niczego nie robiłeś dla mojej wygody! A ja nigdy o nic cię nie prosiłam! – warknęła i wstała. – Jesteś ślepy Severusie Snape. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Ruszyła przed siebie zostawiając go za sobą. 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Your Pathetic Memory

Następnego dnia Snape był wyjątkowo wściekły. Szczerze mówiąc nie widziała go w takim stanie nigdy. Instynktownie trzymała się dwa kroki za nim, nie dając mu powodu na wyładowanie wściekłości właśnie na niej. Cały dzień chodziła za nim z duszą na ramieniu. Uczniowie umykali przed nim w pośpiechu. Ciągle zastanawiała się, co takiego musiało się wczoraj wydarzyć, by był taki wściekły.

Miała nadzieję, że nie przyczyniła się do jego stanu. W przeciwnym razie czeka ją dziś bolesna lekcja.

Wieczorem stawiła się na ich zajęciach. Perspektywa wściekłego Snape’a grzebiącego w jej głowie była przerażająca.

Pomyliła się. Już kiedy weszła wyraźnie widziała złość wypisaną na jego twarzy. Czoło zmarszczone, usta wykrzywione w niemiłym grymasie. Stanęła przed nim niepewna, nie odważyła się usiąść, czy powiedzieć coś pierwsza. Cierpliwie czekała, aż skończy skrobać piórem po pergaminie. Sądząc po zawziętości z jaką pióro tańczyło po wypracowaniu szykował się naprawdę złośliwy komentarz. Już współczuła uczniowi do którego kierowane były słowa.

Snape zmienił się w ciągu tych kilku tygodni. Wcześniej udało im się wypracować jako taką relację. Gdy wykonywała jego polecenia dało się go znieść. Ze zdziwieniem stwierdziła, ze lubi go. Nawet takiego burczącego i zgorzkniałego. Fascynował ją, tak… to dobre słowo. Fascynował. Był inny niż znani jej mężczyźni. Nie był przystojny, ale nie przeszkadzało jej to. Szczerze mówiąc przestała zwracać uwagę na jego wykrzywione, pożółkłe zęby, tłustawe włosy, czy nienaturalną bladość cery.

Kiedy mówił, szedł, czy nawet tylko patrzył na nią jej serce zamierało. Było w nim coś 
pociągającego… Cała ta otoczka tajemniczości i jego chłodny dystans sprawiał, że wszystko inne traciło sens.

Od jakiegoś czasu jednak ponownie traktował ją tak, jak na początku ich znajomości.  Miała już tego po dziurki w nosie, ale nigdy oczywiście mu tego nie powie. A przynajmniej, nie kiedy jest w takim stanie.

- Siadaj. – odezwał się w końcu. Nie czekała, by musiał się powtarzać. – Od dziś nasze zajęcia wrócą do normy. W każdy dzień tygodnia będziemy spotykali się o zwykłej porze.

- To znaczy, że nie masz już zajęć z Harrym? – zapytała.

- Powiedzmy, że panu Potterowi udało się osiągnąć więcej niż bym sobie tego życzył. – zauważyła jak mocniej zacisnął palce na piórze, które niebezpiecznie zatrzeszczało.

Wiedziała, że dalsze zagłębianie się w temat może nieść dla niej fatalne skutki, więc tylko pokiwała głową.

- Dziś oklumencja. Lepiej dla ciebie byłoby, abyś w końcu poczyniła jakieś postępy. – powiedział złowieszczo.

- Uwierz mi, że niczego bardziej w życiu nie pragnę.

- Nie będę tolerował sarkazmu.

- To nie był sarkazm. – oburzyła się. – Naprawdę chcę się tego nauczyć. Jak możesz w to wątpić? – zapytała dobrze wiedząc na czym skończy się ta dyskusja.

- Znam się na ludziach.

- Widocznie nie na wszystkich. – była coraz bardziej poirytowana i coraz trudniej było jej to ukryć.

- Ach taaak…. – zaczął bardzo powoli. – Zapomniałem, jaka jesteś szlachetna i jak bardzo zależy ci na tym by nie oglądać mojej śmierci. – zakpił. – Jakie to w stylu Gryffindora.

- To nie ja narażam własne życie szpiegując Sam Wiesz Kogo. Kto teraz ma więcej odwagi?

- Dosyć tego! – uderzył pięścią w biurko. Pióro pękło z cichym trzaskiem. Pochylił się w jej stronę a oczy mu płonęły. Kira instynktownie odchyliła się w fotelu. – Zacznij w końcu wykonywać moje polecenia, nie mam ani czasu, ani najmniejszej ochoty na niańczenie ciebie dłużej niż wymaga tego ode mnie Dumbledore. Mam dosyć twoich ciągłych komentarzy! Mam dosyć oglądania twoich żałosnych wspomnień! – wrzasnął, by chwile po tym ponownie usiąść w fotelu. W jednej chwili ponownie sprawiał wrażenie opanowanego.

Kira siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje zaciśnięte dłonie. Nie chciała na niego patrzeć w tej chwili, ale nie miała wyboru. Powoli podniosła wzrok by stawić mu czoła.


- Uważasz, że jestem żałosna? – zapytała. – Masz rację. Jestem żałosna próbując bezskutecznie dopasować się do świata, który od pierwszego dnia jest dla mnie wrogi. Jestem żałosna próbując zasłużyć sobie na twoje jedno dobre słowo. – twarz Snape’a pozostała niezmieniona. – Masz rację… nie powinnam cię narażać na swoje mało interesujące towarzystwo. – wstała. – Jesteś wielkim czarodziejem. Nie powinieneś tracić czasu na dawnego charłaka, który w kilka miesięcy chce nadrobić 25 lat. – poczuła jak po policzku spływa jej pojedyncza łza. Nie chciała dać mu satysfakcji by oglądał ich więcej. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć wyszła, puszczając się biegiem na korytarzu.

niedziela, 13 sierpnia 2017

My Dear Friend

Po kilku długich tygodniach Kira przyzwyczaiła się do porannych wizyt w gabinecie Umbridge. Skrupulatnie zdawała sprawozdania z ich codziennej pracy. Umbridge jednak wydawała się nie specjalnie interesować jej zajęciami. Głównie pytała o to, czy nie zauważyła w zachowaniu Snape’a czegoś niepokojącego. Szczerze mówiąc sam Snape był w całości niepokojący. Nie musiała więc aż tak bardzo mijać się z prawdą. Dopytywała gdzie znika co jakiś czas. Kira nie miała pojęcia w jaki sposób Umbridge dowiedziała się o tym, że Snape’a co jakiś czas znikał. Oczywiście mówiła, że nie wie, to też była półprawda.

Tymczasem uczniowie piątych klas rozpoczęli ostatnią prostą do egzaminów, które miały się odbyć za miesiąc. Wszędzie gdzie spojrzała widziała ich z nosami w książkach. Ponieważ wiosna tego roku dopisywała dobrą pogodą, błonia w czasie wolnym były okupowane przez wszystkich.
Dziś po raz kolejny nie miała zajęć wieczornych ze Snape’m. Dziś była kolej Harrego.  Jutro ona będzie męczyła się z oklumencją. Do tej pory niestety nie udało się jej skutecznie obronić przed atakiem Severusa i szczerze wątpiła czy kiedykolwiek się jej to uda. Snape oczywiście miał na niej z tego powodu używanie. W złości mówił, że celowo sabotuje te zajęcia. Co równocześnie oznaczało, że chce by zginął. Za każdym takim oskarżeniem oburzała się i zaprzeczała przysięgając, że robi co może.

Siedząc nad brzegiem jeziora i przeglądając swoje notatki usłyszała szum skrzydeł. Podniosła wzrok i spojrzała, że w jej kierunku leci mała szara sówka. Dobrze ją znała. Wstała natychmiast i wyciągnęła rękę. Sówka przysiadła na jej ramieniu trzymając w dziobku list. Serce zarżało jej  na myśl o tym co znajdzie w nim znajdzie. Dała sowie małe ciasteczko, które ta natychmiast pochłonęła i wzbiła się w powietrze. Kira stała jeszcze chwilę wpatrując się w kopertę.

Tyle tygodni czekała, aż Syriusz odezwie się do niej, tyle listów wysłała do niego. Teraz kiedy trzymała w swoich dłoniach odpowiedź od niego nie wiedziała, czy chce wiedzieć co zawiera.
Czy przysłał jej wyjca z wiadomością, żeby dała mu spokój? Czy grzecznie poprosi ją, by już więcej nie kontaktowała się z nim. Nie liczyła raczej na to, by znowu byli przyjaciółmi, nie po tym jak go zawiodła.

Usiadła ponownie na kocu i z westchnieniem otworzyła list.


Kiro,

Byłem głupcem. Zbyt wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że nie można nikogo zmusić do miłości. Serce nie sługa, prawda?
Nie jesteś winna temu, że nie byłaś w stanie mnie pokochać. Widocznie tak miało być.
Mam nadzieję, że z czasem uda nam się odbudować to co utraciliśmy przez te miesiące.
Zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, od tego są przecież przyjaciele.
S.


Przeczytała list jeszcze kilka razy, a z każdym napisanym przez Syriusza słowem odczuwała większą ulgę. Potrzebował czasu. To ona była głupia naciskając na niego. Działała kierowana egoizmem. Był jedyną osobą, która ją wspierała w tym świecie i dlatego nie mogła się pogodzić z jego utratą.
Teraz wszystko będzie już dobrze.

Poczuła się niezwykle lekka, miała ochotę tańczyć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu była szczęśliwa.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Useless

- Głupia. – rzucił Snape w jej stronę kiedy opowiedziała mu rozmowę z Umbridge.

- Ale… - zawahała się.

- Głupi dzieciaku! Czy uważasz, że te wszystkie wydarzenia nie zostały przewidziane?

- Jak to? – teraz nie wiedziała już niczego. – Dumbledore celowo pozbawił się stanowiska i zrobił z siebie spiskowca?

- Nie było to celowe. Dostosował się do sytuacji. Doskonale wiedział, co dzieje się w szkole i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później uczniowie zostaną zdemaskowani. Najważniejszym było, aby Potter nie został wydalony ze szkoły. Tak samo jak ty! – warknął. – Dlaczego więc marnujesz to, co próbujemy z dyrektorem ocalić? – zapytał.

- Nie rozumiem. Czyli co? Mam na ciebie donosić? Mam powiedzieć Umbridge kim naprawdę jestem i co tu robię?

- Głupia! – syknął i gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Jego szaty zawirowały. – Dokąd pójdziesz, jeżeli Umbridge cię wyrzuci? Kto cię ochroni jeżeli ponownie wrócisz do swojego świata? Oni tego chcą. Czekają na okazję. Zacznij myśleć!

Kira nagle zrozumiała, że nie ma dokąd pójść. Usiadła zrezygnowana w fotelu.

- Co mam robić? – zapytała nieprzytomnie.

- Pójść do Umbridge i przystać na jej propozycję.

- Ale to będzie oznaczało…

- To nic nie będzie oznaczało. – przerwał jej. – Będziesz mówiła jej to, co wcześniej ustalimy. Ważne jest, abyś na tych spotkaniach wypijała u niej herbatę.

- Oszalałeś? Przecież dobrze wiemy, co ona dolewa do tej herbatki. – Snape przymknął oczy, a grymas irytacji rozgościł na jego twarzy.

- Kto przygotowuje w tej szkole wszystkie eliksiry? – zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Ty. – powiedziała bez wahania i nagle ją olśniło. – O! No tak! To znaczy, że Umbridge tak naprawdę nie ma Veritaserum?

- Brawo. – powiedział kpiąco. – Nadzwyczaj szybko wyciągasz wnioski. – wycofał się za biurko. – Teraz zobaczysz jak to jest choć w małym procencie żyć moim życiem. – powiedział z goryczą.

- To co będę robiła nie ma porównania z tym co robisz ty. Twoja rola jest nieoceniona. Jesteś niezastąpiony. Ja… ja jestem nikim w tej grze. Byłoby pewnie lepiej, gdyby mnie w ogóle tu nie było i nie trzeba by tracić cennego czasu na nauczenie mnie czegoś.


Snape spojrzał na nią, ale niczego nie powiedział. Uznała to za potwierdzenie jej słów. Zamrugała szybko chcąc odpędzić napływające do oczu łzy. Była piątym kołem u wozu, kulą u nogi i na dodatek była całkowicie bezużyteczna.