Snape zrobił krok w jej stronę, nawet na sekundę nie
spuszczając z niej oczu. Poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i pewnie
gdyby nie to, że trzymała się oparcia jego fotela runęłaby na ziemię.
Przez nieznośnie długą chwilę Snape przeszywał ją swoim
wzrokiem, gdy nagle usłyszała jego złośliwy chichot.
- Grey, Grey, Grey… -
wyciągnął dłoń i sięgnął by założyć jej pasmo włosów za ucho. Kira wstrzymała
oddech. – Ty naiwny dzieciaku. – zamrugała parokrotnie, gdy cofnął dłoń i
odszedł od niej.
- Przyznam, że przez krótką chwilę nawet dałem się nabrać,
na twoje czułe słówka. – sięgnął na półkę z książkami i wyciągnął pierwszą z
brzegu, otwierając ją na pierwszej stronie. – Jesteś ważny… - powiedział to
takim tonem jakby spluwał. – Jesteś potrzebny… Takie to szlachetne! Niech do ciebie dotrze w końcu, że nie
potrzebuję twojej litości.
- Litości? – oburzyła się wracając do równowagi. – Litości?!
To nie jest litość! Ja… - urwała, a on zatrzasnął książkę i spojrzał na nią.
- Co ty? – zapytał.
Po chwili wahania odpowiedziała.
- Ja też czasem jestem smutna i też nie mam gdzie z tym
pójść. Rozumiem cię. To wszystko.
- Rozumiesz… - powiedział powoli. – Nie rozumiesz! I lepiej
dla ciebie będzie, jeżeli nie będziesz musiała tego rozumieć.
- Ty… - zrobiła krok w jego stronę. – Ty naprawdę nie
wierzysz, że można się tak po prostu o ciebie martwić. To smutne.
- Nie potrzebuję twojej TROSKI!!! – wyraz jego twarzy
zmienił się w sekundę. Nagle stał się dwa razy wyższy i dwa razy bardziej przerażający.
Zrozumiała swój błąd. – Radziłem sobie do tej pory doskonale bez niej! Skieruj
swoje matkowanie na kogoś, kogo będzie to obchodziło! Nie przekraczaj granicy,
którą nakreśliłem.
- Ta granica już dawno nie istnieje, a odbudowanie jej nie
przyniesie skutku. – powiedziała biorąc swoje książki do ręki i kierując się w
stronę wyjścia. – Czy ci się to podoba, czy nie jesteś dla mnie ważny i zawszę
będę się o ciebie martwić. – odwróciła się w stronę wyjścia i nagle zamarła
wstrzymując oddech.
Snape spojrzał na nią zdziwiony i odłożył trzymaną książkę
na biurko.
- Grey? – zapytał podchodząc do niej powoli.
-To się stanie, gdy zegar wskaże za minutę północ. Zielone
światło rozświetli komnatę i rozdzieli na zawsze dwie szukające się dusze. –
mówiła obcym głosem. – Zielone światło… Za minutę północ… Rozdzieli… - jej
oddech przyspieszył. – Na zawsze… Nie
uratujesz. – wyszeptała ostatnie słowa i ugięły się pod nią kolana.
W ostatniej chwili zdążył ją złapać.
***
Jeszcze zanim zdołała otworzyć oczy, poczuła potworny ból
głowy. Jej skronie pulsowały i poczuła jakby zaciskała się wokół nich
rozżarzona obręcz.
Kiedy uchyliła powieki zdała sobie sprawę, że leży nie w
swoim łóżku. Próbowała sobie przypomnieć, co się właściwie stało, ale
bezskutecznie.
Uniosła się wyżej, a kiedy wzrok przyzwyczaił się do
ciemności dojrzała blady blask jednej świecy, która tliła się po drugiej
stronie pokoju. Pokój był niewielki. Skromnie urządzony. Oprócz łóżka
znajdowała się tam tylko niewielka szafa. Pomieszczenie nie miało okien i
jęknęła kiedy uświadomiła sobie, co to oznacza. Z trudem wstała z łóżka. Ból
głowy był tak silny, że przez chwilę widziała białe plamy przed oczami. W życiu
nie miała takiej migreny. Ruszyła w kierunku drzwi zza, których sączyło się
światło. Uchyliła je delikatnie i zobaczyła, że Snape czyta w fotelu.
Pierwszy raz w swoim życiu widziała go bez swoich sławnych
szat. Miał na sobie tylko czarną dobrze skrojoną koszulę i równie czarne
spodnie. Rękawy koszuli były podwinięte na tyle, by dojrzała jego mroczny znak.
Coś przewróciło się jej w żołądku. Dlaczego była w sypialni Snape’a? Dlaczego
niczego nie pamięta. Przypomniało się jej, że przecież miała zamiar wyjść z
jego gabinetu. Dlaczego zatem nadal tu była? Gdy oparła się mocniej na klamce,
drzwi zaskrzypiały. Snape natychmiast spojrzał na nią i odłożył książkę.
- To miło z twojej strony, że się w końcu obudziłaś.
- Co się właściwie stało? – zapytała wchodząc do gabinetu.
- Nie pamiętasz? – zapytał mrużąc oczy.
- Czy pytałabym, gdybym pamiętała? – potarła zbolałe
skronie. Snape wstał, podszedł do szafki i wyjął z niej niewielką fiolkę, którą
jej podał.
- Wypij to. Uśmierzy ból. – posłusznie wypiła eliksir i natychmiast
poczuła ulgę. Odetchnęła.
- No więc? – zapytała ponownie.
- Zanim wyszłaś zaczęłaś wieszczyć.
- Co?! - usiadła z
wrażenia. – Wieszczyć? Co mówiłam.
- Nic, co byłoby odniesieniem do konkretnej osoby. – usiadł.
– Powiedziałaś tylko, że to się stanie za minutę północ i, że rozbłyśnie
zielone światło, które rozdzieli dwie szukające się dusze.
- Co to może znaczyć?
- Zielone światło, to najpewniej mordercze zaklęcie. –
powiedział obojętnie.
- Tyle to i ja wiem. Jednak to niczego nie wyjaśnia, co mamy
z tym zrobić.
- A czy ja wiem dziewczyno? – zapytał już zniecierpliwiony.
– Kto z nas dwóch ma dar widzenia przyszłości?
- Ten dar jest beznadziejny! Albo widzę, rzeczy na które nie
mam wpływu, albo mówię coś, czego nie pamiętam i nie wiadomo o co właściwie
chodzi. – jęknęła zapadając się głębiej w fotelu. Snape milczał. Zapytała więc
o coś innego.
- Dlaczego nie przeniosłeś mnie do mojego pokoju?
- Było późno. Jak miałbym wytłumaczyć komuś, kogo bym
spotkał, że niosę cię nieprzytomną w ramionach?
- Myślę, że nie sprawiłoby ci to problemu. Każdy uwierzył by
ci, gdybyś powiedział, że przekląłeś mnie za moje bezczelne komentarze.
- Byłaby to i może prawda, gdyby nie fakt, że groziłby mi za
to Azkaban. – spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając. – Poza tym ktoś
musiał cię mieć na oku.
- Czyli nie taki diabeł straszny jak go malują. –
uśmiechnęła się i wstała. – Pójdę już. Na pewno chcesz odpocząć. Przepraszam za
sprawienie ci kłopotu. Wiem jak cenny jest twój czas.