Następnego dnia weszła do Wielkiej Sali, gdy jeszcze prawie
nikogo w niej nie było. Nie spała całą noc, więc jak tylko nadeszła pora
śniadania wyszła z pokoju. Nie kierowała się głodem, bo go wcale nie czuła. Nie
chciała jeszcze spotkać Snape’a, a była pewna że przyjdzie po nią. Usiadła za
jeszcze pustym stołem nauczycielskim i nalała sobie kawę do filiżanki. Była
wykończona, w głowie miała nadal huragan myśli, z którymi nie była w stanie
sobie poradzić. Jednak jedno musiała przyznać – Snape miał rację. Bała się,
panicznie się bała, że zobaczy coś po czym się już nie pozbiera. Nie wyobrażała
sobie, że ujrzy… Potrząsnęła głową odganiając te myśli. Nie wiedziała co robić,
a na krok w tył było za późno. Usłyszała zbliżające się kroki i podniosła
wzrok. Do stołu zbliżał się Snape, o pół godziny wcześniej niż zwykle. Poczuła
na sobie jego palące spojrzenie, gdy siadał obok niej częstując się tostem.
- Zjedz coś. –powiedział.
- Niczego nie przełknę.
- Teraz w ramach protestu zamierzasz głodować? – zadrwił.
- Daj mi dziś spokój. – jęknęła bezradnie. – I bez twoich
komentarzy mam parszywy dzień.
- Jak sobie życzysz. – upił łyk kawy i zabrał się za
śniadanie, chwile potem powiedział obojętnie. – Może jednak chciałabyś
wiedzieć, że z Arturem już lepiej.
- Dziękuję. – powiedziała cicho
.
- Wieczorem spakujesz się, a jutro po lekcjach przeniosę cię
na Grimmauld Place. Przez ten czas radzę ci nabrać dystansu.
- Sam się zdystansuj. – warknęła tak, by tylko on to
dosłyszał. Wielka Sala z każdą chwilą wypełniała się uczniami.
- Uznam, że tego nie słyszałem.
Przez resztę dnia nie odezwała się do niego słowem. Miała
jednak wyrzuty sumienia, że go tak potraktowała. Mimo wszystko chciał dobrze i
pod skorupą obojętności skrywał dobre intencje. Po raz kolejny zachowała się
jak egoistka. Wyniosła swoje problemy ponad wszystko inne uważając, że są
największe. Przypomniała sobie co zobaczyła, gdy ostatnio dotknęła jego dłoni i
uświadomiła sobie, że to on jest na pierwszej linii frontu zasłaniając
wszystkich innych, nawet po mino jawnej niechęci. Przypomniała sobie jak wiele
śmierci musiał oglądać. Nie słyszała jednak od niego żadnych narzekań.
Gdy szła do siebie, by się spakować postanowiła wstąpić do
niego na chwilę.
- Przeszkadzam?- zapytała niepewnie. Zmierzył ją
podejrzliwym spojrzeniem, lecz uchylił szerzej drzwi by mogła przejść.
- Zamierzasz dalej na mnie warczeć? – zapytał zamykając za
nią drzwi.
- Zamierzam cię przeprosić, nawet jeżeli w to nie wierzysz.
- Wierze. – powiedział po chwili. – Przeprosiny przyjęte. –
nadal stał przy drzwiach przyglądając się jej.
- Jak ty to robisz? – zapytała niespodziewanie.
- CO robię?
- Widzisz wokół siebie tyle zła, tyle cierpienia i śmierci… - urwała odwracając się. –
Wydajesz się jakby cię to w ogóle nie obchodziło. Jak to robisz, że nie boli? –
Snape długo milczał, w końcu uznała, że jej nie odpowie. – Zapomnij. – machnęła
dłonią i chciała wyjść. Zatrzymał ją łapiąc za nadgarstek.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie boli. – spojrzała mu w oczy.
– Ból jest dobry, przypomina że nadal żyjesz i, że ci zależy. – puścił jej
rękę, ona stała chwilę przyglądając się mu.
- Obiecaj mi coś. – powiedziała, Snape uniósł pytająco brew.
- Zrobisz wszystko, żebym nie musiała oglądać twojej
śmierci. –Snape otworzył usta jakby chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej
chwili zrezygnował. Ona spuściła wzrok i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz