- Czy tego właśnie uczysz Harrego? – zapytała zwalając się
wyczerpana na fotel. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Miała wrażenie, że ktoś
włożył ją w imadło i stopniowo zwiększał nacisk.
- Skąd wiesz? – zapytał podejrzliwie.
- Czy to nie oczywiste? – przymknęła oczy. Po raz pierwszy
cieszyła się, że w jego gabinecie nie ma okien, nawet światło świec drażniło
ją. – Zobaczył to samo co ja, kiedy Artur został ranny. Dyrektor powiedział, że
nie jest to związane z posiadaniem takiego daru jak mój. Musi być w tym coś
więcej.
Snape przyglądał się jej uważnie mrużąc przy tym
niebezpiecznie oczy. W bladym świetle świec wyglądał na dwa razy bardziej
strasznego niż za dnia.
- Kontynuuj. – powiedział.
- Do tej pory zastanawiałam się jak to możliwe, zrozumiałam
to, gdy opowiedziałeś mi szerzej o legilimencji. Czy to nie tego ofiarą padł
Harry? – Snape milczał, a jego twarz wykrzywił złowrogi uśmiech. – Mam rację? – zapytała.
- Zaczęłaś w końcu myśleć samodzielnie. – zaczął obojętnie.
- Czyli mam rację. Dlaczego zatem uczysz tego mnie? Nie
wydaje mi się, żebym była w jakiś sposób zagrożona.
- Wyciągnąłem jednak pochopne wnioski. – zadrwił.- Zacznij
myśleć. Jesteś drugą po Potterze, której Czarny Pan szuka i choć mało
prawdopodobne jest, aby wtargnął do twojego umysłu bez kontaktu wzrokowego, to
nie mamy marginesu błędu. Nie wolno nam ryzykować.
- Z Harrym Sam-Wiesz-Kto też nie ma kontaktu wzrokowego. –
stwierdziła po chwili zastanowienia.
- Pottera i Czarnego Pana łączy szczególna, magiczna więź,
którą musimy przerwać. U ciebie musimy zbudować mechanizmy obronne. Musisz
wyczuć ten subtelny moment w którym głos w twojej głowie nie należy do ciebie.
Będziesz odnosić wrażenie, że zatopiłaś się we wspomnieniach. Nie możesz
dopuścić by intruz wtargnął zbyt głęboko. Póki co idzie ci fatalnie. –
zakończył złośliwie.
- Być może dlatego, że nie powiedziałeś mi tak naprawdę jak
mam się bronić. – oburzyła się, a on posłał jej mrożące spojrzenie.
- Najwidoczniej nie przykładałaś znaczącej uwagi do moich
wcześniejszych słów. – syknął. – Jeszcze raz, Legilimens!
Była w domu dziecka i patrzyła jak jej najlepsza
przyjaciółka opuszcza dom z nowymi rodzicami. Wizja rozmyła się… Miała 18 lat i
musiała opuścić dom, stała na chodniku z walizką i ze łzami w oczach patrzyła
na swoje dawne okna. Wizja ponownie rozmyła się. Siedziała na ławce w parku i
liczyła pozostałe jej pieniądze, nikt nie chciał dać jej pracy. Nagle ponownie
była w gabinecie Snape’a.
- Wystarczy. – szepnęła, łapiąc się za głowę.
- Nie przykładasz się. Pozwalasz mi na zbyt wiele.
- Być może nie potrafię oddzielić emocji od wspomnień. To
niewykonalne dla mnie. – wyjęczała.
- Dopóki będziesz przykładać tak dużą rolę do tych
sentymentalnych bzdur, nigdy nie osiągniesz celu. –Każde jego słowo było
osobnym odłamkiem lodu wbijającym się w jej serce. Jak mógł być taki okrutny?
- Wszystko co przeżyłam ukształtowało osobę, którą jestem
teraz. Jak mam się tego wyrzec?
- Nikt nie każe ci się tego wyrzec. Jesteś łatwym celem, łatwiejszym nawet niż
Potter. Zbyt wiele moich sekretów skrywasz, abym pozwolił ci na taką
niekompetencję. Będziesz musiała się przyłożyć, chyba, że jednak chcesz
zobaczyć moją śmierć. – zakończył jadowicie.
Spojrzała na niego, dobrze
wiedział gdzie uderzyć, by ją zabolało. Dobrze znał jej słabe strony, nawet bez
legilimencji.
- Jak możesz być taki okrutny? – zapytała z wyrzutem, a oczy
ją zapiekły. Zdziwiła się, gdy usłyszała jego nieprzyjemny śmiech.
- Jesteś taka łatwa do zmanipulowania. Gdybyś trafiła do
szkoły w wieku jedenastu lat, nie mam wątpliwości do jakiego domu zostałabyś
przydzielona. – zakpił.
- O co ci dziś właściwie chodzi? – spojrzała na niego
zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania.
- Kurczowo trzymasz się tych swoich rzewnych wspomnień jak
jedynej deski ratunku, nie zauważając zupełnie, że trzymasz się brzytwy. – nachylił się nad nią. Ich oczy się spotkały.
Mimo wysiłku nie potrafiła odwrócić wzroku. Jego oczy jak dwa ciemne tunele,
zimne i obce przeszywały ją z bolesną dokładnością.
- Przestań… - wyszeptała.
- Zmuś mnie. – usłyszała w swojej głowie jego szyderczy
głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz