poniedziałek, 30 października 2017

Epilog. - I Will Follow You Into The Dark.

Kiedy szedł na spotkanie z Czarnym Panem wiedział już… przeczuwał, że nie wyjdzie z tego żywy. Bitwa o Hogwart trwała w najlepsze, widział wiele zabitych, głównie swoich uczniów.

Nagle perspektywa rychłej śmierci wypełniła go nadzieją. To wszystko zakończy się za kilka chwil.
Nie bał się odejść z tego świata samotnie. Wiedział, że to jego przeznaczenie. Zdał sobie z tego sprawę, w dniu, kiedy do szkoły przyniesiono jej ciało.

***

 Na jej zastygłej twarzy widział pozostałości po delikatnym uśmiechu. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego jaka była piękna, jak przez chwilę, krótki moment wypełniła jego życie światłem.
Podszedł bliżej niej, w oddali słyszał zawodzenie Blacka, którego próbował uspokoić Dumbledore.
Patrzył na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Kasztanowe włosy, zawsze w uroczym nieładzie. Za każdym razem znajdował się ten jeden niesforny kosmyk, tym razem nie było inaczej. Delikatnym ruchem dłoni założył go za ucho. Była zimna, a jej kształtne malinowe usta zaczęły sinieć. To był ostatni moment. Pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek, krótki, pożegnalny…

Nie czuł w sobie takiej rozpaczy, jaką czuł po śmierci Lily. Był już chyba na to odporny. Być może nawet był na to przygotowany. Ta jej ostatnia przepowiednia…

Kiedy wrócił do szkoły i nie zastał jej, wiedział… przeczuwał. Mimo początkowego przerażania, poczuł w sobie spokój. Wiedział, że nie był w stanie jej powstrzymać. To nie o niego toczyła tą walkę.

Przejechał palcem wskazującym po jej zimnym policzku.

- Dzieciaku. – westchnął. – Coś ty najlepszego zrobiła.

Podszedł do drzwi. Zatrzymał się w progu i po raz ostatni spojrzał na nią. Była taka spokojna…

***

Czarny Pan coś mówił, krążył wokół niego. Nie słuchał go. Wiedział, że go zabije. Przestało mu zależeć.

Na drugim końcu pomieszczenia, zobaczył ją. Wyłoniła się z nicości jego świadomości. Stała tam uśmiechnięta i czekała na niego. Poczuł błogi spokój.
Gdy Czarny Pan zadał cios patrzyli na siebie. Żadne słowa nie potrafiły by opisać tego, jakie uczucia wyrażało to spojrzenie. Zupełnie nie poczuł ukąszeń węża. Kira stała tak blisko, był pewien, że gdyby tylko zdołał wyciągnąć dłoń… Nie zdołał.


- Podążę za tobą w ciemność. – pomyślał i była to ostatnia myśl jaka zajaśniała mu przed nastaniem mroku.

niedziela, 22 października 2017

Minutes To Midnight

Minęły kolejne godziny. Na zewnątrz było już ciemno, a z każdą chwilą Kira stawała się bardziej nerwowa.

Coś jest nie tak. – powtarzała sobie chodząc w kółko. Coś jej umyka, tylko co? Co działo się w wizji? Toczyła się walka, Syriusz i ta kobieta pojedynkowali się. Wokół nich jednak też byli inni.

Przystanęła. Byli tam Harry, Ron, Giny, Neville, Luna. Byli też członkowie zakonu.

Jasna cholera! – powiedziała do siebie. Wszystko poskładało się w jedną całość.

Zielone światło, rozdzielenie dusz, nie uratujesz… Wciągnęła z sykiem powietrze.

- A właśnie, że uratuję! –złapała swoją różdżkę i pobiegła w kierunku drzwi głównych zamku. Snape’a nadal nie było, ale wiedziała, że zabroniłby jej.

Mogła się aportować, potrafiła to. No dobrze, ale dokąd? – dopadło ją to pytanie w momencie kiedy wybiegała za główną bramę Hogwartu.  Myśl, Kira myśl! – mówiła do siebie coraz bardziej przerażona. Na szczęście Harry opowiedział jej ze szczegółami jego podróż tam. Wiedziała, gdzie znajduje się wejście dla gości. Zalała ją fala szczęścia, nie wszystko jest stracone.

Przeniosła się na jedną z bocznych uliczek, które dobrze znała. Codziennie przechodziła tędy do pracy. Wyszła do głównej ulicy i po swojej prawej stronie zobaczyła budkę telefoniczną. Ruszyła powoli, rozglądając się na boki. Niepewnie weszła do środka i podniosła słuchawkę, na oślep wykręcając jakiś numer.

Gdzieś w głębi odezwał się chłodny kobiecy głos.

- Witamy w ministerstwie magii, proszę podać imię, nazwisko i sprawę.

- Kira Grey, spieszę na ratunek. – warknęła do słuchawki.

- Dziękuję. Proszę przypiąć plakietkę.

Budka telefoniczna zadygotała niebezpiecznie i zaczęła opadać w dół. Kira odetchnęła z ulgą. Zaraz będzie na miejscu.

Kiedy otworzyła drzwi budki znalazła się w wielkim, bogato zdobionym holu. Przez chwile stała oniemiała, jednak kiedy przypomniało się jej, po co tu jest, ruszyła pospiesznie do windy.

Złota karata odsunęła się ze szczękiem i Kira natychmiast wpadła do środka naciskając jak szalona guziki. Krata zasunęła się i winda ruszyła. Kira ponownie się przeraziła, wszystko działo się tak samo jak w jej wizji. Coś ścisnęło jej serce. Nie mogła pozwolić, by zginął… nie mogła!

Winda dotarła na miejsce. Ponownie puściła się biegiem po pustych korytarzu słysząc już doskonale odgłosy bitwy.

Wpadła do owalnej sali zdyszana, przerażonym wzrokiem zaczęła szukać Syriusza. Dostrzegła Dumbledore’a, dokładnie w tym samym momencie, kiedy on również ją zobaczył. Ujrzała cień, który przebiegł przez jego twarz. Nie czas na to! Syriusz!

Zobaczyła go tak samo jak w wizji. Walczył, miotał zaklęciami i bronił się zawzięcie. Wyszczerzył kpiący uśmiech w stronę kobiety, która posłała w jego kierunku zielony promień. Uśmiech Syriusza zniknął, w chwili gdy zorientował się kto obronił go przed śmiercionośną klątwą.

Zaklęcie ugodziło ją prosto w pierś, gdy wpadła pomiędzy nich. To zadziwiające, ale niczego nie poczuła. Zdołała jeszcze spojrzeć w jego oczy i wyszeptać ostatkiem sił.

- Zasłoniłam cię. – zanim osunęła się na ziemię.


Minutę później wybiła północ.

niedziela, 15 października 2017

Where the hell have you been?

Kiedy zdała sobie sprawę, z tego co zobaczyła o mały włos nie wybuchła histerycznym płaczem, ale w tej samej chwili usłyszała w swojej głowie głos Severusa: „Nie czas na twoje łzy, dziewczyno!”.

Ma racje! Nie czas na to! Skoro to zobaczyła to znaczy, że można temu zapobiec. Pozbierała się i biegiem ruszyła do Severusa. Tylko on mógł pomóc. Gdy dopadła do jego drzwi i zobaczyła, że są zamknięte, ponownie opanowało ją przerażenie. Zaczęła w nie walić z całych sił licząc na to, że Snape jednak jest w środku. Nie było go. Liczyła się każda chwila! Nie wiedziała kiedy zdarzenie z jej wizji będzie miało miejsce. Nie mogła jednak dopuścić do tego, by Syriusz brał w tym udział. Musiała go ostrzec! Gdzie do jasnej cholery jest Snape, kiedy jest potrzebny!

Kiedy to pomyślała usłyszała zbliżające się kroki, spojrzała w tą stronę i odetchnęła z ulgą. Snape szedł pospiesznie w jej stronę z groźną miną.

-Dobrze, że jesteś! – dopadła do niego.

- Nie mam teraz czasu na twoje histerie. Muszę udać się na Grimmauld Place.

- Ja właśnie w tej sprawie! – ruszyła za nim. – Widziałam jego śmierć!

Snape gwałtownie się zatrzymał i rzucił jej badawcze spojrzenie.

- Kiedy?

- Przed chwilą. Widziałam jak Syriusz zostaje zabity. – mówiła nie dbając o to, że łamie się jej głos. – Proszę cię, Severusie! – spojrzała mu błagalnie w oczy. – Nie pozwól, by mu się coś stało!

- Potter również zobaczył jego śmierć. – zmrużył oczy i otworzył drzwi gabinetu. Weszła za nim. Podszedł do biurka i wziął swoją różdżkę i ruszył do wyjścia.

- Idę z tobą! – powiedziała, kiedy przechodził obok niej.

- Wykluczone! – przystanął. – I bez tego mam sporo kłopotów.

- Proszę cię, to mój przyjaciel!

- Nie obchodzi mnie to, zostajesz tu i czekasz na mnie! – Po jego tonie wyczuła, że nie przekona go, a czas uciekał.

- Powiedz mu, że pod żadnym pozorem nie może opuszczać domu! To bardzo ważne! – Snape skinął i nie patrząc już na nią ruszył do wyjścia. Kira została sama w jego gabinecie wsłuchując się w cichnące odgłosy jego kroków.

***

Minęły dwie godziny zanim ponownie usłyszała jak się zbliża. Zerwała się z miejsca i wybiegła mu naprzeciw.

- Black jest w domu, bezpieczny.

- Powiedziałeś mu, aby nie ruszał się z miejsca?

- Za kogo ty mnie masz? – obrzucił ją oburzonym spojrzeniem. – Teraz muszę coś załatwić. A ty nie ruszaj się stąd. To nie jest dobry pomysł, byś spacerowała teraz po zamku.

- Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona.

- Potter, Granger i Umbridge ruszyli do zakazanego lasu i jeszcze nie wrócili. Idę ich szukać. Poza tym cała brygada inkwizycyjna, leży oszołomiona w jej gabinecie. Obawiam się, że Potter nie do końca jest świadomy tego, że Black jest bezpieczny.

- To znaczy, że ruszył mu na ratunek?

- Nie wiem. Idę ich szukać. A ty zostajesz! – dodał widząc, że chce coś powiedzieć. – Oszczędź mi chociaż zmartwień o ciebie. – Delikatnym ruchem dłoni założył jej kosmyk włosów za ucho,  spojrzał na nią i chwile przyglądał się jej z tą rzadką u niego czułością. – Kiedy wrócę porozmawiamy.


Ruszył przed siebie zostawiając ją samą na korytarzu. Powinna być spokojna, Syriusz jest bezpieczny. Dlaczego więc nadal miała w sobie to ziarno niepewności, które nie dawało jej spokoju?

niedziela, 8 października 2017

Loss, Love and Legacy

Mimo upływu czasu, nadal nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Pocałowała Snape’a!

Nie to jednak było najgorsze… Najgorsze było to, jak oddał pocałunek i trwali tak złączeni, dopóki nie wróciła mu trzeźwość umysłu i wywalił ją za drzwi.

Stała chwilę oszołomiona przed jego drzwiami próbując wyrównać przyspieszony oddech, i nagle do niej dotarło co zrobiła. Natychmiast rzuciła się biegiem w kierunku swoich pokoi. Wpadła pod prysznic i chciała zmyć z siebie to upokorzenie, które sama sobie zafundowała. Nie mogła mieć do niego żadnych pretensji. Zachowała się jak kompletna kretynka! Jak mogła pomyśleć, by on chciał wiedzieć co naprawdę było w tej wizji. Powinna skłamać, wymyślić na poczekaniu jakąś historyjkę. Jak mogła być taka głupia! Przecież on kocha inną kobietę!

Na całe szczęście nie mieli dziś ze sobą zajęć. Jednak nie łudziła się, że to wszystko rozejdzie się po kościach. Kiedyś będą musieli stawić temu czoła. W momencie całe jej dotychczasowe życie przeleciało jej przed oczami.

- Idiotka! – warknęła na siebie, zwalając się bezwładnie na łóżko.

Nie wyjdzie stąd już nigdy. Zabarykaduje się i zapadnie pod ziemię. Co ona sobie myślała?

Spojrzała na zegarek, właśnie trwały ostatnie egzaminy, za chwile rozpoczną się wakacje. Była za to wdzięczna. Może chociaż przez te dwa miesiące nie będą się widywać i zdoła zapomnieć o wszystkim.

Przymknęła oczy, nieprzespana noc dała się jej we znaki. Była zmęczona i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.

***

Biegła zdyszana przez ciemne korytarze, a odgłos jej kroków roznosił się echem. Wokół panowała złowroga cisza, jednak doskonale wiedziała co dzieje się w podziemiach ministerstwa. Wzmocniła uścisk na różdżce i wpadła do windy, wciskając guzik z natarczywością, jakby to miało wszystko przyspieszyć.

Gdy głos w windzie oznajmił przybycie na poziom Departamentu Tajemnic ponownie puściła się szaleńczym biegiem wzdłuż korytarza. Teraz doskonale słyszała odgłosy odbywającej się tam walki.
Wpadła do owalnego pomieszczenia ledwie łapiąc oddech. Wszędzie widziała pojedynkujące się pary, jednak to ta jedna przykuła jej uwagę. Widziała jak Syriusz walczy z jakąś kobietą, która miała obłęd w oczach. Widziała jak Syriusz śmieje się z niej, odbijając jej klątwy. Ten uśmiech widniał na jego twarzy nawet wtedy, kiedy śmiertelna klątwa ugodziła go w pierś.


Kira krzyknęła, jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Chciała pobiec do niego, jednak nogi wrosły jej w ziemię. Nie mogła się ruszyć dławiona przez szaleńczą bezradność i rozpacz. Kiedy tak szamotała się sama ze sobą, powróciła do rzeczywistości spadając z hukiem z łóżka.

wtorek, 3 października 2017

Seal Our Fate

Kolejne dni mijały niezauważone. Egzaminy toczyły się pełną parą, w związku z tym Snape miał dużo więcej obowiązków. Jej wieczorne zajęcia bywały odwoływane coraz częściej. Nie miała o to pretensji, wręcz przeciwnie, była wdzięczna. Nie miała kompletnie głowy do tego, by się uczyć. Nie mogła przestać myśleć o wygłoszonej kilka dni temu przepowiedni. Kogo się tyczyła? Czyje życie ponownie jest zagrożone? Westchnęła ciężko i spojrzała w stronę zamku. Noc była ciepła, siedziała więc na brzegu jeziora wpatrując się w gwiazdy. To samo robili piątoklasiści, których egzamin z astronomii właśnie trwał w najlepsze. Nie miała ochoty wracać do środka. Wsłuchiwała się w cykanie świerszczy i ciche pluski wody. Panujący spokój zakłóciło nagle otwarcie i zatrzaśnięcie głównych drzwi zamku. Wstała i spojrzała w tą stronę. W kierunku chaty Hagrida szło pięć osób. Wydawało się jej, że na samym przedzie kroczyła Umbridge. Było ciemno i stała oddalona, jednak jej nie sposób pomylić z kimś innym. Z każdym krokiem zbliżali się do domu gajowego. Kira miała złe przeczucia, więc wzięła do ręki różdżkę i ruszyła powoli w ich kierunku.

W chwilę po tym z chaty wyszedł Hagrid i zaryczał wściekle, wymachując pięściami. W jego kierunku posłano pięć snopów czerwonego światła.

To niemożliwe! Chcą go oszołomić! – pomyślała oburzona przyspieszając kroku, gdy nagle przypomniała sobie słowa Snape’a:  „Twoja jakże szlachetna postawa kiedyś cię zgubi.” Przystanęła, przyglądając się całemu zamieszaniu.

Brytan gajowego ruszył w jego obronie, niestety oszołomiono go, a wówczas Hagrid zaryczał złowrogo. To zadziwiające, że oszałamiacze się go nie imały. Piątka napastników nie była w stanie poradzić sobie z jednym pół olbrzymem.

Frontowe drzwi zamku ponownie się otworzyły i Kira dostrzegła spieszącą w ich stronę szczupłą i wysoką postać.

- Jak śmiecie! – usłyszała głos profesor McGonagall. – Zostawcie go! Dajcie mu spokój, mówię! – krzyczała, gdy nagle w jej stronę posłano cztery oszałamiacze. Kira pisnęła przerażona. Profesor McGonagall runęła na ziemię. Gdy zrozumiała co się stało, puściła się biegiem w jej stronę.

Jak tak można! Pięciu na jednego! Była bez szans! Gdy do niej dobiegła spostrzegła lecący w jej stronę czerwony promień.

- Protego! – wrzasnęła odbijając zaklęcie.

- Brać go! – krzyknęła Umbridge w stronę uciekającego Hagrida.

Na szczęście żadne z nich nie zdołało go już dogonić. Zniknął w ciemnościach zakazanego lasu.

Pięć osób ruszyło w jej stronę. W tym czasie Kira zdołała wyczarować nosze i przenieść na nie McGonagall.

- To bestialskie! – krzyknęła prosto w twarz Dolores. – Jak pani może tak nadużywać swojej władzy! A wy! – wskazała na czterech mężczyzn. – Spójrzcie co zrobiliście, przecież to kobieta! A pani – wskazała palcem na Umbridge – pożałuje tego co zrobiła!

- Panno Grey… - zaczęła ze złośliwym uśmiechem na twarzy. – Chyba się Pani zagalopowała. Proszę przenieść profesor McGonagall do skrzydła szpitalnego i zjawić się w moim gabinecie razem z profesorem Snape’m. – Jeszcze raz posłała w jej stronę obrzydliwy uśmiech. Kira wyprostowała się i rzuciła w jej stronę najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było ją stać. Gdy odeszli lewitowała nosze z nauczycielką do zamku, gdzie natychmiast się nią zajęto.

Kira ruszyła do lochów. Czekała na nią jeszcze jedna konfrontacja. Zapukała do drzwi Snape’a. Otworzył jej po dłuższej chwili zdziwiony jej wizytą.

- Pani dyrektor prosi nas do siebie. – wypowiedziała te słowa z obrzydzeniem.

- Dlaczego? – spojrzał na nią podejrzanie.

Kira spuściła wzrok. Absolutnie nie mogło jej przejść przez gardło, że na pewno zostanie wywalona ze szkoły.

- Co zrobiłaś? – zapytał wychodząc na korytarz i ruszając w kierunku gabinetu Umbridge. Milczała. Podążała tylko za nim, czując, że jej świat zaczyna gwałtownie się kurczyć. Dokąd się uda? Może Syriusz pozwoli jej pomieszkać jakiś czas u siebie?

Gdy stanęli pod jej gabinetem, drzwi uchyliły się prawie natychmiast.

- Zapraszam. – powitała ich cukierkowym tonem. Na jej twarzy widoczny był wyraz zwycięstwa.

Snape wszedł do środka, lekko popychając Kirę do przodu.

- Zapewne profesorze Snape zastanawia się Pan, dlaczego wzywam Pana o tak późnej porze?

- W rzeczy samej. – powiedział rzucając krótkie spojrzenie na Kirę.

- Panna Grey dopuściła się wobec mnie rażącego braku dyscypliny, którego niestety nie mogę tolerować. Moim życzeniem jest, aby opuściła Hogwart.

Snape zacisnął usta i ponownie spojrzał na Kirę, która trzymała wysoko uniesioną głowę. Nie obchodzi jej, że ją wywalą! Stanęła w obronie krzywdzonej kobiety! Nawet Snape nie może mieć o to pretensji.

- Jeżeli mogę zapytać Pani dyrektor,  w jaki sposób panna Grey dopuściła się niesubordynacji?

- Na oczach czterech światków zwymyślała mnie i zarzuciła nadużywanie władzy!

- To dlatego, że oszołomiliście profesor McGonagall! – warknęła. – Była bezbronna! Profesorze Snape! – spojrzała na niego z niemym błaganiem. Jego oczy zapłonęły, zobaczyła to. Jednak żadnym innym gestem nie dał po sobie poznać, że to co usłyszał go zdenerwowało.

- Minerwa McGonagall zasłużyła sobie na takie traktowanie. Od samego początku utrudniała mi pracę. Była buntowniczką, która współpracowała z Dumbledorem!

- To nieprawda! Chciała was tylko powstrzymać, przed atakiem na Hagrida, którego w piątkę atakowaliście!

- Dosyć. – powiedział Snape.  - Pani dyrektor chciałbym jednak prosić, aby panna Grey mogła nadal kontynuować praktykę. Poświęciłem zbyt wiele czasu i energii, by teraz to wszystko zaprzepaścić. – zrobił krok w jej stronę zostawiając Kirę za sobą. – Niedługo rozpoczną się wakacje i jestem pewien, że przez ten czas panna Grey nabierze ogłady. Osobiście tego dopilnuje. Sam również wyciągnę konsekwencję wobec braku jej dyscypliny. – zapewnił.

Umbridge milczała długo, patrząc to na jedno, to na drugie.

- Gdyby nie to, że Lucjusz Malfoy jest tobą zachwycony, nie brałabym takiej możliwości pod uwagę. Dobrze, panna Grey może pozostać, jednak od dziś jest na warunkowym. Jeżeli zrobi, powie, lub choćby pomyśli o czymś, co mi się nie spodoba wyleci z hukiem.

- Tak jest, pani dyrektor. – Snape skłonił się nieznacznie i ruszył do wyjścia, łapiąc w żelaznym uścisku ramię Kiry i pociągając ją do drzwi.

- Chwileczkę profesorze. – zawołała za nimi Umbridge. Snape stanął natychmiast i spojrzał przez ramię, nawet na chwilę nie rozluźniając uścisku w jakim trzymał ramię Kiry.

- Tak?

- Nie usłyszałam przeprosin. – usiadła w fotelu i uśmiechnęła się słodko.

Kirze przewróciło się w żołądku. To nie jest tego warte! Na pewno nie przeprosi! Woli, żeby ją ta ropucha wywaliła.

Snape’a jednak to nie obchodziło. Brutalnie pociągnął ją do Umbridge i mocniej zacisnął dłoń na ramieniu. Kira syknęła rzucając mu obrażone spojrzenie. Dobrze wiedziała do czego ją teraz zmusza, a zaciskające się palce dawały jej o tym boleśnie znać. Ból w końcu był nie do wytrzymania więc wyjąkała.

- Przepraszam.

- Mam nadzieję, że od dziś rozumiemy się już doskonale panno Grey.

- Tak. – rzuciła krótko czując ponownie jak Snape zaciska swoją dłoń.

Po chwili raz jeszcze pociągnął ją do wyjścia. Gdy byli już na korytarzu puścił jej ramię i ruszył wściekły w stronę lochów.

- Rusz się! – warknął.

- Jak twoim zadaniem miałam postąpić? – dogoniła go.

- Nie tutaj! – syknął.

Był wściekły. Już dawno nie widziała go tak zdenerwowanego. Wiedziała co ją czeka. Nie obchodziło jej to. Gdyby ponownie postawiono ją w takiej samej sytuacji, podjęła by taką samą decyzję. Tak należało zrobić! Tego wymagała moralność! Stanąć w obronie słabych i krzywdzonych.
Otworzył z rozmachem drzwi swojego gabinetu i przepuścił ją w drzwiach, zatrzaskując je za nimi.

- Której części zdania nie zrozumiałaś, gdy mówiłem ci jak ważne jest, abyś się nie wychylała! – krzyknął podnosząc głos z każdym wypowiadanym słowem.

