Kolejne dni mijały niezauważone. Egzaminy toczyły się pełną
parą, w związku z tym Snape miał dużo więcej obowiązków. Jej wieczorne zajęcia
bywały odwoływane coraz częściej. Nie miała o to pretensji, wręcz przeciwnie,
była wdzięczna. Nie miała kompletnie głowy do tego, by się uczyć. Nie mogła
przestać myśleć o wygłoszonej kilka dni temu przepowiedni. Kogo się tyczyła?
Czyje życie ponownie jest zagrożone? Westchnęła ciężko i spojrzała w stronę
zamku. Noc była ciepła, siedziała więc na brzegu jeziora wpatrując się w
gwiazdy. To samo robili piątoklasiści, których egzamin z astronomii właśnie
trwał w najlepsze. Nie miała ochoty wracać do środka. Wsłuchiwała się w cykanie
świerszczy i ciche pluski wody. Panujący spokój zakłóciło nagle otwarcie i
zatrzaśnięcie głównych drzwi zamku. Wstała i spojrzała w tą stronę. W kierunku
chaty Hagrida szło pięć osób. Wydawało się jej, że na samym przedzie kroczyła
Umbridge. Było ciemno i stała oddalona, jednak jej nie sposób pomylić z kimś
innym. Z każdym krokiem zbliżali się do domu gajowego. Kira miała złe
przeczucia, więc wzięła do ręki różdżkę i ruszyła powoli w ich kierunku.
W chwilę po tym z chaty wyszedł Hagrid i zaryczał wściekle,
wymachując pięściami. W jego kierunku posłano pięć snopów czerwonego światła.
To niemożliwe! Chcą go oszołomić! – pomyślała oburzona
przyspieszając kroku, gdy nagle przypomniała sobie słowa Snape’a: „Twoja jakże szlachetna postawa kiedyś cię
zgubi.” Przystanęła, przyglądając się całemu zamieszaniu.
Brytan gajowego ruszył w jego obronie, niestety oszołomiono
go, a wówczas Hagrid zaryczał złowrogo. To zadziwiające, że oszałamiacze się go
nie imały. Piątka napastników nie była w stanie poradzić sobie z jednym pół
olbrzymem.
Frontowe drzwi zamku ponownie się otworzyły i Kira
dostrzegła spieszącą w ich stronę szczupłą i wysoką postać.
- Jak śmiecie! – usłyszała głos profesor McGonagall. –
Zostawcie go! Dajcie mu spokój, mówię! – krzyczała, gdy nagle w jej stronę
posłano cztery oszałamiacze. Kira pisnęła przerażona. Profesor McGonagall
runęła na ziemię. Gdy zrozumiała co się stało, puściła się biegiem w jej
stronę.
Jak tak można! Pięciu na jednego! Była bez szans! Gdy do
niej dobiegła spostrzegła lecący w jej stronę czerwony promień.
- Protego! – wrzasnęła odbijając zaklęcie.
- Brać go! – krzyknęła Umbridge w stronę uciekającego
Hagrida.
Na szczęście żadne z nich nie zdołało go już dogonić.
Zniknął w ciemnościach zakazanego lasu.
Pięć osób ruszyło w jej stronę. W tym czasie Kira zdołała
wyczarować nosze i przenieść na nie McGonagall.
- To bestialskie! – krzyknęła prosto w twarz Dolores. – Jak
pani może tak nadużywać swojej władzy! A wy! – wskazała na czterech mężczyzn. –
Spójrzcie co zrobiliście, przecież to kobieta! A pani – wskazała palcem na
Umbridge – pożałuje tego co zrobiła!
- Panno Grey… - zaczęła ze złośliwym uśmiechem na twarzy. –
Chyba się Pani zagalopowała. Proszę przenieść profesor McGonagall do skrzydła
szpitalnego i zjawić się w moim gabinecie razem z profesorem Snape’m. – Jeszcze
raz posłała w jej stronę obrzydliwy uśmiech. Kira wyprostowała się i rzuciła w
jej stronę najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było ją stać. Gdy
odeszli lewitowała nosze z nauczycielką do zamku, gdzie natychmiast się nią
zajęto.
Kira ruszyła do lochów. Czekała na nią jeszcze jedna
konfrontacja. Zapukała do drzwi Snape’a. Otworzył jej po dłuższej chwili
zdziwiony jej wizytą.
- Pani dyrektor prosi nas do siebie. – wypowiedziała te słowa
z obrzydzeniem.
- Dlaczego? – spojrzał na nią podejrzanie.
Kira spuściła wzrok. Absolutnie nie mogło jej przejść przez
gardło, że na pewno zostanie wywalona ze szkoły.
- Co zrobiłaś? – zapytał wychodząc na korytarz i ruszając w
kierunku gabinetu Umbridge. Milczała. Podążała tylko za nim, czując, że jej
świat zaczyna gwałtownie się kurczyć. Dokąd się uda? Może Syriusz pozwoli jej
pomieszkać jakiś czas u siebie?
Gdy stanęli pod jej gabinetem, drzwi uchyliły się prawie
natychmiast.
- Zapraszam. – powitała ich cukierkowym tonem. Na jej twarzy
widoczny był wyraz zwycięstwa.
Snape wszedł do środka, lekko popychając Kirę do przodu.
- Zapewne profesorze Snape zastanawia się Pan, dlaczego
wzywam Pana o tak późnej porze?
- W rzeczy samej. – powiedział rzucając krótkie spojrzenie
na Kirę.
- Panna Grey dopuściła się wobec mnie rażącego braku
dyscypliny, którego niestety nie mogę tolerować. Moim życzeniem jest, aby
opuściła Hogwart.
Snape zacisnął usta i ponownie spojrzał na Kirę, która
trzymała wysoko uniesioną głowę. Nie obchodzi jej, że ją wywalą! Stanęła w
obronie krzywdzonej kobiety! Nawet Snape nie może mieć o to pretensji.
- Jeżeli mogę zapytać Pani dyrektor, w jaki sposób panna Grey dopuściła się
niesubordynacji?
- Na oczach czterech światków zwymyślała mnie i zarzuciła
nadużywanie władzy!
- To dlatego, że oszołomiliście profesor McGonagall! –
warknęła. – Była bezbronna! Profesorze Snape! – spojrzała na niego z niemym
błaganiem. Jego oczy zapłonęły, zobaczyła to. Jednak żadnym innym gestem nie
dał po sobie poznać, że to co usłyszał go zdenerwowało.
- Minerwa McGonagall zasłużyła sobie na takie traktowanie.
Od samego początku utrudniała mi pracę. Była buntowniczką, która współpracowała
z Dumbledorem!
- To nieprawda! Chciała was tylko powstrzymać, przed atakiem
na Hagrida, którego w piątkę atakowaliście!
- Dosyć. – powiedział Snape.
- Pani dyrektor chciałbym jednak prosić, aby panna Grey mogła nadal
kontynuować praktykę. Poświęciłem zbyt wiele czasu i energii, by teraz to
wszystko zaprzepaścić. – zrobił krok w jej stronę zostawiając Kirę za sobą. –
Niedługo rozpoczną się wakacje i jestem pewien, że przez ten czas panna Grey
nabierze ogłady. Osobiście tego dopilnuje. Sam również wyciągnę konsekwencję wobec
braku jej dyscypliny. – zapewnił.
Umbridge milczała długo, patrząc to na jedno, to na drugie.
- Gdyby nie to, że Lucjusz Malfoy jest tobą zachwycony, nie
brałabym takiej możliwości pod uwagę. Dobrze, panna Grey może pozostać, jednak
od dziś jest na warunkowym. Jeżeli zrobi, powie, lub choćby pomyśli o czymś, co
mi się nie spodoba wyleci z hukiem.
- Tak jest, pani dyrektor. – Snape skłonił się nieznacznie i
ruszył do wyjścia, łapiąc w żelaznym uścisku ramię Kiry i pociągając ją do
drzwi.
- Chwileczkę profesorze. – zawołała za nimi Umbridge. Snape
stanął natychmiast i spojrzał przez ramię, nawet na chwilę nie rozluźniając
uścisku w jakim trzymał ramię Kiry.
- Tak?
- Nie usłyszałam przeprosin. – usiadła w fotelu i
uśmiechnęła się słodko.
Kirze przewróciło się w żołądku. To nie jest tego warte! Na
pewno nie przeprosi! Woli, żeby ją ta ropucha wywaliła.
Snape’a jednak to nie obchodziło. Brutalnie pociągnął ją do
Umbridge i mocniej zacisnął dłoń na ramieniu. Kira syknęła rzucając mu obrażone
spojrzenie. Dobrze wiedziała do czego ją teraz zmusza, a zaciskające się palce
dawały jej o tym boleśnie znać. Ból w końcu był nie do wytrzymania więc
wyjąkała.
- Przepraszam.
- Mam nadzieję, że od dziś rozumiemy się już doskonale panno
Grey.
- Tak. – rzuciła krótko czując ponownie jak Snape zaciska
swoją dłoń.
Po chwili raz jeszcze pociągnął ją do wyjścia. Gdy byli już
na korytarzu puścił jej ramię i ruszył wściekły w stronę lochów.
- Rusz się! – warknął.
- Jak twoim zadaniem miałam postąpić? – dogoniła go.
- Nie tutaj! – syknął.
Był wściekły. Już dawno nie widziała go tak zdenerwowanego.
Wiedziała co ją czeka. Nie obchodziło jej to. Gdyby ponownie postawiono ją w
takiej samej sytuacji, podjęła by taką samą decyzję. Tak należało zrobić! Tego
wymagała moralność! Stanąć w obronie słabych i krzywdzonych.
Otworzył z rozmachem drzwi swojego gabinetu i przepuścił ją
w drzwiach, zatrzaskując je za nimi.
- Której części zdania nie zrozumiałaś, gdy mówiłem ci jak
ważne jest, abyś się nie wychylała! – krzyknął podnosząc głos z każdym wypowiadanym
słowem.
- Co miałam zrobić? Pozwolić by ją zabili? – zapytała. –
Posłali w jej stronę, cztery oszałamiacze jednocześnie! – oburzyła się. – Kiedy
chciałam jej pomóc, Umbridge zaatakowała również mnie!
Snape wyprostował się. To zadziwiające, jak wydawał się
wyższy w chwilach, gdy był wściekły.
- To nadal nie była twoja sprawa! Wiesz co by się stało,
gdybym cię nie wybronił? – zapytał podchodząc do niej tak blisko, że czuła jego
oddech na swojej skórze. – Schwytano by cię jeszcze zanim dotarłabyś do
Londynu! Głupia! – wrzasnął wprost do jej ucha.
- Czyli twoim zdaniem mam bezczynnie patrzeć na to, jak
komuś dzieje się krzywda? A gdybyś to był ty? Też nie chciałbyś, abym ci
pomogła?
- Nie, nie chciałbym! Bo to by oznaczało, że pogrzebiesz
nasze szanse na zwycięstwo! Niech dotrze do ciebie w końcu, że pewne ofiary muszą zostać
poniesione!
- Nie zgadzam się z tobą! Wierzę, że jeżeli będziemy starać
się ze wszystkich sił, ocalimy każdego, kogo życie będzie zagrożone. A
przyglądając się bezczynnie, pomagamy złu zwyciężyć.
- Naiwna kretynka! Odpowiadam za ciebie! – odsunął się w
stronę kominka, w którym palił się ogień. Mimo lata, w lochach zawsze było
zimno.
- To przestań! Może ja też nie potrzebuję, żebyś mi
matkował!
- Czy ci się to podoba, czy nie jesteśmy przywiązani do
siebie. Twój los spoczywa w moich rękach i odwrotnie! Dopóki mam coś do
powiedzenia w tej kwestii, będziesz
posłuszna. Tym najlepiej przyczynisz się do zwycięstwa.
- A może mam już tego dosyć? – powiedziała ciszej. – Może
nie mam już sił i żałuje dnia, w którym zjawiliście się w moim salonie?
- Trochę za późno na taki żal. Zabrnęłaś już zbyt daleko.
- Zawsze mogę zawrócić.
- Możesz, to prawda. – przyznał, odwracając się w jej
stronę. – Jestem jednak ciekaw, jak wówczas zniesiesz wyrzuty sumienia
oglądając jak giniemy jeden po drugim.
- Przestań!
- Czy nie tego tak bardzo się boisz? – ponownie zbliżył się
do niej. – Czy dlatego, tak bardzo boisz się zasnąć, by nie ujrzeć jak
umieramy? Twoje wizje kiedyś się
spełnią, nawet ta, której nie chcesz mi wyjawić.
Umilkł. Kira oddychała ciężko patrząc na niego. Ponownie nie
była w stanie odwrócić wzroku.
- Naprawdę chcesz wiedzieć, co wówczas zobaczyłam? –
zapytała. – Naprawdę? Ostrzegam cię jednak, że jeżeli ta wizja się wypełni, nic
nie będzie już dla ciebie takie samo. – Patrzył na nią z tą samą obojętnością
co zawsze, jednak w jego oczach dostrzegła wahanie. Trwało to krótką chwilę, bo
zaraz po tym wyprostował się i na jego twarzy zagościła pewność siebie.
- Powiedz mi.
Kira westchnęła. Liczyła na inną odpowiedź. Nie było jednak
odwrotu. Pokonała, więc dwa ostatnie dzielące ich kroki. Nigdy nie byli tak
blisko siebie i gdy podniosła wzrok, by spojrzeć na niego dostrzegła w jego
oczach strach. Po raz pierwszy zobaczyła, że się przestraszył. Ten, który na co dzień stawiał czoła
najpotężniejszemu czarodziejowi, stał się w jej oczach bezbronny. Wspięła się
na palce i złożyła na jego zimnych ustach pocałunek. Nieśmiały, jakby samym
tylko dotykiem miała zburzyć podwaliny świata. Wyczuła, że zaskoczyła go,
jednak nie cofnął się. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i oddał pocałunek.