Nad Londynem tego dnia zbierały się ciemne chmury. Lato tego
roku było wyjątkowo upalne i od kilku tygodni nie spadła ani jednak kropla deszczu.
Skwar był nie do wytrzymania, więc widok zaciągającego się nieba przyjęła z
ulgą. W zakładzie nie mieli klimatyzacji, co sprawiało że praca była katuszą.
Trzy wentylatory pracowały na najwyższych obrotach, lecz niczego to nie dawało,
gdyż mieszały tylko gorące powietrze jak zupę.
Dzień był spokojny. Od rana miała tylko dwie klientki, z
którymi uporała się dosyć szybko. Była pewna, że między 12:00 a 14:00 nie
zajdzie tu pies z kulawą nogą. Każdy kto miał choć trochę oleju w głowie
siedział teraz w klimatyzowanych pomieszczeniach i nie myślał nawet o
wysunięciu nosa na ten skwar. Jej szefowa oznajmiła pół godziny temu, że do
końca dnia już jej nie będzie i musi zamknąć zakład. Nic nowego. Robiła to
właściwie codziennie.
Salon fryzjerski w którym pracowała nie był jakiś
szczególny, właściwie ledwo spinali koniec z końcem. Mieli kilku stałych
klientów, czasem wpadał ktoś nowy. Od jakiegoś czasu zastanawiała się nad
zmianą pracy, jednak do tej pory się nie zdecydowała. Anna jej pracodawczyni
dawno temu przyjęła ją do pracy właściwie z ulicy. Miała niewielkie
doświadczenie, jednak wiedziała, że ma talent. Wystarczyło go tylko podszkolić
i taką szansę dostała właśnie tu. Nie otrzymywała wysokiej pensji jednak
starczyło jej na opłacenie ciasnego mieszkania i jako takie życie. Miała jednak
25 lat i chciała czegoś więcej od życia. Planowała pójść na jakieś zaoczne
studia, potem dostać lepszą pracę, zmienić mieszkanie i może nawet zakochać
się. Uśmiechnęła się do siebie na tą myśl. Zawsze chciała mieć dużą rodzinę,
pewnie dlatego, że sama była z domu dziecka. Nie znała swoich rodziców, ale
może to i lepiej. Nie czuła się samotna, miała paru przyjaciół i chyba mimo
wszystko była dosyć szczęśliwa.
Jej przyjaciele żartobliwie nazywali ją Sybillą. Tą pseudo
wróżką z kablówki, która miała swój program późno w nocy . Dzwoniły do niej
głównie zdesperowane kury domowe z pytaniami czy ich mężowie mają romanse.
Czasami dla zabawy oglądali jej program. Mówili tak na nią, ponieważ co jakiś
czas zdarzały się wokół niej dziwne rzeczy. Ot tak po prostu od czasu do czasu
wiedziała, że za chwilę zadzwoni telefon. Miewała przeczucia, jednak nie
przywiązywała do nich większej wagi. Uważała, że to normalne i każdy czasem
miewa deja vu. Pseudonim jednak przyległ do niej i sama z niego często
żartowała.
Niebo całkowicie już pociemniało, jednak gęste i ciężkie
powietrze nadal nie dawało odetchnąć. W oddali dało się usłyszeć grzmot,
zapowiedź zbliżającej się burzy. Chwilę później usłyszała dzwonki przy drzwiach
sygnalizujące przybycie klienta. Odwróciła się z zapraszającym uśmiechem. Do
salonu weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy w bardzo podeszłym wieku, z długą siwą
brodą prawie do samej ziemi. Gdyby nie był szczupły wzięła by go za Świętego
Mikołaja. Od razu zwróciła uwagę na jego dziwaczny ubiór i na wyraziste
błękitne oczy. Ich blask zupełnie nie współgrał z wiekiem przybysza. Były żywe,
radosne i świdrujące. Starszy Pan miał na sobie niemodną hawajską koszulę w
śmieszne czerwono-cytrynowe kwiaty oraz różowe spodnie z przewiewnego
materiału.
Kontrastem do niego był drugi mężczyzna, dużo młodszy od
pierwszego, równie wysoki lecz już pierwszy
rzut oka upewniał w przekonaniu o jego trudnym charakterze. Miał
ziemistą cerę, która zdawała się nie oglądać promieni słonecznych, długi
zakrzywiony nos oraz kruczoczarne lekko tłustawe włosy do samych ramion. Ubrany
był całkowicie na czarno, pozapinany po samą szyję. Nie wiedziała jak ktoś może
być tak szczelnie ubrany w taki skwar. Mężczyzna jednak nie zdawał się być
zmęczony upałem, a nieprzyjemny grymas który zagościł na jego twarzy upewniał,
że nie była to raczej dusza towarzystwa.