- Co miałam zrobić? Pozwolić by ją zabili? – zapytała. – Posłali w jej stronę, cztery oszałamiacze jednocześnie! – oburzyła się. – Kiedy chciałam jej pomóc, Umbridge zaatakowała również mnie!

Snape wyprostował się. To zadziwiające, jak wydawał się wyższy w chwilach, gdy był wściekły.

- To nadal nie była twoja sprawa! Wiesz co by się stało, gdybym cię nie wybronił? – zapytał podchodząc do niej tak blisko, że czuła jego oddech na swojej skórze. – Schwytano by cię jeszcze zanim dotarłabyś do Londynu! Głupia! – wrzasnął wprost do jej ucha.

- Czyli twoim zdaniem mam bezczynnie patrzeć na to, jak komuś dzieje się krzywda? A gdybyś to był ty? Też nie chciałbyś, abym ci pomogła?

- Nie, nie chciałbym! Bo to by oznaczało, że pogrzebiesz nasze szanse na zwycięstwo! Niech dotrze do ciebie w  końcu, że pewne ofiary muszą zostać poniesione!

- Nie zgadzam się z tobą! Wierzę, że jeżeli będziemy starać się ze wszystkich sił, ocalimy każdego, kogo życie będzie zagrożone. A przyglądając się bezczynnie, pomagamy złu zwyciężyć.

- Naiwna kretynka! Odpowiadam za ciebie! – odsunął się w stronę kominka, w którym palił się ogień. Mimo lata, w lochach zawsze było zimno.

- To przestań! Może ja też nie potrzebuję, żebyś mi matkował!

- Czy ci się to podoba, czy nie jesteśmy przywiązani do siebie. Twój los spoczywa w moich rękach i odwrotnie! Dopóki mam coś do powiedzenia  w tej kwestii, będziesz posłuszna. Tym najlepiej przyczynisz się do zwycięstwa.

- A może mam już tego dosyć? – powiedziała ciszej. – Może nie mam już sił i żałuje dnia, w którym zjawiliście się w moim salonie?

- Trochę za późno na taki żal. Zabrnęłaś już zbyt daleko.

- Zawsze mogę zawrócić.

- Możesz, to prawda. – przyznał, odwracając się w jej stronę. – Jestem jednak ciekaw, jak wówczas zniesiesz wyrzuty sumienia oglądając jak giniemy jeden po drugim.

- Przestań!

- Czy nie tego tak bardzo się boisz? – ponownie zbliżył się do niej. – Czy dlatego, tak bardzo boisz się zasnąć, by nie ujrzeć jak umieramy?  Twoje wizje kiedyś się spełnią, nawet ta, której nie chcesz mi wyjawić.

Umilkł. Kira oddychała ciężko patrząc na niego. Ponownie nie była w stanie odwrócić wzroku.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, co wówczas zobaczyłam? – zapytała. – Naprawdę? Ostrzegam cię jednak, że jeżeli ta wizja się wypełni, nic nie będzie już dla ciebie takie samo. – Patrzył na nią z tą samą obojętnością co zawsze, jednak w jego oczach dostrzegła wahanie. Trwało to krótką chwilę, bo zaraz po tym wyprostował się i na jego twarzy zagościła pewność siebie.

- Powiedz mi.


Kira westchnęła. Liczyła na inną odpowiedź. Nie było jednak odwrotu. Pokonała, więc dwa ostatnie dzielące ich kroki. Nigdy nie byli tak blisko siebie i gdy podniosła wzrok, by spojrzeć na niego dostrzegła w jego oczach strach. Po raz pierwszy zobaczyła, że się przestraszył. Ten,  który na co dzień stawiał czoła najpotężniejszemu czarodziejowi, stał się w jej oczach bezbronny. Wspięła się na palce i złożyła na jego zimnych ustach pocałunek. Nieśmiały, jakby samym tylko dotykiem miała zburzyć podwaliny świata. Wyczuła, że zaskoczyła go, jednak nie cofnął się. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i oddał pocałunek.