niedziela, 23 lipca 2017

Don’t You Dare!

Na całe szczęście była niedziela. Na całe szczęście nie musiała zwlekać się z samego rana z łóżka i biec na zajęcia ze Snape’m. Miała wrażenie, że jej głowa urosła do wielkości dyni z ogrodu Hagrida. Każdy promień słońca wdzierający się do jej komnat sprawiał jej ból. Nie mogła się poruszyć i tylko dziękowała niebiosom, że jest niedziela. Nie wstała na śniadanie. Była pewna, że sam zapach jedzenia spowoduje u niej wymioty. Lekcje oklumencji były okropne. Czuła się podczas nich tak, jakby spełniał się jej najgorszy koszmar, gdy wchodzi nago do szkoły. Tak się właśnie czuła, kiedy Snape grzebał w jej wspomnieniach. Była naga i upokorzona. Sytuacji nie poprawiał fakt, że ani razu nie odparła jego ataku. Zaczynała wierzyć, że się jej to nie uda. 

Zwlekła się z łóżka i postanowiła, że się przewietrzy. Szła powoli korytarzem kiedy usłyszała zamieszanie na dziedzińcu przed zamkiem. Przyspieszyła. Zebrała się chyba cała szkoła. Na samym środku stała Umbridge i nauczycielka wróżbiarstwa, która zanosiła się od płaczu.

- Uczę w tej szkole szesnaście lat. – załkała żałośnie. – Hogwart to mój dom. Proszę mnie nie wyrzucać.

Twarz Umbridge wykrzywił złośliwy i przesłodzony uśmieszek.

- Zrobię to. – zaćwierkała radośnie. Kirze przewróciło się coś w żołądku. Nie znała zbyt dobrze profesor Trelawney, słyszała czasem jak z niej pokpiwano, jednak nie sądziła by zasłużyła na takie bezduszne traktowanie.

- Jest Pani najmniej kompetentną nauczycielką. Nie widzę zatem powodu, aby nadal zajmowała się Pani nauczeniem. Wiąże się to z opuszczeniem szkoły. – Kira przygryzła wargi. Dobrze wiedziała jak to jest musieć opuścić miejsce, które uważało się za dom. Gdy już chciała ruszyć i stanąć w obronie nauczycielki, ktoś przytrzymał ją za rękę.

- Ani mi się waż. – wysyczał Snape, który nie wiadomo skąd znalazł się tuż obok.

- Ale przecież nie można tego tak zostawić! – powiedziała szeptem, tak by inni uczniowie nie słyszeli.

- Twoja jakże szlachetna postawa kiedyś cię zgubi. – Dokładnie w tej samej chwili na dziedziniec wkroczył Dumbledore. Wydawał się być dwa razy wyższy. Wyprostowany, dumny i z tym nieustępliwym wzrokiem sprawiał wrażenie osoby, której nie jest się w  stanie przeciwstawić.

- Profesor McGonagall! – zawołał donośnie. – Proszę odprowadzić Sybillę z powrotem do zamku. – Minerwa natychmiast wykonała polecenie dyrektora, podtrzymując ledwie przytomną Sybillę.

- Dumbledore! – oburzyła się Umbridge. – Według nowo wydanego dekretu edukacyjnego mam prawo…

- Zwalniać moich nauczycieli. – przerwał jej. – Nie ma pani jednak prawa wyrzucać ich z zamku. Ten przywilej należy tylko do dyrektora.

- Na razie. – jej ton zwiastował kolejny dekret. – Ponieważ nie masz zastępstwa na ta posadę będę zmuszona…

- Mam odpowiedniego nauczyciela na to miejsce. – ponownie wtrącił się w zdanie.

- Jak?! – oburzyła się. – Nie możesz! To Ministerstwo powinno…

- Ministerstwo ma prawo przedstawić swojego kandydata, kiedy dyrektor nie jest w stanie znaleźć nikogo na to miejsce. Chyba nie muszę przypominać treści tego postanowienia?

To zadziwiające – pomyślała Kira jak ten dobrotliwy staruszek potrafi nagle zmienić się w władczego i nie znoszącego sprzeciwu. Jak wiele twarzy posiadał ten człowiek?

- Czyli… - zaczęła przełykając – Mam rozumieć, że znalazłeś już kandydata?

- O tak… - powiedział uśmiechając się. Umbridge gotowała się z wściekłości, jednak ponieważ wszyscy uczniowie bacznie się im przyglądali nie mogła niczego zrobić.

- Znakomicie. – powiedziała pospiesznie i ruszyła do zamku.

Dumbledore rozejrzał się po zgormadzonych.

- Nie macie nic do roboty? – rzucił, a uczniowie natychmiast rozbiegli się.


Kira stała jeszcze przez chwilę przyglądając się oddalającemu się dyrektorowi, gdy nagle przyszło jej coś do głowy. Odwróciła się w stronę Snape’a, ale jego już przy niej nie było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz