Siedziała nad brzegiem jeziora. Słońce zaszło już jakiś czas
temu, a jedynym źródłem światła był rozświetlony zamek i koniec jej różdżki.
Chociaż tego zdążyłam się nauczyć… - pomyślała z goryczą.
Nie wyobrażała sobie, że jutro tak po prostu pójdzie do
niego na zajęcia, tak jak gdyby nic się nie stało. Nie była taka jak on. Nie
potrafiła robić dobrej miny do złej gry. Nie powinna się dziwić, taka była jego
praca.
Niechętnie jednak przyznała mu rację. Co ona sobie właściwie
wyobrażała? Jej niby to „szczególne” zdolności, wcale nie okazały się takie
szczególne. Zakon zainteresował się nią tylko dlatego, że w rękach wroga byłaby
zagrożeniem. Nie odgrywała w tej sprawie żadnej roli. Była nikim. A na dodatek
Snape tym nikim musiał się zajmować. Nic dziwnego, że wściekł się. Nie robiła
od dłuższego czasu żadnych postępów. Tracił tylko swój czas, a wiedziała jak
zajętym człowiekiem był.
Westchnęła żałośnie. Musi wymyślić plan awaryjny. Z
dyrektorem nie ma kontaktu, zapadł się pod ziemie. Jedyną osobą, która mogłaby
jej pomóc był Snape. Na dodatek jej egzamin z aportacji załatwiony potajemnie
przez Dumbledore miał się odbyć za tydzień. Snape nauczył ją tej umiejętności
już miesiąc temu, ale nie odważyłaby się aportować bez licencji. Doskonale
pamiętała swoje pierwsze próby.
Gdyby tylko mogła się stąd wyrwać… Przebiegło jej przez
głowę. To co niby byś zrobiła? – pomyślała. Dokąd byś poszła? Miała trochę
odłożonych pieniędzy. Pensja z ministerstwa wpływała regularnie, a do tej pory
nie wydała ani knuta. Nie miała na co. Hogwart zapewniał wszystko, co tylko
było potrzebne do życia. Mogłaby więc zatrzymać się chwile w Dziurawym Kotle,
dopóki nie znalazłaby pracy i jakiegoś mieszkania. Nie łudziła się jednak. Nie
miała dyplomu tutejszej szkoły magii, nie miała właściwie żadnego dyplomu,
który potwierdzałby, jej umiejętności. Naprawdę była żałosna…
- Jak tak dłużej będziesz siedziała na ziemi, to się
przeziębisz. – usłyszała jedwabisty głęboki głos za jej plecami. Nie odwróciła
się jednak.
- Od kiedy obchodzi cię moje zdrowie? – zapytała.
- Nie obchodzi. – kolejny strzał prosto w serce.
- Więc po co tu jesteś? Nie odejdę, nie martw się. Nie mam
dokąd. – głos załamał się jej, ale nie pozwoliła sobie na kolejne łzy.
Bardzo
długo milczał, pomyślała że odszedł. Odwróciła się by sprawdzić i napotkała
jego spojrzenie. Pomimo ciemności doskonale widziała jego błyszczące czarne
oczy. Oświetlany łuną światła z zamku sprawiał wrażenie zjawy. Czarne szaty załopotały
na wietrze.
- Wracaj do zamku. – powiedział, ale nie doczekał się
reakcji z jej strony. Westchnął. – Nie jestem typem osoby, która ma w zwyczaju
przepraszać. Nie łudź się więc, że usłyszysz ode mnie przeprosiny.
- Znam cię na tyle dobrze, żeby o tym wiedzieć. – zakpiła,
nie starając się ukryć złośliwego tonu.
- Wracaj więc do zamku. – ponownie nie ruszyła się z
miejsca. – Zamierzasz tracić mój czas na tą gierkę? Powinnaś być w zamku,
minęła pora kolacji Umbridge pytała o ciebie.
- Jesteś świetnym kłamcą, na pewno dobrze mnie
wytłumaczyłeś. – nie widziała jego twarzy, ale usłyszała jak nerwowo wciąga
powietrze.
- Nie zmuszaj mnie, abym zaprowadził cię siłą do twojego
pokoju.
- I co zrobisz? Złapiesz mnie za ucho, jak niesfornego
uczniaka i zawleczesz tam na oczach wszystkich?
- Nie jesteś moją uczennicą i nigdy nie traktowałem cię jak
jednego z moich uczniów.
- Odniosłam inne wrażenie.
- To już twój problem. – stwierdził. – Nie zamierzam ci
tłumaczyć, że wcześniejsza złość nie miała być wymierzona w ciebie. Jestem kim
jestem. Nie zmienię się tylko dla twojej wygody. Albo zaakceptujesz mnie z
wszystkimi moimi wadami, albo siedź tu do rana. Ostrzegam jednak, że w tym
lesie żyją niebezpieczne stworzenia.
- Dla mojej wygody? – zapytała tłumiąc złośliwy śmiech. –
Uważasz, że do tej pory byłeś chodzącym przykładem cnót i dobroci? Gdybym nie
akceptowała twojego charakteru nie uważasz, że nie uczynilibyśmy żadnego
postępu? Nie będę ci wypominać ile razy zaciskałam zęby, gdy ty mieszałeś mnie
z błotem. Ile razy powstrzymywałam chęć rzucenia w ciebie jakąś paskudną
klątwą… Niczego nie robiłeś dla mojej wygody! A ja nigdy o nic cię nie
prosiłam! – warknęła i wstała. – Jesteś ślepy Severusie Snape. Nawet nie wiesz
jak bardzo. – Ruszyła przed siebie zostawiając go za sobą.