niedziela, 14 maja 2017

Hope for the Hopeless

Nadszedł w końcu moment, w którym miała przenieść się do domu Syriusza na tydzień ferii. Cieszyła się oczywiście, ale mogłaby przysiąc, że wcześniej bardziej ją to radowało. Jej bagaż został już odesłany, czekała przy głównych drzwiach już tylko na Snape’a. Oboje przez cały dzień nie poruszyli tematu wczorajszej rozmowy, omijając go zręcznie. Czuła się głupio… Miała 25 lat, a zachowywała się jak rozhisteryzowana nastolatka.

- Gotowa? – usłyszała nad swoją głową. Nie zorientowała się, kiedy do niej podszedł. Skinęła głową. 
– No to idziemy. – ruszył przed siebie. Na dworze panował straszny ziąb i gdy tylko wyszli w kierunku głównej bramy zza której mogli się aportować, zatęskniła za swoim ciepłym pokoikiem. Drobny śnieg zacinał prosto w twarz, kując przy tym niemiłosiernie.

- Zaczekaj. – powiedział przystając i wyciągając różdżkę. Zrobił nią zamaszysty ruch i w chwilę potem poczuła przyjemne ciepło. Śnieg już do niej nie docierał.  – Lepiej? – zapytał.

- Tak, dzięki. – powiedziała z wdzięcznością.

Gdy wyszli za główną bramę Snape jak zwykle bez słowa wyciągnął dłoń. Nie lubiła aportacji, później cały dzień ją mdliło, ale nie było bezpieczniejszego sposobu na dostanie się w wybrane miejsce. Ujęła jego dłoń starając się nie patrzeć na niego. Sekundę później poczuła szarpnięcie i stała na ostatnim stopniu schodów domu numer 12. Jak zwykle lądując straciła równowagę i gdyby nie pewna ręka Severusa leżała by teraz w zaspie.

- Dzięki. – powiedziała – Nigdy mi to nie wychodzi.

- Zauważyłem.

- Wiem, że nie lubisz świąt, ale mimo wszystko życzę ci, aby były wesołe. – powiedziała śląc niemrawy uśmiech. Snape skinął. – Taaak… - spojrzała w stronę drzwi. – No to do zobaczenia. – rzuciła odwracając się od niego.

- Grey. – spojrzała przez ramię. – Obiecuję.

 Uśmiechnęła się smutno, a on aportował się ponownie do Hogwartu. Stała tak chwilę i przyglądała się miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, zanim drzwi wejściowe otworzyły się z rozmachem, a zza nich wyjrzał Syriusz.

- Kira! – zawołał radośnie wciągając ją do środka. – Tak dobrze cię widzieć! – zagarnął ją ramionami.

- Ciebie też. – powiedziała, gdy już uwolniła się z jego uścisku. – Gdzie są wszyscy? – zapytała rozglądając się po pustym korytarzu, wchodząc do kuchni.

- W Świętym Mungu u Artura. Zaraz powinni wrócić. – powiedział nastawiając czajnik na herbatę. – Bałem się, że nie przyjedziesz.

- Ja też. – powiedziała rozsiadając się. – Prawdę mówiąc, gdyby nie to wydarzenie nie byłoby mnie tu. Dyrektor uznał, że przyda mi się przerwa.

- Ma rację. McGonagall opowiadała mi jak wiele masz zajęć i że praktycznie cały dzień spędzasz ze śmiecierusem.

- Nie nazywaj go tak. – powiedziała rzucając mu krótkie spojrzenie. – To dobry nauczyciel. Kapryśny, ale dobry.

- Skoro tak mówisz. – powiedział tonem pełnym niedowierzania. – Herbata gotowa. – zboczył z tematu Syriusz, kładąc przed nią kubek.

- Dziękuję. – rozejrzała się po kuchni. Z żyrandoli zwisały łańcuchy ostrokrzewu, z sufitu padał zaczarowany śnieg, a dźwięk wygrywanych kolęd dobiegał ze starego gramofonu. – Ładnie tu. – stwierdziła przypominając sobie jak wyglądało to pomieszczenie, gdy po raz pierwszy się tu znalazła. – Sam to udekorowałeś?- zapytała upijając herbatę.


- Starałem się. To będą wspaniałe święta, zobaczysz! – powiedział uradowany. Nie przypominał już tego burczącego pod nosem Syriusza, którego zostawiała tu na początku września. Wydawał się być zupełnie inną osobą. Domyślała się, że na jego świąteczny nastrój ma wpływ obecność Harrego i innych. Nie musiał już spędzać świąt samotnie, tak bardzo się tego bał. Ucieszyła się, że jest jednym z powodów jego dobrego nastroju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz