Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuła się tak podle. To
wszystko jej wina! Straciła najlepszego i chyba jedynego przyjaciela. Nie
został jej już nikt, bo nie była w stanie pokochać dobrego, serdecznego i
walecznego Syriusza. Wydawało się jej, że właśnie o kimś takim marzyła całe
życie. Była w stu procentach przekonana, że kochałby ją do grobowej deski,
tylko ona była zimną nieczułą rybą! Siedziała w pokoju na górze czekając na
Snape’a, który miał dziś po nią przyjść. Reszta ruszyła już do Hogwartu
pociągiem jakąś godzinę temu. Jej bagaż został odesłany, więc lada chwila się
go tu spodziewała.
Snape to była druga strona medalu… Człowiek o stu twarzach,
który z pedantycznym uporem skrzętnie ukrywał tą, którą nosił naprawdę.
Chodząca zagadka, irytował ją jak nikt inny. Całkowite przeciwieństwo Syriusza.
Był jak swoje lochy - zimny, ponury i nieprzyjemny.
- Jestem beznadziejna… - rzuciła w pustą przestrzeń pokoju.
- Trudno się z tym nie zgodzić. – usłyszała i poderwała się
zaskoczona czyjąś obecnością. W progu pokoju stał Snape. – Rusz się, nie mam
czasu. – warknął i zszedł schodami w dół. Przewróciła oczami i wybiegła za nim.
Przy wyjściu odwróciła się z nadzieją, że Syriusz jednak pożegna się z nią, ale
niestety zawiodła się. Zamknęła za sobą drzwi, a słysząc ciche ich kliknięcie,
żołądek wywrócił się jej na druga stronę. Stanęła ze zwieszonym nosem na
ostatnim stopniu schodów.
- Dziś bez czułych pożegnań? – zakpił.
- Och… zamknij się. – jęknęła i sama złapała go za rękę.
Przed aportacją usłyszała jeszcze złośliwy chichot, chwilę potem stała już
przed bramą Hogwartu. Zanim odzyskała
równowagę, zdała sobie sprawę, że stoi w samym środku śnieżycy. Wiatr wiał niemiłosiernie,
ledwo była w stanie utrzymać się na nogach. Snape parł przodem, jakby nic się
nie działo. Ona z trudem robiła krok do przodu. Tym razem nie wyczarował
magicznej tarczy. Tym razem musiała poradzić sobie sama. Coś dziś utraciła na
tym wietrze.
Weszła do zamku skostniała i oblepiona śniegiem. Trzęsąc się
z zimna, była pewna, że dorobiła się zapalenia płuc.
- Do kolacji trzy godziny. Zdążymy zacząć klątwy czarno
magiczne. – powiedział ignorując jej stan.
- A mogę się najpierw przebrać? – zapytała. Śnieg zaczął
topnieć i przemakać jej ubranie. Snape rzucił na nią okiem i zrobił kwaśną
minę.
- Tylko się pospiesz.
Pobiegła do swoich pokoi. Tak jak za pierwszym razem ubrania
były już rozpakowane. Ubrała się w szkolną szatę i wysuszyła sobie różdżką włosy.
Spojrzała w lustro. Zaróżowione policzki i rozmazany makijaż. Cudownie…
wyglądała jak ostatnie nieszczęście. Poprawiła szybko makijaż i ruszyła do
gabinetu Snape’a. Gdy weszła stał przy kominku.
- Jak miło, że w końcu się zjawiłaś.
- Nie było mnie pięć minut. – odpowiedziała siadając.
- O pięć za dużo. – stwierdził siadając za biurkiem. –
Otwórz książkę na stronie 120. Znajdziesz tam temat o klątwach. Przeczytaj go,
wówczas porozmawiamy. – powiedział rozsiadając się w fotelu.
Kira posłusznie i bez słowa otworzyła podręcznik i zajęła
się lekturą. Przebiegała wzrokiem po tekście zupełnie się nim nie interesując.
Głowę miała zaprzątniętą czymś innym. Oczy utkwiła jedynie w słowie: Klątwa.
Dlaczego, Snape znowu ją tak, traktuje… klątwa… Przecież nie rozstawali się
przed świętami w złej atmosferze… klątwa… Wręcz przeciwnie, miała wrażenie
jakby Snape zmienił wobec niej nastawienie… KLĄTWA!
Obraz rozmył się i Kira zobaczyła Dumbledore’a siedzącego
przy biurku obracającego jakiś dziwny przedmiot w dłoniach. Zbliżyła się by
lepiej się przyjrzeć. To był pierścień, choć nie… może bardziej sygnet.
Dyrektor oglądał go z każdej strony bardzo długo. W końcu odłożył go na blat
biurka i wstał z miejsca nerwowo przechadzając się po gabinecie. Chodził tak w
kółko borykając się ze swoimi myślami, w końcu jednak przystaną i spojrzał
ponownie na pierścień. Kira miała złe przeczucia jednak przyglądała się tej
scenie z ciekawością. Dumbledore ruszył ponownie w stronę biurka i sięgnął po
sygnet nakładając go sobie na palec. To stało się właśnie wtedy. Dyrektor
krzyknął przeraźliwie próbując zerwać pierścień z palca. Jego dłoń poczerniała
jakby spalona ogniem. Po chwili szarpania, udało mu się ściągnąć go i odrzucić
od siebie. Wizja rozmyła się i ukazała się kolejna. Kira stała nad marmurowym
grobem Albusa Dumbledore’a. Poczuła silne uderzenie w policzek.
- Ocknij się! – próbował ją ocucić Snape. W końcu chlasnął
ją otwarta dłonią w twarz. Zadziałało, otworzyła oczy.
- Gdzie jestem? – zapytała zdezorientowana.
- W Hogwarcie, straciłaś przytomność. – powiedział prostując
się.
- Ja? To niemożliwe…
- zmarszczyła czoło – Czytałam książkę – zaczęła powoli przypominając
sobie wszystkie szczegóły. – A potem… -urwała.
- Co potem? – zapytał ściągając brwi.
Wstała gwałtownie.
- Musimy iść do dyrektora! – powiedziała przerażona.