- Witam panów, w czym mogę służyć. – zapytała uprzejmie.
Starszy pan uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Chciałbym skrócić sobie trochę włosy. Sięgają mi już
prawie do kolan, a wolałbym trochę krótsze.
- Jak bardzo krótsze? – zapytała przyglądając się
imponującej długości włosom.
- No może tak do pasa?
- Rozumiem, proszę niech Pan siądzie. – wskazała na
najbliższy fotel. – Nie żal Panu ich ścinać?
- Och, niech się Pani nie martwi. Moje włosy w jakiś
magiczny sposób bardzo szybko odrastają. – puścił jej oczko z zadziornym
uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech. Drugi z
mężczyzn usiadł na kanapie. W odbiciu lustra zauważyła jak przygląda się jej. W
jego oczach było coś takiego, co sprawiało że po ciele przechodził nieprzyjemny
dreszcz. Zignorowała to i zajęła się miłym staruszkiem.
- Jak ma Pani na imię? – zapytał ciągle się uśmiechając.
- Kira.
- To bardzo ładne imię. – przyznał
- Dziękuję.
- Jak długo tu pracujesz?
- Już prawie 5 lat. – odpowiedziała nie przestając strzyc
włosów.
- To bardzo długo, musisz lubić to co robisz.
- Bardzo, jednak zastanawiam się nad zmianą pracy. – po raz
kolejny wyłapała w lustrzanym odbiciu wzrok drugiego mężczyzny.
- Dlaczego?
- Chciałabym pójść na studia, a ta praca nie wystarczy na
pokrycie kosztów.
- To ambitne. Rodzice muszą być z pani dumni.
- Szczerze w to wątpię. – odpowiedziała obojętnie
- Dlaczego?
- Wychowałam się w domu dziecka, nie wiem kim są moi
rodzice.
- Przepraszam. – powiedział dobrotliwie staruszek.
- Niech się Pan nie przejmuje. To nie jest jakaś wielka
tragedia. Dzięki temu potrafię poradzić sobie sama w życiu i moje sukcesy będę
mogła zawdzięczać tylko sobie. – powiedziała powracając ponownie do serdecznego
tonu.
- Imponuje mi Pani.
Nie często zdarza się ktoś o tak ambitnych planach.
- To nic szczególnego chcieć czegoś więcej od życia prawda?
Uprzejma rozmowa toczyła się jeszcze jakiś czas. Grzmoty
były coraz bardziej słyszalne i zerwał się wiatr.
- Zapowiada się niezła burza. – powiedział staruszek wstając
z fotela i przyglądając się sobie w lustrze.
- Nie sądzę… Mam przeczucie, że pójdzie bokiem i upał wcale
nie zelżeje. – powiedziała nabijając na kasę paragon i wydając resztę.
- Ma Pani przeczucie? To ciekawe… - wzruszyła ramionami – Ja słyszałem że ma
być dużo chłodniej.
- Oby, bo skwar jest nie do wytrzymania. – przetarła
wierzchem dłoni spocone czoło.
- Dziękuję Pani za strzyżenie.
- Nie ma za co. Polecamy się na przyszłość.
Drugi mężczyzna stał już w progu i chciał wyjść. Zauważyła,
że zapomniał kurtki.
- Zapomniał Pan. – podała mu ją i przez ułamek
sekundy ich dłonie się zetknęły. Prawie natychmiast cofnęła swoją dłoń jak
porażona. Jej źrenice się rozszerzyły i wstrzymała oddech kurczowo trzymając
przy piersi dłoń.
- Czy coś się stało? – zapytał starszy Pan uważnie
przyglądając się tej dziwnej scenie.
Kira patrzyła na Severusa z wyraźnym szokiem w oczach, lecz
po chwili otrząsnęła się.
- Nie, wszystko dobrze. Chyba kurtka była naelektryzowana. –
powiedziała niepewnie cofając się w głąb salonu. Snape spojrzał na Albusa,
który ledwie widzialnie skinął mu głową.
- Do widzenia Kiro, jeszcze raz dziękuję.
*******************
No i mamy pierwszy rozdział, nie specjalnie udany... ale jest. Pierwsze trzy rozdziały pisały mi się opornie więc z góry przepraszam za styl. Postaram się je dopracować w najbliższych dniach.
SS